Misja Brazylia. W Amazonii mundial jest nagi

W Amazonii wszyscy kochają piłkę, ale taką jak dżungla. Naturalną, nieposkromioną, rozśpiewaną. Dlatego mundialu nie pokochał tu nikt.

Materiał powstał w ramach cyklu Misja Brazylia. Wyjazd dziennikarzy Sport.pl dzięki firmie Visa.

Indianie nie dzierżą Białego słonia. Wkroczył nagle do Manaus z całym tym cyrkiem zwanym "World Cup". Gwiazdy piłki i turyści zostawią trochę dolarów, a słoń zostanie pośrodku dżungli. - I po co nam ten mundial? - pytają nie bez racji mieszkańcy stolicy Amazonii.

W dwumilionowym Manaus, gdzie ziemia parzy, a powietrze się poci, piłkarskie mistrzostwa mają co roku. Największe na świecie. Nie obce, pod banderą FIFA, drogie i niedostępne dla przeciętnego kibica. Prawdziwe święto piłki, które ludziom z Amazonii daje więcej niż mundial.

Dzięcioł

- Swoją oryginalną rzeźbę ciała zawdzięczam kulinarnym zdolnościom żony - śmieje Ronney Castro Guedes. Waży 109 kg. Nie doczekałby się porównań do Ronaldo, gdyby nie założył zespołu grubasów. Zagrali. Zdarzyło im się kopać po czole, ale tutaj to żadna ujma. Ważne, że kochają piłkę. I nie wstydzą się tej miłości.

Dzięcioł to przydomek Indianina, który dzięki technice i fryzurze trafił na 24. stronę lokalnej gazety w Manaus. Niektórzy mówili, że jest szalony jak Neymar. Po ostatnim meczu wziął wycinek dziennika, wsiadł na kajak, odpłynął do rodzinnej wioski. Jak dżungla da, wróci za rok.

Brenda Carioca została królową. Ludzie mówią, że ładniejszej od niej nie było w całej Amazonii. Chciałaby podzielić los poprzednich laureatek, które trafiały na okładkę "Playboya", uczestniczyły w wyborach Miss Brazylii i Miss World. Jedna dostała nawet kontrakt na Filipinach.

W Brazylii każdy chłopiec - duży i mały - chce być piłkarzem, a każda dziewczynka marzy o tytule miss. Tegoroczny mundial podreperuje domowe budżety, ale marzeń nie spełni. To może im dać tylko Peladao, które w amazońskiej części Brazylii uchodzi za społeczny fenomen.

To największy i zarazem najbardziej oryginalny amatorski turniej piłkarski na świecie. Skupia drużyny z całej Amazonii: złożonych wyłącznie np. z protestantów, grubasków, miłośników rocka, piwoszy. Sąsiadów i dalszych znajomych. Indian z odległych wiosek. Marynarzy, którzy przybijają na weekendy do portu w Manaus.

Formuła jest prosta: najpierw okręgowe eliminacje w stolicy i 22 okolicznych miasteczkach. Potem finał. Wszystko trwa od 4 do 6 miesięcy, w każdy weekend. Dużo piłki, muzyki i kobiet.

Słoń

- W Amazonii na organizacji wielkiego piłkarskiego turnieju znamy się najlepiej na świecie - uśmiecha się Arnaldo Santos, lokalny komentator telewizyjny, który od 15 lat odpowiada za Peladao.

Mundial, ten z FIFA, wkroczył do Manaus mimo protestów. Rząd wydał 690 mln dolarów na budowę Areny Amazonii, zwanej tu ironicznie "Białym słoniem". Podczas prac zginęło trzech robotników. Obiekt mieści 44 tys. kibiców. I to pierwszy absurd: w stolicy stanu są tylko dwie profesjonalne drużyny, grają w Serie D (IV liga), które przyciągają na trybuny od tysiąca do trzech tysięcy ludzi.

Podczas MŚ turyści raczej nie dogadają się po angielsku, a jeśli już znajdą autobus na stadion, to godzinę będzie stał w korkach lub toczył się przez dziury. - Władze obiecały m.in. linię metrobusu. Nigdy się jej nie doczekamy, za to mamy stadion, który po MŚ będzie świecił pustkami - narzeka Bruno Strahm, dziennikarz lokalnej gazety "A Critica".

W Manaus spodziewają się 18 tys. turystów, ale miejsc noclegowych jest o 6 tys. za mało. Ktoś wymyślił, by na noclegownie przerobić barki, które cumują na Amazonce. Mieszkańcy na gwałt remontują domy, by wynajmować je przyjezdnym. Indianie wiedzą, że ten mundial nie pasuje do Amazonii. Tutaj od lat próbują nie dać się prawom zewnętrznego świata: komercji, biznesowi, pieniądzom.

- Chcieliśmy MŚ, by świat zobaczył, jak bardzo kochamy piłkę w Manaus. Jestem Brazylijczykiem, ale w pierwszej kolejności Amazończykiem. Nie mam wątpliwości, które piłkarskie mistrzostwa dają nam, tu w środku dżungli, więcej. Peladao to dla nas moment prawdziwej wolności, bez podziału na klasy, zarobki i całą resztę - dodaje Santos.

