Mistrzostwa Świata. Polska - Kolumbia 0-3. To nie jest czas dla szalonych geniuszów

Mimo aktywnego początku w wykonaniu Polaków, Kolumbia ani na moment nie pozostawiła złudzeń, który z zespołów był w tym starciu lepszy. Choć ciężko zarzucić Biało-Czerwonym brak zaangażowania, mimo wyniku można było odnieść wrażenie, że rywale nie zostali nawet zmuszeni do pokazania pełni możliwości.
Adam Nawałka podczas  meczu rundy grupowej Polska - Kolumbia Adam Nawałka podczas meczu rundy grupowej Polska - Kolumbia Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Rozpoznanie bojem

Choć sama idea zmian w składzie względem meczu z Senegalem była bardzo słuszna, rewolucja taktyczna, na jaką zdecydował się Adam Nawałka, zjadła własne dziecko. Selekcjoner polskiej kadry postawił na mało testowane i rzadko zdające egzamin ustawienie 3-4-2-1, w eksperymentalnym zestawieniu personalnym. Choć na papierze większość pomysłów trenera na ten mecz miała ręce i nogi, bez odpowiedniego przećwiczenia i z takim rywalem nie miała prawa się udać. Adam Nawałka zastosował dość niekonwencjonalne podejście. W momencie, gdy reprezentacje na zgranie się mają bardzo mało czasu i starają się do perfekcji opanować najmocniejszy (choć nadal w miarę elastyczny) wariant, nasz selekcjoner dużo szukał, modyfikował, starał się znaleźć jak najlepsze rozwiązanie. W efekcie w meczu o wszystko kadra sprawiała wrażenie taktycznie rozmytej, bez większego pomysłu na wyprowadzenie ataku, do czego w sumie przywykliśmy, ale i ze sporymi kłopotami w tyłach.

Małe szczęścia

Mimo wszystko jednak linia defensywy to coś, z czego przez dłuższy czas mogliśmy być w miarę zadowoleni. W praktyce przez bardzo długie momenty pierwszej połowy graliśmy w ustawieniu z piątką z tyłu, zwłaszcza kiedy minął pierwszy okres w miarę wyrównanej gry. Zwłaszcza Rybus trzymał się dość głęboko, w efekcie domniemana gra trójką z tyłu była widoczna głównie w momentach, kiedy usiłowaliśmy wyprowadzić piłkę. Cała linia defensywy przesuwała się poprawnie i w miarę sprawnie hamowała zapędy rywali. Taktyka z głęboką obroną i wypuszczaniem dalekich piłek również w teorii mogła mieć sens. Problemem jednak było to, że zamiast usiłować zagrywać je w wolne przestrzenie, szukaliśmy raczej wysokich podań, które dysponującymi dobrymi warunkami fizycznymi obrońcy rywali bezbłędnie przecinali. Inna sprawa, że gdy okazywało się, że zagrana zostaje płaska piłka na dobieg, Lewandowski przegrywał większość pojedynków biegowych, zaś Kownacki okazywał się w tej materii niewiele lepszy. Problemem był też fakt, że w tych nielicznych sytuacjach, kiedy usiłowaliśmy zawiązać atak, Polacy nie angażowali akcję większej liczby graczy. Jeśli napastnikom udawało już się jakoś powalczyć o te dalsze piłki, natychmiast z pomocą wracali defensywni pomocnicy Kolumbii. Z naszej strony ruchu w kierunki ofensywy brakowało.

Wielkie dramaty

To była jednak tylko kropla w morzu naszego nieszczęścia. Najboleśniejsza była kompletna utrata kontroli nad środkiem pola. Aktywna i agresywna gra Góralskiego nieco maskowała katastrofę, jednak jako kolektyw polski zespół w środku pola po prostu nie istniał. Indywidualne ataki na zawodnika z piłką nie miały żadnej asekuracji ze strony pozostałych partnerów. W efekcie drobny ruch ze strony zawodników Kolumbii wystarczał, żeby otwierać linie podań, których Polacy ani myśleli blokować. Łatwość, z jaką nasi rywale przebijali się na 25 metr od naszej bramki była porażająca. Po pierwszej półgodzinie zaczęła też coraz bardziej zawodzić w tej kwestii defensywa. Zaczęły pojawiać się pierwsze błędy w przesuwaniu, a nade wszystko brakowało szybkiego nałożenia presji na odbiorców prostopadłych podań. Skutkiem tego rywal, który taką piłkę otrzymał, mógł spokojnie odwrócić się w kierunku bramki i szukać dalszego rozegrania. Od tego momentu ratowało nas tylko zagęszczanie własnego pola karnego przy dośrodkowaniach rywali. Aż do pierwszego błędu.


