Mundial 2018. Anglia - Chorwacja. Rafał Matusiak: Moi starzy znajomi mogą zostać mistrzami świata

Gdy Rafał Matusiak miał 16 lat, strzelał gole jak na zawołanie. Na testy zaprosił go klub z Anglii - Sheffield United, znany ze świetnej akademii i pracy z młodzieżą. Kariery piłkarskiej nie zrobił, ale spełnia się jako trener młodzieży. By zmotywować swoich zawodników może opowiedzieć im o początkach reprezentantów Anglii - Kyle'a Walkera i Harry'ego Maguire'a. Na własne oczy widział jak półfinaliści mundialu zaczynali swoje kariery. Był ich kumplem z drużyny.
. . MATTHIAS SCHRADER/AP

O czym pomyślałeś, gdy Maguire w ćwierćfinale strzelił gola Szwedom?

Bardzo się ucieszyłem. Od razu zobaczyłem, która jest minuta i ile zostało do końca meczu. Wtedy dotarło do mnie, że jak dopisze im szczęście to za parę dni będę mógł powiedzieć, że znam dwóch mistrzów świata. Śmiałem się, cieszyłem - fajne uczucie, bo kiedyś sam asystowałem przy jego golach.

Przez rok grałeś w Sheffield United i poznałeś Harry'ego Maguire'a i Kyle'a Walkera. Jak ich wspominasz?

Harry jest rok młodszy, ale byliśmy w tej samej drużynie. Kyle jest z kolei o dwa lata starszy ode mnie i on zazwyczaj trenował z rezerwami, ale mecze grał w drużynie u18, czyli tam, gdzie ja. W Anglii system dopasowanie zawodników do drużyny jest dużo mniej sztywny już w Polsce. Grasz raz w jednej, raz w drugiej drużynie, a trenujesz jeszcze w innej.

Żeby się nie pogubić - zdarzało się, że byłeś jednocześnie w szatni z jednym i drugim?

Tak i będąc szczerym na pewno nie przypuszczałem, że Harry zrobi taką karierę. Mieliśmy wtedy naprawdę znakomitą drużynę. Wystarczy spojrzeć ilu z tych chłopaków zrobiło karierę. Był u nas Matthew Lowton, który gra w Burnley czy Maxime Chanot z New York City i jeszcze paru, którzy dzisiaj grają w Championship czy League One. Nigdy bym nie powiedział, że akurat Maguire strzeli gola na mistrzostwach.

Grał zawsze jako środkowy obrońca, był kapitanem naszej drużyny i już wtedy imponował przewidywaniem sytuacji na boisku. Był w tym rewelacyjny. Miał też zdolności przywódcze, potrafił porozstawiać po kątach w szatni, ale gorzej radził sobie z piłką przy nodze. Często po treningach ćwiczył długie podania. Był pracowity, ale wydawało mi się, że ma za mało talentu.

A Walker?

U niego też pozycja się nie zmieniła, bo grał jako boczny obrońca. Miał dynamit w nogach. Od razu robił wrażenie. Zaraz po tym jak przyszedłem, Kyle'a kupił Tottenham, ale zostawił go w Sheffield na wypożyczeniu, żeby jak najwięcej grał. Było czuć, że ma talent i biła od niego pewność siebie. Było w nim coś takiego, że gdy wychodził na trening to nie traktował nas jak kolegów. Kumplami byliśmy w szatni, a na boisku już zaczynała się rywalizacja. Dużo było do niego pretensji o to, że nikogo nie oszczędzał i potrafił bardzo ostro zagrać. Nie chciał zrobić krzywdy, ale niektórzy twierdzili, że na treningach powinien trochę odpuścić. Nigdy nie odpuszczał. (śmiech)

A z którym bardziej trzymałeś się poza boiskiem?

Z Harrym, ze względu na wiek. Częściej mieliśmy kontakt. Pamiętam, że asystowałem mu kiedyś przy bramce z Manchester United. To był mój najlepszy czas - dwa tygodnie wcześniej strzeliłem gola, w następnym meczu z Liverpoolem też i wtedy z United miałem asystę. Wygrywaliśmy i naprawdę dobrze nam szło.

