Reprezentacja. Zagrajcie wielki mecz. Choć jeden

W piątek o 20 w Charkowie reprezentacja Polski gra kolejny finał. Nie będzie zwycięstwa nad Ukrainą - nie będzie mundialu i nie będzie selekcjonera Fornalika. A eliminacje skończymy bez choćby jednego meczu, który dał satysfakcję. Relacja na żywo na Sport.pl.

Czy to było skupienie, czy rezygnacja, czy strach, okaże się w piątkowy wieczór. Zgrupowanie minęło w ciszy, lot do Charkowa w ciszy, nikt przez te kilka dni nie wyszedł przed szereg, nie powiedział naprawdę przekonująco: wierzę, damy radę, znajdziemy sposób.

Piłkarze uciekali w bezpieczne formułki, trener Waldemar Fornalik unikał mediów, Zbigniew Boniek milczy. - Są takie dni, gdy trzeba być cicho. Zresztą co miałbym powiedzieć? Jedyne, co jest dziś pewne, to to, że we wtorek będziemy na Wembley, w Koloseum futbolu - mówił Boniek przed odlotem z Warszawy, kolejny raz odmawiając wywiadów. Ale to w Charkowie się rozstrzygnie, czy do Koloseum jedziemy walczyć, czy tylko czekać na koniec męczarni, w które zamieniły się eliminacje.

Kadra, która oduczyła się wygrywania, a co dopiero wygrywania seryjnego i na wyjazdach, na dwa mecze przed końcem eliminacji stoi przed ścianą. Żeby się na nią wspiąć, potrzebuje dwóch zwycięstw, w Charkowie i Londynie. Co, biorąc pod uwagę jej problemy z pilnowaniem własnej bramki, oznacza zapewne, że drużynom, które nie zachwycają, ale też niczego nie oddają za darmo, będzie musiała strzelić przynajmniej po dwie bramki. - Tracimy gole za często i za łatwo - przyznaje Grzegorz Krychowiak. A gramy z rywalem, który ostatniego gola stracił pół roku temu. Dlatego dziś mundial jest mrzonką. Dopiero po zwycięstwie nad Ukrainą znów mógłby stać się celem.

Pora na dowód

Ale nie chodzi tylko o to, żeby szanse przetrwały do Wembley. Pora na jakiś namacalny dowód, że kadra kilkunastu miesięcy nie zmarnowała. To ostatnia szansa Fornalika, by mieć wreszcie mecz, do którego będzie można wracać bez żadnego "ale". Na razie jego drużyna nie ma żadnego wspomnienia, które dawałoby energię na kolejne mecze. Takiego, jakim dla kadry Beenhakkera było zwycięstwo z Portugalią, dla Janasa wyjazdowe wygrane w Wiedniu i Cardiff, dla Jerzego Engela mecz na Ukrainie. Nawet schyłkowy Beenhakker miał zwycięstwo nad Czechami, w eliminacjach mundialu 2010. Kadra Fornalika nie ma na razie nic poza niedosytem: że z Anglią, Mołdawią, Czarnogórą tylko na remis, że na walkę z Ukraińcami w Warszawie nie zdążyła się obudzić, że w ataku tyle sytuacji, a tak mało goli.

Bywają chwile, gdy jej grę ofensywną ogląda się z przyjemnością, ale tak też było za Franciszka Smudy. W obronie postępów nie widać. Nie widać też jasno wytyczonej drogi. Idziemy zakosami. Ostatnio obowiązywało hasło: odmładzamy. Teraz: wszystkie ręce na pokład. Stąd powrót do kadry Mariusza Lewandowskiego, i to z szansami na grę w pierwszej jedenastce, stąd powołania dla Marcina Wasilewskiego i Sławomira Peszki. I być może kolejne zmiany w obronie, która jak czekała na prawdziwego dowódcę już za Smudy, tak czeka nadal. Kiedyś obrońcy byli siłą Polaków, dziś nie ma ani jednego, na którym można by było od początku do końca polegać. Po treningach zanosiło się na to, że Fornalik wróci do pary stoperów Łukasz Szukała - Kamil Glik. Tego pierwszego zastąpił w meczu z San Marino Bartosz Salamon, bo wtedy potrzebny był obrońca, który będzie jednocześnie pierwszym rozgrywającym. Drugi z San Marino pauzował za kartki. Ale żeby zatrzymać ukraińskich napastników, trzeba będzie perfekcyjnej współpracy w defensywie całej drużyny. Stąd duże szanse na grę Mariusza Lewandowskiego, wiara w Mateusza Klicha, który ostatnio, jeśli chodzi o grę w obronie, zrobił postępy, i duży znak zapytania przy Adrianie Mierzejewskim, bo piłkarz Trabzonsporu jest w świetnej formie, ale wspieranie bocznego obrońcy to nigdy nie był jego żywioł.

