Puchar Konfederacji. Mały mundial, duży strach

Brazylia, która rok przed mistrzostwami świata zaprasza na próbę generalną, wyczekuje ich w panice. Pele apeluje, by fani nie dołowali gwizdami piłkarzy, ci wysłuchują, że słabszej reprezentacji ojczyzna nie miała. Relacja Z Czuba i na żywo z pierwszego meczu z Japonią w sobotę o 21 w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE

W startującym w sobotę Pucharze Konfederacji gospodarze najbliższego mundialu przyjmują mistrzów kontynentów. W grupie A Brazylia zaatakuje Japonię, Meksyk i Włochy (na Euro 2012 wzięli srebro, ale zajmują miejsce Hiszpanii występującej jako triumfator mundialu). W grupie B ta ostatnia przećwiczy Urugwaj, Nigerię oraz Tahiti. Mały mundial zwieńczy minifaza pucharowa - liderzy i wiceliderzy grup zderzą się w półfinale.

To już tradycja, że przed wielką imprezą sportową gospodarze lamentują, iż wszystko się zawali, a zagraniczne media chętnie histeryzują razem z nimi. Nie tylko my, Polacy, mieliśmy utknąć na czas Euro w korkach i najeść się wstydu z powodu organizacyjnej apokalipsy. Brazylijczycy też boją się komunikacyjnego paraliżu, też biedzą się z modernizacją stadionów - nawet legendarnej Maracanie groziło odwołanie niedawnego sparingu z Anglią, bo okazała się dziurawa. I też podważają sens wydatków. Nawet wybitni w przeszłości piłkarze wściekają się, że władzę utajniają ich skalę.

***

Tamtejszy futbol skandalami stoi. Poprzedniego prezesa federacji Ricardo Teixeirę do dymisji zmusiły w zeszłym roku oskarżenia o korupcję i defraudację publicznych pieniędzy. Zastąpił go José Maria Marin, podejrzewany o współpracę z panującą do połowy lat 80. dyktaturą. Środowisko ma reputację siedliska naciągaczy, którzy usiłują wyłudzić jak najwięcej inwestowanych w piłkę pieniędzy, tymczasem stadiony pustoszeją, liga brazylijska ustępuje już frekwencyjnie rozgrywkom z USA, krajowi zbzikowanemu na punkcie zupełnie innych sportów. Reprezentacja kraju też często służyła za wytwórnię szmalu - jej mecze wystawiano na przetarg, więc odbębniała sparingi z Irakiem, Chinami czy Zimbabwe i Tanzanią (z tymi ostatnimi przygotowywała się do poprzedniego mundialu).

Nie dlatego jednak zleciała na historyczne dno w rankingu FIFA. 22. pozycji (między Ghaną a Mali) nie tłumaczy także niska wartość zwycięstw w meczach towarzyskich, którymi Brazylijczycy, jako gospodarze MŚ, muszą zastąpić mecze o stawkę. Choć przed dwoma tygodniami pokonali Francję, wcześniej nie zdołali pobić Anglii (dwukrotnie!), Chile, Rosji, Włoch, Kolumbii.

Jesienią działacze wylali selekcjonera. Zahukanego Mano Menezesa, który wcześniej brylował głównie w rozgrywkach stanowych, zastąpił Luis Felipe Scolari, który przywiózł ostatnie złoto mundialu - w 2002 roku. Wtedy jednak przebierał w futbolistach zjawiskowych, dziś o jego desperacji świadczy to, że jeszcze przed chwilą odwoływał się do weteranów tamtego turnieju, ociężałego rentiera Ronaldinho i zmarginalizowanego w madryckim Realu Kaki. Ostatecznie z obu laureatów Złotej Piłki zrezygnował, ale w zamian nie mógł zabrać na Puchar Konfederacji nikogo, kto choćby zbliżał się do czołówki tego plebiscytu.

Owszem, "Canarinhos", onieśmielają talentem na tyłach. Nieskazitelny w obronnych interwencjach Thiago Silva, postrzelony David Luiz czy nawet przygasły ostatnio Dani Alves to na swoich pozycjach megagwiazdy. Im bliżej jednak pola karnego rywali, tym szybciej Brazylia szarzeje. W głowie się nie mieści, ale w ataku polega na specjalistach drugorzędnych, dla przeciętnego zagranicznego fana niemal anonimowych, jak Fred (Fluminense) czy Leandro Damiao (Internacional Porto Allegre, powaliła go kontuzja). A obok biegają gracze z obrzeży wielkiego futbolu, jak Hulk (Zenit St. Petersburg) czy Hernanes (Lazio), ewentualnie zdolni młodzieńcy z ambicjami, jak Lucas Moura (PSG) czy Oscar (Chelsea).

***

Chłopcem z plakatu - czy raczej mnóstwa plakatów, w rekordowym momencie reklamował w telewizjach dziesięć różnych firm - jest tylko 21-letni Neymar, promowany jako brazylijska odpowiedź na Messiego, wyeksportowany właśnie z Santosu do Barcelony za 57 mln euro. Czy jednak zniesie presję, skoro w reprezentacji zawsze przeciętnieje? Skoro otaczają go piłkarze obwoływani najsłabszą reprezentacją kraju w historii? I notorycznie wysłuchujący od autorytetów, często byłych mistrzów świata, że pozostaje tylko czekać na nieuchronne - mundialowy krach?

Scolari zarządza tłumem ludzi, którzy nie wygrali prawie niczego, Vicente del Bosque dogląda tych, którzy wygrali wszystko, oraz ich młodszych kolegów, którzy mają wszystko, by gigantów naśladować. Hiszpania nie ustaje w wypuszczaniu na świat futbolistów perfekcyjnie wyszkolonych, więc jej selekcjoner musi odrzucać żywe dzieła sztuki - on ich nie tylko nie mieści w podstawowej jedenastce, ale nawet w szerokiej kadrze.

A jednak tiki-taka, najsławniejszy styl gry naszych czasów, nieco przyblakła. Od 2008 roku triumfowała w najważniejszych turniejach sezonu - albo w wydaniu katalońskim w Lidze Mistrzów, albo w wydaniu hiszpańskim na Euro lub mundialu. 2013 idealny nie będzie, Barcelona i Real zostały skopane przez Niemców. Pocieszenia bohaterowie najbardziej utytułowanego pokolenia w dziejach futbolu mogą szukać właśnie w Pucharze Konfederacji - to trofeum pomniejsze, lecz jedyne, jakiego nie zdobyli.

W ich ruchach spróbujemy dojrzeć, czy to możliwe, że ich czas dobiega końca. Są wypaleni? Po latach szaleńczego eksploatowania organizmów zbuntowała się fizjologia? Czy mierny sezon klubowy Xaviego Hernandeza oznacza, że główny procesor trzeba wymienić?

Na razie wiemy, że Hiszpania odebrała Brazylijczykom rolę punktu odniesienia w futbolu. Za rok spróbuje powtórzyć ich sukces - sprzed pół wieku, jedyny taki w po wojnie - czyli obronić złoto mundialu. "Canarinhos" walczą o cele minimum. Jeśli wygrają Puchar Konfederacji, być może odetchną na parę chwil od paniki i defetyzmu.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.