- Od dziecka żyję jednym marzeniem: strzeleniem gola na mistrzostwach świata. Wizualizuję sobie tę chwilę, wyobrażam sobie, jak będzie wyglądać, jak będę się z niej cieszył. Czekam na swoją szansę od bardzo dawna i bardzo chcę ją teraz wykorzystać - mówił Radamel Falcao przed rozpoczęciem mundialu w Rosji.
A wspomniana szansa więcej może się już nie powtórzyć. Falcao do Rosji przyjechał bowiem w wieku 32 lat, na następnych MŚ może więc już nie zagrać. Mimo swojego wieku, wcześniej na mundialu napastnik nie zadebiutował. Najbliżej tego był w 2014 roku, ale wówczas nie zdążył dojść do pełnej sprawności po zerwaniu więzadła krzyżowego w kolanie (kontuzji doznał w styczniu, w czerwcu był brany pod uwagę przez selekcjonera, ale ostatecznie powołania nie otrzymał).
Sport.pl
Swój debiutancki występ na mundialu Falcao zaliczył 19 czerwca, w meczu z Japonią (1:2). - Ciężko pracowałem na to, by móc wystąpić na tej imprezie. Przez ostatnie cztery lata poświęciłem wiele, żeby optymalnie się przygotować i wywalczyć miejsce w składzie, podejmowałem decyzje z myślą o tych mistrzostwach. Wiele z nich dotyczyło całej mojej kariery, rodziny i przyszłości. Udało mi się, wygrałem, teraz spróbuję docenić każdy moment, jaki przyjdzie mi przeżyć w Rosji - mówił "El Tigre" dwa tygodnie przed rozpoczęciem MŚ.
Pierwszego momentu doceniać i wspominać raczej nie będzie jednak chciał, ponieważ jego zespół niespodziewanie przegrał z Japonią, a on sam - w opinii ekspertów i kibiców - zawiódł.
2 strzały, 48 kontaktów z piłką i trzecia najgorsza ocena w swojej drużynie. Pomimo, że Falcao próbował dawać najwięcej, to jego poczynania ofensywne nie przyniosły żadnych rezultatów. W drugiej połowie spotkania z Japończykami, zawodnika AS Monaco wspomagał Carlos Bacca, ale to również drużynie Jose Pekermana nie pomogło.
Falcao był krytykowany m.in. za to, że zbyt często cofał się po piłkę do środka pola, z przodu nie stwarzając zagrożenia.
W meczu z Polską ma być jednak zupełnie inaczej. Los Cafeteros chcą pokazać, że porażka z Japonią była małym potknięciem w drodze do wyjścia z grupy i walki o strefę medalową. - Nasz zespół zawsze pokazywał charakter. Teraz też tak będzie. Ostatnia przegrana nas wzmocniła - przyznaje "Tygrys", bo właśnie taki przydomek nosi kolumbijski napastnik.
- Mecz z Polską będzie dla nas jak finał. Zostaniemy my, albo oni. Mamy obowiązek wygrać. Jesteśmy pewni siebie - dodał klubowy kolega Kamila Glika.
Falcao w ostatnich dniach, mimo mundialowego falstartu, emanował pewnością siebie. To nie dziwi, ponieważ zawodnik, na co dzień bardzo spokojny, na boisku jest prawdziwym wojownikiem, czym wzbudza respekt i posłuch wśród pozostałych zawodników. "Vamos!" - wielokrotnie pokrzykiwał napastnik w trakcie spotkania z Japonią, także po strzelonym golu. I mimo, że piłkarsko nie spełnił do końca oczekiwań, to do ostatnich minut starał się dodać otuchy partnerom z boiska.
Falcao wzorem dla swoich kolegów jest nie tylko na murawie, ale również - a może przede wszystkim - poza nią. To niezwykle religijny człowiek. Jeszcze w czasach juniorskich podczas zgrupowań argentyńskiego River Plate potrafił zamknąć się w pokoju na kilka godzin, aby móc się pomodlić w ciszy i samotności. Teraz, podczas wspólnych posiłków reprezentacji Kolumbii, to on poprzedza jedzenie modlitwą, to on każe złapać się wszystkim za ręce, i to on prawie zawsze potrafi znaleźć odpowiedni fragment biblii, pasujący do każdej sytuacji, tak jak wtedy, gdy cytatem z Pisma Świętego żegnał Franka Fabrę, który w ostatniej chwili wypadł z mundialowej kadry przez kontuzję.
W niedzielę piłkarz, który jest zagorzałym katolikiem, należącym do wielu modlitewnych wspólnot, ma zamienić się jednak w bezlitosnego "El Tigre". Tygrys ten ma sprawić, że Kolumbijczycy zachowają szansę na wyjście z grupy H, a polscy piłkarze zaczną pakować się do domu.