Ogień z wodą

Pierwszy mecz z Ukrainą to chyba najbardziej bolesne wspomnienie eliminacji: 0:2 już po kilku minutach, nieudana pogoń w pierwszej połowie, zmarnowany czas w drugiej, gdy drużyna, nie pierwszy i nie ostatni raz w eliminacjach, opadła z sił. Żeby w piątek odzyskać trzy punkty stracone w Warszawie, trzeba będzie godzić ogień z wodą. Szarżować, ale nie przeszarżować, przyjąć wyzwanie rywala, który gra bardzo twardo, ale nie rozpętać awantury.

Najważniejszy dla obu drużyn mecz eliminacji trafił do miasta, w którym ukraińska kadra gra rzadko. Na pewnie najbrzydszy stadion Euro 2012, położony między starymi blokami, które na bocznych ścianach mają wymalowane gigantyczne sylwetki gwiazd Metalista. Gwiazd zagranicznych, bo Metalist, dziś lider ukraińskiej ekstraklasy, od lat stoi legionerami, jak na Ukrainie nazywają obcokrajowców. Z wielkiej czwórki ukraińskiego futbolu to Metalist dawał zawsze kadrze najmniej piłkarzy. W kadrze na mecz z Polską ma ledwie dwóch, obu przybranych Ukraińców: Marko Devicia, Serba, który ukraińskie obywatelstwo ma od 2008 r., i Edmara, Brazylijczyka naturalizowanego 2,5 roku temu. Metalist nie chciał też oddać kadrze trenera, gdy na początku eliminacji odchodził Oleh Błochin. Myron Markiewicz wolał zostać w klubie. Wybór na selekcjonera Mychajło Fomienki, czyli szefa komisji, która trenera szukała, był krzykiem rozpaczy, ale drużynę uratował.

"Boję się tylko presji"

Fomienko zakończył rozbijające kadrę spory między piłkarzami Szachtara i Dynama Kijów, Metalista i Dnipro Dniepropietrowsk. Przebudował drużynę tak, że coraz mniej w niej znaczy, choć pozostaje kapitanem Anatolij Tymoszczuk, jedyny w reprezentacji piłkarz spoza ligi ukraińskiej. - Fomienko z kadrą jeszcze nie przegrał. Umie dobrze ustawić drużynę i wie, jakich ta drużyna potrzebuje słów - mówi Artem Frankow, redaktor naczelny magazynu "Futbol". - Pierwszy mecz w Warszawie był dla was zaskoczeniem. Spodziewaliście się innej Ukrainy, przyczajonej. Teraz Fomienko musi znów wymyślić jakąś niespodziankę. Zagra Jewhen Konoplianka, którego w Warszawie nie było. Jest Dević strzelający w tym sezonie średnio więcej niż gola na mecz. Mamy mniej słabych punktów niż Polska. Jeśli się czegoś boję, to tylko presji. Na szczęście to Polska musi wygrać, nam remis nie musi odebrać szans, choć może się tak zdarzyć - mówi Frankow.

Przed pierwszym meczem z Polską nastroje były zupełnie inne, wtedy z Fomienki pokpiwano, dziś jest euforia. Od wiosny zamieniliśmy się z Ukraińcami miejscami i rolami. To cud, że szanse przetrwały. Ale do dziś piłkarze nie dali dowodu, że na ten cud zasłużyli.

Prawdopodobny skład: Boruc - Jędrzejczyk, Szukała, Glik, Wojtkowiak (Wawrzyniak) - Krychowiak, M. Lewandowski - Błaszczykowski, Klich, Sobota - R. Lewandowski.

Zobacz wideo

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o: