Argentyna - Bośnia i Hercegowina. W poszukiwaniu nowego Redondo

Od 2004 roku Argentyna uparcie szuka nowego Fernando Redondo. Aby w Brazylii geniusze ofensywy mogli bez obaw nękać rywali, "Albicelestes" potrzebują w środku boiska pomocnika w typie byłego gwiazdora Realu Madryt. Uwielbianą w Argentynie "piątką" miał być Fernando Gago. Mundial w Brazylii to dla niego ostatnia szansa na zajęcie tronu po "El Principe". Mecz Argentyna - Bośnia i Hercegowina w nocy z niedzieli na poniedziałek (godz. 24.)

W latach 1994-2000 Fernando Redondo był jednym z najlepszych pomocników świata. Nie bez przyczyny nazywany był "El Pricipe". Imponował wyszkoleniem technicznym, długim i krótkim podaniem, wizją gry, a także umiejętnością wbiegnięcia w pole karne rywala z głębi pola. Jego majestatyczne ruchy sprawiały wrażenie, jakby po boisku nie biegał, a płynął. W reprezentacji nie ugrał jednak zbyt wiele. Przez siedem lat zanotował w barwach "Albicelestes" raptem 29 meczów. Błyszczał przede wszystkim w Realu Madryt, z którym wygrał dwa Puchary Europy, dwa mistrzostwa Hiszpanii, dwa krajowe puchary i Puchar Interkontynentalny. Kiedy w 2004 roku kontuzja zmusiła go do zakończenia kariery, Argentyna zapytała o schedę po "El Principe". Poszukiwania trwają do dziś, choć przez wiele lat wydawało się, że nowym pivotem "Albicelestes" będzie Fernando Gago.

Miłe złego początki

"Pintita" jest wychowankiem Boca Juniors. W Buenos Aires błyskawicznie zyskał sławę nowego Redondo. Chodziło nie tylko o piłkarską charakterystykę Fernando, ale także fryzurę zbliżoną do wielkiego mistrza. Ówczesny trener Gago, Ramon Maddoni, często beształ go za ciągłe sprawdzanie, czy jego włosy przypadkiem nie wysunęły się spod modnej opaski. Na La Bombonera zdobył dwa tytuły mistrzowskie, Copa Sudamericana i dwa Recopa Sudamericana. W 2007 roku Real Madryt wygrał wyścig o utalentowanego nastolatka. Oferując niemal 21 mln euro, "Królewscy" przebili oferty Milanu i Bayernu Monachium.

Zanim założył białą koszulkę Realu najpierw wybrał się do ... Museo del Prado. Gago to w końcu zdeklarowany miłośnik sztuki i literatury. W dwóch, mistrzowskich dla "Królewskich" sezonach -2006/07 i 2007/08 - uzbierał kolejno 13 (do Madrytu trafił w styczniu) i 31 meczów. U Juande Ramosa również grał w podstawowym składzie. W sezonie 2008/09 zaliczył 7 asyst. To wówczas najgłośniej mówiono o podobieństwie do Redondo. Co ciekawe, tak jak w przypadku "El Principe", sukcesy w klubie nie szły w parze z powodzeniem w reprezentacji.

Problemy Gago w Madrycie zaczęły się w momencie, kiedy stery w Realu przejął Manuel Pellegrini. Chilijczyk wolał postawić na duet Lassana Diarra - Xabi Alonso. "Pintita" stracił pewność siebie, a do tego kilka razy był kontuzjowany. To prawdopodobnie wówczas zaczęły się problemy zdrowotne Gago, które w dużej mierze zdecydowały o dalszym niepowodzeniu Argentyńczyka w europejskim futbolu.

U Jose Mourinho Gago nie grał w ogóle, co wywołało otwarty konflikt na linii piłkarz - trener. Diego Maradona nie miał podstaw, aby zabrać pomocnika Realu na mundial w RPA. Gago trafił na wypożyczenie do Romy, po czym przeniósł się do Valencii. Chciał grać na Mestalla, bo opiekunem "Nietoperzy" był wówczas jego rodak, Mauricio Pellegrino. Kiedy po trzynastu meczach La Liga "El Flaco" został zwolniony, Gago powiedział, że już nigdy nie zagra w koszulce Valencii.

Spotkanie dwóch pivotów

Co ciekawe, w stolicy Lewantu Gago spotkał Evera Banegę. To właśnie wychowanek Boca Juniors został następcą "Pintity" w Buenos Aires, kiedy ten wybrał ofertę Realu. Także zapowiadał się na wielki talent. Valencia zapłaciła za niego 18 mln euro, ale na Mestalla szybko pożałowali tej decyzji. Na początek zasłynął "seks taśmą" i jazdą samochodem pod wpływem alkoholu. Kiedy wrócił z wypożyczenia do Atletico Madryt, przedłużył sobie urodzinową imprezę trenera Unaia Emery'ego. Następnego dnia spóźnił się na trening. Po zajęciach zwymiotował w szatni. Farsa trwała, bo Ever nieustannie wykłócał się z sędziami, przeciwnikami i kolegami z drużyny. Kiedy wydawało się, że spoważniał, w trakcie tankowania jego auto przejechało mu po stopie. Argentyńczyk zapomniał zaciągnąć hamulec ręczny. Po ponad półrocznej przerwie wrócił do treningów. W trakcie zajęć, stojące na parkingu przed ośrodkiem Valencii czerwone porsche Banegi nagle zaczęło się palić. Z luksusowego auta zostały raptem lusterka. Ostatnie pół roku stracił na wypożyczeniu w Newell's Old Boys. Nowym Redondo już nie będzie.

Alejandro Sabella próbował w roli "pivota" Lucasa Biglię z Lazio Rzym. 27-latek ma za sobą niezły sezon, ale miniona kampania była jego pierwszą w dużym futbolu. Dotąd występował jedynie w Anderlechcie Bruksela. Ponadto, jego reprezentacyjny staż nie jest okazały. To raptem 17 meczów, głównie towarzyskich. Wydaje się jednak, że jeśli ktoś może pozbawić Gago miejsca w podstawowym składzie Argentyny, to może to być właśnie Biglia.

Na ławce pozostanie inny kandydat do gry na tej pozycji, Enzo Perez. Zawodnik Benfiki Lizbona znajduje się niżej w hierarchii Sabelii. I choć obaj panowie znają się ze wspólnej pracy w Estudiantes, to jednak Gago lepiej organizuje grę drużyny od tyłu. Perez w Lizbonie ustawiany jest nieco wyżej, czasem nawet na prawej stronie pomocy. 27-latek ma również podobny problem, co Biglia. Do tej pory zagrał dla "Albicelestes" tylko 6 meczów.

Wydaje się więc, że obok Javiera Mascherano, w reprezentacji człowieka od "czarnej roboty", zagra Fernando Gago. W seniorskiej drużynie Argentyny "Pintita" debiutował dawno temu, bo w lutym 2007 roku. Wówczas Alfio Basile sięgnął po 20 - letniego pomocnika, który miał dopiero podbić piłkarski świat. Siedem lat później Gago staje przed szansą futbolowego zmartwychwstania. Jeśli mu się uda, pewnie znów ktoś nazwie go nowym Redondo.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.