AG

Często widziana sytuacja meczowa. Wyjście z krycia pomiędzy naszymi liniami, niezauważone przez pomoc. Falcao wiąże najbliższego obrońcę, pozwalając na przyjęcie podania. Cuadrado zostaje 1 na 1.

Uskrzydleni

Zaproponowane przez Adama Nawałkę ustawienie miało znaczącą wadę. Wiadomo było mianowicie, że Kolumbia skrzydłami stoi i że tam będzie tworzone przez nich największe zagrożenie. Choć Góralski często odbijał do boku w defensywie, pomagając Rybusowi, nadal nasz wahadłowy był zmuszony w wielu momentach do ścierania się z Cuadrado w bezpośrednich pojedynkach. Dodatkowo niemal w każdej sytuacji pod atak podłączał się Arias, co tworzyło na naszej flance sytuację 2 na 1. Rybus w efekcie coraz częściej zamiast próbować odbierać piłkę, skupiał się przede wszystkim na tym, żeby opóźnić atak i czekać, aż ktoś mu pospieszy ze wsparciem, co zresztą nastąpić nie chciało. Kolumbijczycy mieli tym samym na prawym skrzydle 5 akcji zakończonych strzałem. To tyle samo co my wszystkich razem wziętych.


WhoScored

Akcje pomocników Polski (lewa strona) oraz Cuadrado i Arlasa (prawa strona). Ogrom działań Kolumbijczyków, brak jakiegokolwiek wsparcia dla Rybusa (whoscored.com)

Destrukcja

Kiedy straciliśmy gola i wiadomym było, że trzeba się będzie odkryć, można było już liczyć tylko na to, że ten mecz nie skończy się klęską. Złudne to były nadzieje. Z biegiem meczu dryfowaliśmy coraz bardziej w stronę lekko asymetrycznego ustawienia z czwórką z tyłu, gdyż Bereszyński działał w praktyce jako skrzydłowy. Problemem było jednak coraz wyższe podnoszenie się naszej linii defensywy. W obliczu błyskawicznie wyprowadzających akcji i skutecznych w starciach jeden na jednego Kolumbijczyków musiało się to skończyć tak, jak się skończyło. Znacznie bardziej niż nieuniknione straty w defensywie smuci jednak to, że Polacy nie byli w stanie stworzyć sobie klarownych sytuacji, a najgroźniejsze z nich to indywidualne popisy Lewandowskiego, któremu brakowało jakiegokolwiek wsparcia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak grając Polacy nie poradziliby sobie nawet ze znacznie niżej notowanym rywalem.

Rozliczenie

To, że niekonwencjonalnie dobrana taktyka się w tym meczu nie sprawdzi, było do przewidzenia. Okazało się jednak także, że i personalnie nie mamy za wiele powodów do optymizmu. Lewandowski szarpał ile mógł, ale jak się okazało, sam meczu z tak notowanym rywalem nie wygra. Ciężko powiedzieć, że zawiedli Zieliński, czy Kownacki, jednakże poziom oczekiwań wobec nich chyba jest na ten moment dużo za wysoki. Nie lepiej zaprezentowała się defensywa, po której jednak ciężko było się spodziewać fajerwerków. Widać jednak było, że piłkarsko Kolumbia to wyższa półka. Ciężko winić Adama Nawałkę za przegraną w tym meczu. Ale za styl i okoliczności - mimo wszystko można. Plan, który miał na to spotkanie był szalony. Mecze na Mistrzostwach Świata w obecnych czasach błyskiem szalonego geniuszu wygrywa się rzadko. Znacznie bardziej w cenie jest stabilność. A tej nam bardzo brakowało.

Copyright © Agora SA