O jakim "prawie" mówi, skoro FIFA w zasadach regulujących powoływanie piłkarzy o kwestii językowej się nie zająknęła?
Co to znaczy, że "nie ma już możliwości", by werbować do kadry obcojęzycznych, skoro za werbunek odpowiada selekcjoner, a nie prezes związku?
Jak Boniek zareaguje, jeśli Waldemar Fornalik - lub jego następca - obcojęzycznego powoła?
A może Fornalik dostał od zwierzchnika wyraźne polecenie? Czy w takim razie dostał jeszcze inne polecenia ograniczające jego selekcjonerskie kompetencje? Czyżby "Zibi" nadal rozpamiętywał własne trenerskie niepowodzenie i doszedł do wniosku, że zabrakło mu wówczas wsparcia prezesa PZPN?
Kto i wedle jakich kryteriów będzie oceniał, czy kandydat na reprezentanta kraju mówi po polsku? Tutaj raczej nie obowiązuje system zero-jedynkowy, między "zna język" a "nie zna języka" usłyszymy mnóstwo tonów pośrednich, dotyczy to zwłaszcza ludzi z pogranicza światów, jak emigranci lub potomkowie emigrantów, ale niekiedy również osobników urokliwie swojskich w obejściu, jak poprzedni trener kadry czy poprzedni szef PZPN.
Nieznajomość języka "urzędowego" w szatni oczywiście musi utrudniać integrację, nie bez powodu nawet kluby zabiegają o to, by nie dzieliła się na różnobrzmiące podgrupy. Gdybym był selekcjonerem, ewentualną obcojęzyczność potencjalnego kadrowicza traktowałbym pewnie jako znaczącą wadę. Nie lubiłem też namolnego nagabywania zagranicznych piłkarzy z polskimi korzeniami, graniczącego niekiedy z emocjonalnym szantażem - jak w przypadku Roberta Acquafreski, który nade wszystko nie chciał wyrządzić nikomu przykrości, miotał się między swoją włoskością a entuzjazmem dla polskich barw mamy, z domu Murkowskiej.
W tamten "transfer" intensywnie angażował się Boniek, zachęcając młodego napastnika do służby dla biało-czerwonych. Napastnika, z którym próbowałem swego czasu porozmawiać po naszemu, ale już po kilku słowach musieliśmy przejść na włoski. Wtedy jeszcze "Zibi" nie rozumiał, że "nikt nie jest Polakiem, jeśli nie mówi po polsku"?
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!