Walker bardzo mi pomógł na początku. Jak pojechałem na testy to zakwaterowali mnie w domu rodziny, która przygarniała piłkarzy Sheffield i się nimi opiekowała. Tam mieszkali też inni chłopcy, którzy już dłużej byli w klubie. No i pierwszego dnia rano pojechałem z nimi na trening. Gdy się skończył, oni wrócili do domu, a ja jeszcze zostałem, żeby zagrać w sparingu ze starszym rocznikiem - tam grał Kyle.

Po meczu, gdy już się przebrałem, spanikowałem, bo nie miałem pojęcia jak wrócić do domu. Nawet nie znałem adresu - kompletnie nic. Jakby tego było mało, języka wtedy też nie znałem. Stałem przerażony przed szatnią, Walker akurat wychodził i poznał, że coś jest nie tak. Zapytał co się dzieje, a ja łamaną angielszczyzną wytłumaczyłem, o co chodzi. Przytomnie się zachował, bo spytał, jak nazywa się kolega, z którym mieszkam. Skojarzył go, wiedział, gdzie mieszka, więc zaprowadził mnie na przystanek, wpakował do autobusu, kierowcy powiedział, gdzie ma mnie wysadzić i wtedy już dotarłem. Uratował mnie!

I to jest kumpel! Trafiłem na wywiad z tobą, z tamtych lat. Mówiłeś jak znakomicie funkcjonuje akademia, chwaliłeś sposób treningów. Skoro było tak dobrze, to czemu byłeś tam tylko przez rok?

Odpowiedź z perspektywy czasu jest bardzo prosta - byłem za słaby. Nie miałem szans się tam przebić do pierwszej drużyny. Pewnie można było podjąć kilka lepszych decyzji i zostać tam dłużej, ale zgłosili się po mnie Węgrzy z Ferencvarosi i czułem, że tam będę bliżej gry w seniorach. Zdecydowałem się wyjechać, ale nie wyszło. Bardzo szybko postanowiłem, że zostanę trenerem. Już jako piłkarz spisywałem swoje treningi, rozrysowywałem ćwiczenia. Do dzisiaj mam te zeszyty i jasno widać różnicę między treningami w Anglii, a tymi w Polsce.

Skończyłeś kurs UEFA A - Elite Youth, pracujesz z dziećmi i młodzieżą. Pomagasz też w prowadzeniu seniorów. Po występie Polski na mundialu znów podnoszony jest problem szkolenia. Masz swoją diagnozę co źle u nas działa?

Brakuje spójnej wizji, wykształconych trenerów w tych niższych ligach. Każdy przeprowadza treningi jak mu się podoba. Część trenerów planuje mikro i makrocykle, ale to nie wystarcza. Potrzebny jest program szkolenia. Ja na stworzenie i spisanie swojego potrzebowałem dwóch lat. Żona już mnie miała dosyć, bo non stop siedziałem przy laptopie i pisałem, planowałem, rysowałem.

A "Narodowy Model Gry" wydany przez PZPN nie jest takim programem?

To dobra inicjatywa. Ma trzysta stron, ale to taki elementarz. Podstawy, które wymagają solidnej rozbudowy. Anglicy wydali swoje "DNA" - jest bardziej szczegółowy i mogę go polecić. Ustalili czego ma być uczone dziecko w danym wieku. Narzucili, że ma przechodzić od trenera do trenera przez kolejne kategorie i upraszczając - u jednego uczyć się biegać, później podawać, później rozmawiać z psychologiem itd.

Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Trenerzy mimo powtarzania, że wynik meczu wśród dzieci nie jest tak istotny, i tak dążą do wygrywania. Wystawiają najsilniejszych chłopców, a ci mniejsi, mimo że mogą być lepiej prosperujący, nie grają. Bo chodzi o to, żeby wygrać mecz w sobotę czy niedzielę. Tu i teraz - bez myślenia długofalowego. Obawiam się, że w Polsce taki Harry Maguier, który nie był najlepszym z chłopaków, nie byłby wystawiany i nie zrobiłby kariery.

