Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2018. Japonia - Polska. Punkt honoru jest wart więcej niż trzy punkty

A jednak się da! Można wygrać mecz, w którym gra się tylko o honor i jednocześnie pozbawić się jego resztek. Ostatnie minuty meczu Polska - Japonia skompromitowały obie drużyny w oczach świata. Japończyków można zrozumieć. Zaśmiali się w twarz zasadom fair play, ale dzięki nim zagrają w fazie pucharowej. Polacy zrobili to samo, ale za darmo. Japończykom to się opłaciło, nas zhańbiło.
Japonia - Polska Japonia - Polska DARKO VOJINOVIC/AP

Mniej zorientowani kibice nie wiedzieli, co się dzieje. Czegoś takiego mogli jeszcze nie widzieć. Różne teorie obalali jedna po drugiej. Mecz nie był przerwany przez upał, nikt nie miał wtedy kontuzji, zmiana nie była przeprowadzana. Mimo to, Polacy nie grali.

Japończycy osiągnęli cel

Kolumbia prowadziła z Senegalem. Japończycy przy wyniku 0:1 w meczu z Polską mieli zapewniony awans z drugiego miejsca. Zdobyli tyle samo punktów co Senegal, statystykę bramek też mieli identyczną. O wyjściu z grupy decydowała więc klasyfikacja fair play. Paradoksalnie, lepsi okazali się Japończycy, których postawa nie miała nic wspólnego z duchem czystej gry.

Zastanawiałem się, czy gdyby w identycznej sytuacji znalazła się Polska i zachowała się podobnie, to miałbym jej to za złe. Radość z awansu byłaby zmącona stylem, ale piłkarzy bym usprawiedliwił. Najważniejsze, że graliby dalej. I Japończyków nie popieram, ale rozumiem. Odarli futbol z romantyzmu, kibiców taką grą nie zyskali, ale zrealizowali swój cel. Zagrali pragmatycznie, cynicznie, bezczelnie i skuteczność. W nagrodę zagrają w 1/8 z Belgią.

Punkt honoru wart więcej niż trzy punkty

Dla nas był to mecz, przywołując słowa Łukasza Fabiańskiego, tylko i aż o honor. Honoru nie da się wygrać samym wynikiem meczu. Dużo bardziej honorowo od Polaków, z mundialem pożegnały się reprezentacje Maroka, Australii czy Kostaryki, które łącznie zdobyły tyle punktów, co nasi piłkarze.

To nie Japończycy się skompromitowali, a Polacy. Przedstawili się światu jako małostkowi, pozbawieni ambicji, cwani i słabo grający w piłkę. Azjaci gorycz płynącą z końcówki tego spotkania osłodzą sobie awansem. My musimy przełknąć kolejną gorzką pigułkę.

To nie wynik, drodzy reprezentanci, był w tym meczu najważniejszy. Pewnie, że fajnie będzie opowiedzieć w przyszłości dzieciom, że wygrało się mecz na mundialu. Współczuję jednak, gdy będą chciały ten mecz obejrzeć. Jeśli wytrwają do końca i zobaczą ostatnie dziesięć minut - zapadniecie się ze wstydu pod ziemię.

Turbo-wstyd

Podczas gdy Japończycy wymieniali sto któreś podanie na murawę padł Kamil Grosicki. Czasem kontuzje odnoszone bez udziału przeciwnika, okazują się najgroźniejsze. Skurcze, problem mięśniowy, zrobiło mu się słabo przez ten potworny upał? Na szczęście nie. To tylko część realizacji planu Adama Nawałki, który przyjął sobie za punkt honoru, że wpuści na boisko Jakuba Błaszczykowskiego.

Plan zakładał, że Kuba odhaczy 101 mecz w reprezentacji i przez kilkadziesiąt sekund postoi w towarzystwie kolegów. Niestety, Japończycy z takim kunsztem podawali między sobą piłkę, że nie sposób było przerwać ich akcję i przeprowadzić zmianę.

Dopiero Gorsicki bohatersko upadając na ziemię miał umożliwić Błaszczykowskiemu wejście na boisko. Jego występ był na tyle słaby, że sędzia nie uwierzył w cierpienie Polaka i zakończył tę żenadę. Kuba pewnie z kibicami pożegna się w dużo lepszych okolicznościach - wzorem Artura Boruca.

polska vs japan polska vs japan Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Lapsusy językowe

Lewandowski przyznał, że końcówka meczu była dziwna. Bednarek dodał, że takiej jeszcze nie rozegrał. I nie chodzi wcale o to, że obrońca Southampton jest młody. Niewykluczone, że już nigdy w czymś takim nie będzie uczestniczył. Przynajmniej tego wypada mu życzyć. Według Grosickiego był to kabaret, a Fabiański nie próbował tych ostatnich minut określić jakimś słowem - po prostu przeprosił.

Na konferencji prasowej poproszono selekcjonera, a więc reżysera tego spektaklu, o wytłumaczenie, o co właściwie chodziło. Adam Nawałka przyznał, że z końcówki tego meczu jest zadowolony, bo lubi, gdy drużyna realizuje jego wizję. Nawałce zależało na niskim pressingu i kontrolowaniu gry. Według niego Polska była drużyną, która osiągnęła w tym meczu cel.

Ta wypowiedź to hańba! W dodatku niszcząca mój piłkarski światopogląd. Zawsze kojarzyłem niski pressing z Atletico Madryt i "Cholismo". Atletico wielkie zespoły wielokrotnie przyjmowało przed własnym polem karnym, ale piłkarze biegali i walczyli jak nakręceni. Strategia pozwalała wygrywać tytuły.

Bez ambicji, bez tożsamości, bez sensu

Tymczasem Polacy zagrali po prostu pasywnie, jakby podpisali się pod umową, która satysfakcjonuje obie strony. Adam Nawałka na taką końcówkę wyraził zgodę. Później próbował tylko dopisać do niej teorię. Jeśli to wymówka - w co chcę wierzyć - to współczuję, bo pewnie trudno jest pogodzić się z utratą własnej tożsamości i sportowej ambicji. Z kolei, jeśli selekcjoner naprawdę jest zadowolony z końcówki tego meczu, to wypada tylko pogratulować. I współczuć jeszcze bardziej.

Drabinka mistrzostw świata 2018

Jeżeli lubisz czytać o sporcie, to na pewno zechcesz wypróbować nasz nowy newsletter

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.