Mundial 2014. W angielskiej kadrze afera goni aferę

Gdyby selekcjoner Roy Hodgson powołał na mecz z Polską wszystkich najlepszych, reprezentacyjnej szatni groziłby wybuch.

"Ha, ha, ha, ha, dobra robota #FA. Skłamałem, nieprawdaż #BANDA P***" - napisał w piątek na Twitterze Ashley Cole i dopisał kolejny rozdział do afery, która wymiotła z reprezentacji selekcjonera, kapitana i dwóch środkowych obrońców. Trzeba by napisać, że wizerunek jej głównych uczestników sięgnął bruku, gdyby nie sięgnąłby go już dawno temu.

Cole był świadkiem w procesie oskarżonego o rasizm kolegi z Chelsea i reprezentacji, Johna Terry'ego, który rok temu w meczu z Queens Park Rangers miał nazwać Antona Ferdinanda "p., czarną p.". Przed sądem 32-letni stoper tłumaczył, że "wyrażał się sarkastycznie", powtarzając słowa, które - jak mu się wydawało - usłyszał od rywala. Cole potwierdził tę wersję, Terry został uniewinniony.

Kilka dni później angielska federacja (FA) zdyskwalifikowała jednak tego drugiego na cztery mecze i ukarała 220 tys. funtów grzywny. Jego wyjaśnienia uznano za niewiarygodne, wątpiono też w szczerość Cole'a. Działacze zarzucili mu, że zmieniał zeznania, by chronić kolegę. Gdy przesłuchiwali go kilka dni po zdarzeniu, nie wspomniał, by Ferdinand użył słowa "czarny", dopisano je kilka dni później na prośbę działaczy Chelsea. Po opublikowaniu uzasadnienia dyskwalifikacji Terry'ego Cole wściekł się i obraził w internecie FA. Na mecze eliminacji mundialu z San Marino (piątek) i Polską (wtorek) pojedzie, ale zostanie ukarany przez Chelsea i federację.

Ta afera ma większy wpływ na reprezentację Anglii niż śledztwo dotyczące korupcji na losy polskiej kadry. Na początku roku, gdy okazało się, że Terrym zajmie się sąd, federacja uznała, że obrońca nie może już być kapitanem drużyny narodowej. Ówczesny selekcjoner Fabio Capello uważał, że piłkarz jest niewinny, dopóki nie zostanie skazany, i zrezygnował. Jego następca Roy Hodgson kapitanem mianował Stevena Gerrarda.

Szybko jednak i jego dotknął rasistowski skandal, bo pomijał przy powołaniach brata Antona Ferdinanda - Rio, od lat występującego w Manchesterze United. Jak tłumaczył, "z przyczyn sportowych", ale gdy zmuszony serią kontuzji zabrał na mistrzostwa Europy Martina Kelly'ego, rezerwowego obrońcę słabiutkiego Liverpoolu, nikt mu już nie wierzył. Podejrzewano, że selekcjoner boi się o atmosferę w drużynie. Być może słusznie, Rio po zeznaniach Cole'a, napisał na Twitterze, że to "człowiek czarny na zewnątrz, a biały w środku". Federacja ukarała go 45 tys. funtów grzywny.

W końcu Terry obraził się na federację i zrezygnował z gry w kadrze, gdy ta, mimo uniewinniającego wyroku sądu, wszczęła własne postępowanie dyscyplinarne.

Anglicy - z selekcjonerem na czele - lamentowali wtedy, że reprezentacja straciła lidera, ale sportowo powinna sobie poradzić. Na środku obrony mogą stanąć obrońcy mistrza Anglii (Joleon Lescott z Manchesteru City), zdobywcy Pucharu Europy (Gary Cahill z Chelsea) i rewelacja początku sezonu (Phil Jagielka z Evertonu). Kto wie, czy Cole niezależnie od swojego wpisu nie usiadłby na ławce, bo rywalizujący z nim Leighton Baines (Everton) w ostatnich tygodniach fruwa po lewej stronie w stylu Jordiego Alby z Barcelony. Z całą pewnością Robert Lewandowski i Kuba Błaszczykowski nie powinni się szykować na spokojny wieczór na Stadionie Narodowym.

Wizerunku obu angielskich piłkarzy odbudować się już chyba nie da.

Terry zbyt regularnie wpada w kłopoty. Dwa lata temu pierwszy stracił opaskę kapitana reprezentacji, bo brukowce opisały jego romans z dziewczyną kolegi z reprezentacji Wayne'a Bridge'a. Później co prawda przepraszały za ingerowanie w prywatne życie gwiazd i ogłosiły, że pisały nieprawdę, ale to już niczego nie zmieniło.

Cole kiedyś był ulubieńcem mediów, później stał się ulubieńcem brukowców. Brał ślub na łamach i na łamach się rozwodził. Na pierwszych stronach lądowały jego nagie zdjęcia, które wysyłał modelkom, i opowieści o licznych zdradach. Kibice Arsenalu znienawidzili go, gdy sześć lat temu odrzucił ofertę przedłużenia umowy z klubem, w którym się wychował, i przeszedł do proponującej większe pieniądze Chelsea. Rok temu przyniósł na trening wiatrówkę i przypadkowo postrzelił studenta, który był w klubie na praktykach. Dziś odrzuca prośby o wywiady, dziennikarze piszą, że w niczym nie przypomina "wesołego i mądrego chłopaka, jakiego pamiętają z Arsenalu".

Gdyby wystąpił z San Marino i Polską, miałby sto występów w angielskiej kadrze. Częściej grali w niej tylko Peter Shilton, David Beckham, Bobby Moore, Bobby Charlton i Billy Wright. Każdemu z nich Anglicy postawią albo już postawili pomnik. Cole raczej się go nie doczeka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.