Anglicy mają znakomity okres, bo są mistrzami świata do lat 17, 19 i 20. Tam rodzą się bardziej utalentowani chłopcy?

Dzieci wszędzie rodzą się takie same. Nie ma różnicy czy to Anglia czy Polska. Różnice są w ich prowadzeniu i podejściu.

Spada determinacja, żeby grać w piłkę wśród dzieci?

Dzisiaj mają więcej rozrywek. Te wszystkie elektroniczne odciągacze są przecież bardzo atrakcyjne. Natomiast zauważam, że szybciej się poddają, gdy coś nie wychodzi. Byłem kilka miesięcy temu w Belgradzie na stażu w Partizanie. To takie miasto, że z jednej strony ludzie jeżdżą ferrari, a po drugiej panuje okropna bieda. Mam przed oczami taką sytuację, że na jednym z osiedli było dzikie wysypisko śmieci. I między jedną górą śmieci, a drugą, dzieci zrobiły sobie boisko. Nie mieli bramek, więc jako słupki ustawili mikrofalówki i tostery, które ludzie wyrzucili. Zrobiłem zdjęcie, bo byłem pod ogromnym wrażeniem.

Chcesz pewnie powiedzieć, że dla tych chłopców piłka to jedyny sposób, żeby się z tego środowiska wyrwać. Trochę, jak z Brazylijczykami z faweli.

To podobny przykład. Oni nie mają wielkiego wyboru, więc to jest różnica między dziećmi dorastającymi tam, a tymi z Polski. Ale tamte nie mają więcej talentu, a są po prostu bardziej zdeterminowane.

Dużym problemem jest też nieświadomość wśród rodziców. Często pytają syna czy chce iść na trening. A przecież skoro się zobowiązał do grania to nie powinien odpuszczać, tylko zacisnąć zęby i dokończyć chociaż rundę. Doprowadzić do końca, to na co się zapisał. Często jest tak, że skoro nie chce mu się iść na trening piłki, to zapisywany jest na karate, hiszpański czy coś jeszcze innego. Jasne, trzeba dać dziecku możliwość wyboru. Te kilka pierwszych treningów jest po to, żeby dziecko oceniło, czy chce w tym uczestniczyć, ale jeśli się zdecyduje, to trzeba je mobilizować i wymagać konsekwencji.

Współpraca z rodzicami to w ogóle temat rzeka.

Potrzebne są spotkania z rodzicami, podczas których trener powinien nakreślić swoją wizję, plan rozwoju i poprosić o współpracę. To rodzice są największymi autorytetami dla dziecka i warto działać razem. Często jest tak, że rodzic stoi na treningu przy linii i co chwilę albo daje własne rady, albo chce dziecku zawiązać buta, daje coś do picia. To nie pomaga, bo odciąga koncentrację. Podczas treningu rodzice powinni zostawić dziecko pod opiekę trenerowi - tak, jak wychowawczyni w szkole.

W Anglii rodzice tego nie robili? Już te kilka lat temu byli uświadomieni?

W Sheffield było to jeszcze inaczej rozwiązane. Była specjalna kawiarnia dla rodziców, którzy przywozili chłopaka na trening. Mama albo tata zostawiali dziecko na boisku, a sami szli do budynku klubu i przez szybę oglądali zajęcia. Nie mieli bezpośredniego kontaktu.

Tam ta świadomość była widoczna już wtedy. Pamiętam, że mieliśmy na przykład spotkania ze specjalistami, którzy tłumaczyli nam jak wypowiadać się w mediach, jak umiejętnie odmawiać wywiadu czy co umieszczać na portalach społecznościowych. Przecież one wtedy dopiero wchodziły, nie były niczym popularnym. Wpajano nam jakich zdjęć nie można wrzucać do sieci, powtarzano, że zawsze reprezentujemy klub i jego wartości.

Takie szkolenie ze zdjęciami przydałoby się też w Polsce. Nawet, a może przede wszystkim, na najwyższym poziomie.

Lubisz ciekawostki sportowe i niebanalne teksty? Wypróbuj nasz nowy newsletter. Zapraszamy, Łukasz Godlewski i Janusz Sadłowski

Więcej o:
Copyright © Agora SA