Mistrzostwa świata 2018. Francja - Argentyna 4:3 w 1/8 finału. Kylian Mbappe ukradł Messiemu przedstawienie

Leo Messi zobaczył w Kazaniu swoją przeszłość: piłkarza z "10", który wygrywa drużynie mecz, jak chce. Nawet najlepsi piłkarze na świecie nic nie poradzą na prawa natury. I na grę w słabnącej w oczach drużynie.

W 2014 roku mało porywająca Argentyna doszła do finału w Brazylii, a Messi musiał spojrzeć z najbliższej odległości na cudzy już Puchar Świata, i jeszcze odebrać nagrodę dla najlepszego piłkarza turnieju, co go tylko dobiło. 

W 2018 roku Argentyna odpadła już w 1/8 finału, grając tak jakby na mundial w Rosji szła piechotą od czasu tego poprzedniego finału. Pucharu Świata nie było nawet w zasięgu wzroku. A Messi musiał patrzeć z najbliższej odległości, jak komuś innemu udają się rzeczy spotykane w mundialach raz na dwadzieścia, raz na sześćdziesiąt lat.

Mbappe w swoim świecie

20 lat temu Michael Owen jako ostatni nastolatek strzelił w mundialu więcej niż jednego gola. 60 lat temu Pele jako ostatni nastolatek strzelił co najmniej dwa gole w jednym meczu mundialu (trzy w półfinale - Francji). W 2018 Kylian Mbappe od początku 1/8 finału grał w swoim świecie, o tempo szybszy i z lepszymi pomysłami niż 21 pozostałych piłkarzy. Wywalczył rzut karny, który dał Francji prowadzenie. Odzyskał dla Francji prowadzenie, strzelając gola na 3:2. Podwyższył na 4:2, co jak się okazało, uratowało Francuzów. Bo w końcówce, już bez Mbappe, dali sobie strzelić trzeciego gola, a mogli stracić i czwartego. Dogrywka nawet by pasowała do tego szalonego meczu. Ale jednak nie wynikałaby z tego, jak się układała przewaga na boisku. W Kazaniu grała francuska drużyna dobrej energii z argentyńską drużyną złej energii. A Messi był gdzieś pomiędzy. Coraz bardziej przybity, choć gola na 3:4 dał radę jeszcze wypracować. Wcześniej wypracował też gola na 2:1, jego strzał wbił do bramki rykoszetem Gabriel Mercado. Ale z perspektywy czasu to, że Argentyna w tym meczu prowadziła, wydaje się tak nieprawdopodobne jak niektóre strzały, po których piłka w Kazaniu wpadała do bramki. Po strzałach Angela di Marii, po pięknie podkręconym uderzeniu Benjamina Pavarda.

Messi w mundialach zawsze gdzieś pomiędzy

Do awansu Argentyny, popełniającej mnóstwo błędów w obronie, było bardzo daleko. Do pierwszego gola Leo Messiego w fazie pucharowej mundialu - trochę bliżej. Ale też cały czas czegoś brakowało. Nawet gdy minął rywali pięknym zwodem na obieg, nie zdążył się już blisko bramki zebrać do dobrego strzału. A po drugiej stronie szalał Mbappe. To był najlepszy jak do tej pory indywidualny popis w MŚ 2018. Taki, po którym zagrożeni mogą się czuć nie tyle Messi i Cristiano Ronaldo, wielcy trzydziestoletni (trzydziestoletni plus), ile mianowany na ich młodego następcę Neymar. Mbappe udawało się niemal wszystko. Tak jak jeszcze nigdy nie udawało się w mundialu Messiemu.

Żeby nie było niedomówień: oczywiście, że Messi się nie skończył. Ale na pewno Messi się rozminął. On też miał kiedyś 19 lat w debiutanckim mundialu, jak Kylian Mbappe. Ale miał inną rolę. Mbappe nie grał w ostatnim meczu grupowym z Danią, by oszczędzić siły na Argentynę. A Messi  w 2006 tylko w ostatnim meczu grupowym, z Holandią, grał od początku.  W nagrodę za to, że jako rezerwowy w meczu z Serbią i Czarnogórą w 16 minut strzelił gola i asystował. Miał nawet w tamtym mundialu przez chwilę gola w rundzie pucharowej: w 1/8 finału wszedł na zmęczonych rywali z Meksyku i zdobył bramkę, ale mu jej nie uznali z powodu spalonego. A potem w ćwierćfinale z Niemcami już tylko patrzył z ławki, jak Jose Pekerman wprowadza na boisko nie jego, a Julio Cruza i jak Argentyna w karnych kończy mundial, który mogła wygrać i nastolatka z La Masii zrobić mistrzem świata. Już było wtedy jasne, że to jest wielki talent. Mógł przyjechać jako piłkarz z wygranego finału Ligi Mistrzów, gdyby go z meczu finałowego w Paryżu nie wyeliminowała kontuzja. Ale nie był wtedy jeszcze w kadrze w takim punkcie jak dziś Mbappe, cudowna broń oszczędzana na najważniejsze momenty. Ani w takim jak 60 lat temu Pele, siedemnastolatek który nagle zstąpił na tamten turniej,  zaczynając go dopiero od trzeciego meczu, i zostając bohaterem najważniejszych momentów. A niedługo wcześniej psycholog brazylijskiej kadry radził, żeby młodego nie zabierać na turniej, nie jest jeszcze gotowy. Messi był gdzieś pomiędzy nimi. W mundialach - zawsze pomiędzy.

Do trzech cudów sztuka

W 2006 było dla niego trochę za wcześnie. W 2010 miał trochę niepoważnego trenera, Diego Maradonę. W 2014 był blisko, ale już wtedy Argentyna wyciskała z siebie ostatnie soki, żeby dojść do finału. A 2018 to mundial przykrości, w którym genialny gol strzelony Nigerii był tylko przerywnikiem. Może gdyby mundial wypadł po sezonie 2008-2009, w którym Pep Guardiola odkrył Messiego na nowo, byłoby inaczej. A może nie. W 2011, też roku wygranej przez Barcelonę i Messiego Ligi Mistrzów, Argentyna miała u siebie Copa America. Odpadła w ćwierćfinale, Messi nie strzelił żadnego gola i został przez własnych kibiców wygwizdany podczas meczu z Kolumbią. To był ostatni turniej, w którym jego pozycja lidera kadry była jeszcze kwestionowana przez niektórych kolegów z reprezentacji. Potem to się zmieniło. Ale też minął najlepszy czas tej kadry.

Podczas następnego mundialu w Katarze Messi będzie już 35-latkiem. Od 12 lat obchodzi urodziny podczas mundialu, a nie dostaje żadnych prezentów. W Katarze za cztery lata będą mistrzostwa pod koniec roku i długo po urodzinach Leo. Zakładamy  oczywiście cały czas, że Argentyna jednak zdecyduje się coś zmienić w swojej piłce i na mundial się zakwalifikuje. Bo w Rosji była drużyną liczącą na cud. Cudem (i dzięki trzem golom Messiego) awansowała do mistrzostw, cudem (i dzięki golowi Messiego) wyszła z grupy. Ale do trzech cudów sztuka.

Więcej o:
Copyright © Agora SA