Królowa

Amatorskie mistrzostwa stanu Amazonia organizowane są od połowy lat 70. ubiegłego wieku. Nie dla kasy i medali, ale dla zabawy. Najpierw jeden z dziennikarzy chciał zagrać ze znajomymi przy kiełbaskach, pijąc caipirinhę. Minęło kilka lat, a w turnieju występowało już kilkadziesiąt drużyn z Manaus.

Dziś Peladao uznawany jest za największy "podwórkowy" turniej świata, choć mecze rozgrywane są na pełnowymiarowych, spalonych amazońskim słońcem boiskach. Przyjeżdżają zespoły z całego stanu. Wiele z nich ma sponsorów (np. lokalną knajpkę z sokami owocowymi), własne koszulki. Jedna z drużyn nie mogła znaleźć mecenasa, więc zabiła świnię i sprzedawała po kawałku, by uzbierać na turniej.

Pieniądze załatwić łatwiej niż piękną królową. - O najpiękniejsze dziewczyny walczą tylko drużyny, które traktują rywalizację bardzo serio. Większość mówi: "Co za różnica, czy wygramy, czy przegramy. Liczy się przyjemność" - zapewnia organizator Peladao.

Futbol - ten w wydaniu amazońsko-amatorskim - to przede wszystkim zabawa. Nie istniałby bez skąpo odzianych kobiet (spolszczona nazwa Peladao stanowi miks słów piłka i golas). Każda królowa jest "agentką" zespołu: motywuje graczy, stanowi wizytówkę, sama też sporo może ugrać w równolegle rozgrywanym konkursie piękności.

- Zazwyczaj to najpiękniejsza dziewczyna z sąsiedztwa. Podczas Peladao staje się potężna jak Elżbieta II. Może dać drugie życie! - wykrzykuje Santos.

Gdy królowa nie zjawi się na gali otwierającej imprezę, drużyna może zostać zdyskwalifikowana (w ubiegłym roku pech spotkał aż 63 zespoły!). Jeśli zespół przegrywa w eliminacjach, ale piękność zbiera dobre recenzje, drużyna dostaje szanse na baraż. Jak Arsenal w 1998 roku, który odpadł z rozgrywek, ale dzięki urodzie królowej dostał szansę powrotu i wygrał cały turniej. To jedyny taki przypadek w ostatnich dwóch dekadach.

Dżungla

W każdy weekend rozgrywa się 250-300 spotkań. Trzech sędziów muszą zapewnić gospodarze, goście podpisują dokumenty z wynikiem spotkania. Ale i tak nie obywa się bez problemów.

- Sędzia Paulinho zapomniał kiedyś kartek. Tuż przed pierwszym gwizdkiem pobiegł do sklepu, nadział na patyk krwistoczerwonego pomidora i intensywnie żółte abiurana. To mu posłużyło za kartoniki - zanosi się śmiechem Santos.

To chodząca encyklopedia Peladao. Macha rękoma i opowiada anegdoty na każdy temat. Np. o arbitrze, który uznał podejrzanego gola i musiał spędzić kilka godzin na drzewie, bo rozwścieczeni stratą piłkarze chcieli mu natrzeć skórę.

Twierdzi, że Peladao jest jak w życiu. Zdarzyły się przypadki korupcji. W ubiegłym roku do "Czarnej księgi" trafiło 37 zespołów (mają trzyletni zakaz gry w turnieju). Kilkudziesięciu nieszczęśników, którzy próbowali przekupić rywali za pomocą butelki trunku lub kilku reali.

Głośno było też o napastniku, który strzelił niezwykłej urody gola. Potem puścił się w długą i nigdy nie wrócił na stadion, bo kilka ulic dalej usłyszał policyjne syreny. Inni nie wracają, bo Peladao dało im nowe życie: kilka królowych zdobywało laury na wyborach Miss Brazylii. Wielu graczy, zwłaszcza młodych, może pokazać się skautom profesjonalnych klubów. Jak Franza, który zaczynał w Peladao i trafił do reprezentacji Brazylii, by strzelić gola Anglii na stadionie Wembley.

Dlatego w ubiegłorocznej edycji wzięło udział 22983 piłkarzy, którzy rozegrali 2641 meczów. Strzelili 7655 goli, zobaczyli 6085 żółtych kartek. Każdą karę można jednak wykupić, rozdając piłki ubogim dzieciom z dzielnicy. Ostatnio piłkarze-amatorzy rozdali 12 tys. Z kolei od kilku lat trampkarze (to jedna z kilku, obok kobiet i old-bojów kategorii rozgrywek) za każdego gola sadzą drzewo, by nauczyć się szacunku dla amazońskiej dżungli.

Podczas ostatniej edycji kupili ponad 2 tys. sadzonek. Królowa imprezy dostała w nagrodę samochód ufundowany przez sponsorów. Zwycięzcy turnieju, rozgrywanego w każdy weekend przez 4-5 miesięcy, otrzymali auto (do podziału na kilkunastu graczy) i 3 tys. reali (ok. 3,6 tys. zł) dla wszystkich.

Mniej więcej za tyle w czerwcu można zarobić na wynajmie domu dla turystów na dwie noce. A mimo to w Manaus woleliby zająć się swoimi mistrzostwami. I jeszcze ten Biały słoń.

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

Więcej o:
Copyright © Agora SA