Francuzi powinni być do tego przyzwyczajeni. Przecież to w Paryżu powstał jeden z pierwszych diabelskich młynów na świecie. Zbudowano go w 1900 roku na Wystawę Światową, zburzono w 1937 roku. Ciągle tylko góra-dół- -góra-dół... Tak jak w futbolu w ostatnich dwóch dekadach. Żadna inna piłkarska reprezentacja nie wywoływała tak skrajnych odczuć.
Po kolei:
1994 - awans stracony w tak dramatycznych okolicznościach, że po dwudziestu latach trudno przyjąć do wiadomości, iż to mogło się wydarzyć naprawdę. W dwóch ostatnich meczach eliminacji (Izrael, Bułgaria) porażki u siebie po golach traconych w ostatniej minucie. A przecież do sukcesu wystarczał tylko jeden remis!;
1998 - mistrzostwo świata;
2002 - ostatnie miejsce w grupie mundialowej bez choćby jednego strzelonego gola;
2006 - wicemistrzostwo świata;
2010 - ostatnie miejsce w grupie mundialowej z zaledwie jednym strzelonym golem...
Optymistom wychodzącym z założenia, że w Brazylii będzie dobrze tylko dlatego, że poprzednio było źle, poddaję pod rozwagę inną statystykę, dla reprezentacji Francji fatalną. Na mundialach rozgrywanych w Ameryce Południowej wypadała albo żałośnie, albo... w ogóle.
W 1930 roku w Urugwaju Francuzi nie wyszli z grupy, zasłynęli tym, że zdobyli pierwszego gola w finałach mistrzostw świata (13 lipca 1930 roku o godzinie 15.19 Lucien Laurent wbił bramkę Meksykanom). W 1950 roku do Brazylii w ogóle nie pojechali, bo w eliminacjach byli gorsi od Jugosławii, która potem nawet nie wyszła z grupy. W 1962 roku eliminacje do mistrzostw w Chile przegrali z Bułgarią, która potem również przepadła w grupie. W 1978 roku w Argentynie nie wyszli z grupy, zasłynęli za to golem zdobytym najszybciej (Bernard Lacombe wbił go już w 30. sekundzie meczu z Włochami, ale Francuzi i tak przegrali 1:2).
Jeśli zajmiemy się racjonalnymi argumentami, to sen z powiek Francuzów spędza co innego. W momentach triumfu "Tricolores" zawsze mogli liczyć na charyzmatycznego lidera. W 1958 roku na Kopę, w 1984 na Platiniego, w 1998 na Zidane'a.
Tymczasem w kadrze na brazylijski mundial, którą w połowie maja ogłosił selekcjoner Didier Deschamps, trudno znaleźć samca alfa. Nie ma w niej Samira Nasriego, mistrza Anglii z Manchesteru City. - Nasri jest zawodnikiem wielkiej klasy, ale potwierdzał ją tylko w klubie, a w reprezentacji nie - uzasadnił swój wybór Didier Deschamps.
Selekcjoner podkreślał, że gdyby Nasri usiadł na ławce, jego frustracja mogłaby się rozlać na cały zespół.
Po skandalach, które miały miejsce podczas poprzedniego mundialu w RPA, gdy Nicolas Anelka obraził Raymonda Domenecha (on też Nasriego na mistrzostwa nie zabrał), działacze robią wszystko, by atmosfera w Brazylii była przykładna.
Deschamps przywiązuje wagę nie tylko do umiejętności piłkarskich, ale i do charakterów. - Czeka nas wspólne życie co najmniej przez sześć tygodni, a to nie to samo co przez kilka dni - tłumaczył selekcjoner, który ze znanych graczy skreślił również obrońców Gaëla Clichy'ego i weterana, 34-letniego Erica Abidala.
Czy piłkarzy nie będą rozpraszać sprawy pozaboiskowe? Rio Mavuba, pomocnik Lille, niespełna miesiąc przed mundialem zapewniał, że kadrowicze nie dostali od selekcjonera żadnych instrukcji, choćby w sprawie udzielania się w mediach społecznościowych. - Trener nam niczego nie zabrania - mówi Mavuba.
Kto będzie liderem tricolores na boisku? Franck Ribery został wycofany ze względu na kontuzję. Być może ciężar mogliby udźwignąć Blaise Matuidi z PSG i Paul Pogba z Juventusu Turyn, którzy mieli znakomity sezon. Matuidi pytany wprost, czy mógłby być liderem kadry, odpowiada wymijająco, że wszyscy zawodnicy powinni podjąć to wyzwanie. - Nie mamy doświadczenia z wielkich turniejów, ale wielu z nas przyzwyczaiło się w klubach do gry o najwyższą stawkę. Ja jestem już w wieku odpowiednim, by brać na siebie odpowiedzialność - mówi 27-letni defensywny pomocnik.
Deschamps nie może narzekać na przygotowania, choć jeden gracz odpadł już po ogłoszeniu 23-osobowej kadry. Kontuzjowanego bramkarza Steve'a Mandandę z Olympique Marsylia zastąpił Stéphane Ruffier z St.Étienne. Pierwszym golkiperem i tak jest jednak Hugo Lloris z Tottenhamu.
Jedno jest pewne: podczas tego turnieju Francuzi będą mogli liczyć na doping. Kibice wykupili na mecze w Brazylii 17 tys. biletów.