Belgowie pewnie szybko chcieliby zapomnieć o ogromnych męczarniach, jakich doświadczyli w pierwszej połowie i jeszcze przez jakiś kwadrans po przerwie. Dla własnego dobra nie powinni jednak spychać ich na dalszy plan, bo problemy, z którymi się mierzyli, mogą powrócić ze zdwojoną siłą w starciu z lepiej dysponowanym przeciwnikiem.
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na niskie tempo rozgrywania akcji i wyjściowe ustawienie do ataku pozycyjnego. Z tyłu zostawało trio Alderweireld-Boyata-Vertonghen, a wsparcie we wprowadzeniu piłki zapewniał albo De Bruyne, albo Witsel. Następnie schemat był bardzo prosty - uruchomienie flanki (częściej Meuniera) i z założenia przyspieszenie w okolicach 25.-20. metra. Często Vertonghen ustawiał się szeroko, bliżej linii bocznej, jednocześnie wypychając do przodu Meuniera i wymuszając powrót niżej jednego piłkarza z powyższego duetu.
Wszystko zgadzało się do momentu zagrania na flankę. Czerwone Diabły grały zbyt wolno, a przez to bardzo czytelnie. Nie pomagała niesamowita powtarzalność akcji i brak ruchu w środkowej strefie. Odpowiedzialność była nieustannie spychana. Wszyscy oczekiwali aż ktoś weźmie na swoje barki inicjatywę.
Po małej nawałnicy (dwa strzały wyciągnięte przez Penedo, błąd Romana Torresa zakończony uderzeniem Hazarda w boczną siatkę) między 6. a 12. minutą, gdy wydawało się, że będzie to lekki i przyjemny mecz dla Belgów, okazało się, że piłkarze zanotowali falstart. Jeszcze przez długi czas zostali w blokach startowych. Na tę sytuację złożyły się dwie kwestie: sposób rozegrania i bardzo ambitna postawa Panamy.
Podopieczni trenera Gomeza robili różnicę organizacją na boisku, co wcale nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem. Bazowanie na konsekwentnej grze zespołowej wydawało się jedynym logicznym rozwiązaniem. Ich największą bolączkę w obronie stanowią indywidualne błędy, które rzutują na obraz całej ekipy.
Szkoleniowiec wypracował bardzo płynne przejście pomiędzy formacjami, które umożliwiło dość zwarte, asekuracyjne ustawienie. Panamczycy wychodzili z kontratakami tylko wtedy, gdy faktycznie byli pewni, że warto. Dlatego bardzo często po odbiorze wycofywali futbolówkę, dokonywali korekty w bloku obronnym i dopiero wówczas decydowali się na atak. Przez całą pierwszą połowę całkiem skutecznie minimalizowali zagrożenie dzięki kilku elementom.
Ruch w linii defensywy przeciwnika wymuszał symultaniczną reakcję. Wystarczyło dosłownie kilka kroków, żeby zmusić Belgów do zmiany kierunku gry. Akcje były opóźniane, a zespół Gomeza miał czas, żeby odpowiednio poukładać się na boisku. Ważny był aktywny udział piłkarzy ofensywnych w obronie. Rodriguez dublował obowiązki Davisa starając się w ten sposób odciąć Meuniera od ataku, Cooper podłączał się do Barcenasa. Razem stanowili jeden z bastionów przed Murillo, który miał robić za ostatnią linię oporu. Chodziło również o zagęszczenie bocznej strefy.
22-latek w drugiej połowie trzykrotnie wygrał pojedynek 1 na 1 (dwa przy linii bocznej pola karnego) z Hazardem. Odcinanie rywalowi poszczególnych sektorów było szalenie istotnym elementem strategii Panamy.
Przesunięciu w obrębie formacji podlegała również sama linia obrony, która zwykle składała się z 4 albo 5 zawodników (ryglowanie przez Gomeza jako drugi wariant), ale kilkakrotnie przyjęła formę nieco bardziej ofensywną. W powyższej sytuacji widać przejście na grę trójką z tyłu (Escobar-Gomez-Torres) z jednoczesną szansą na wsparcie od bocznych Davisa i Murillo. Pressing Belgów był na tyle mało zdecydowany, że Panamczycy nie mieli większych trudności, żeby w ten sposób wyprowadzić atak - przynajmniej do trzydziestego metra.
Takie ustawienie było możliwe właściwie tylko dlatego, że przeciwnik po tych kilku próbach z początku spotkania, wycofał się na dłuższy czas. Nie przyspieszał, akcje były schematyczne, a w ten sposób podopieczni trenera Gomeza mieli ułatwione zadanie. Wystarczyło 'tylko' utrzymywać odpowiednie odległości między liniami.
Problemy pojawiały się w czasie kontrataków i gdy bardzo ważne było krycie indywidualne. Mertens dostał zdecydowanie za dużo miejsca w narożniku pola karnego (pierwszy gol, 47. minuta), duet De Bruyne-Lukaku rozmontował defensywę techniką, wyczuciem i przyspieszeniem, których wcześniej brakowało (69. minuta), a trzecia bramka stanowiła jednocześnie wzorcowo przeprowadzoną kontrę i modelowe błędy w organizowaniu się w obronie (75.).
Los Canaleros nie bazowali tylko na minimalizowaniu zagrożenia, wycofywaniu piłki do linii obrony i przyjmowaniu ciosów. Ich ofensywa opierała się w dużej mierze na odbiorze w środkowej strefie. Następnie - jeśli były możliwości - decydowano się na szybkie wyjście skrzydłem.
Davis w pierwszej połowie raczej zostawał z tyłu lub na wysokości linii środkowej, raczej oddawał pole Rodriguezowi, który kilkakrotnie sprawił sporo problemów defensywie Belgów. Do boku czasami schodził Godoy. Taka gra układała się całkiem nieźle do 25.-30. metra. Później Panamczycy kapitulowali ze względu na przewagę liczebną rywala lub problemy techniczne. Zwłaszcza to drugie, bo kilka razy udało im się doprowadzić do sytuacji 2 na 3.
Przed przerwą podopieczni trenera Gomeza mieli około trzy momenty, gdy dostali sporo miejsca bezpośrednio przed polem karnym przeciwnika. Na powyższym obrazku widać, jak Cooper i Rodriguez z łatwością rozmontowali obronę Czerwonych Diabłów. Ostatecznie dośrodkowanie tego drugiego zostało zablokowane.
W drugiej połowie, nawet pomimo wyniku, Panamczycy próbowali swoich sił w prostopadłych podaniach (dwa dotarły do najbardziej wysuniętego piłkarza, który dzięki temu wyszedł na czystą pozycję) i szukali wolnych przestrzeni w bocznych sektorach boiska. Murillo po przerwie nie tylko wygrał trzy pojedynki z Hazardem, ale i dwukrotnie znalazł się w dogodnej sytuacji do oddania strzału/wyprowadzenia ofensywy. W sytuacji powyżej dostał świetną piłkę od Barcenasa. Cooper w ostatnim kwadransie nałożył skuteczny pressing na Courtois, przez co bramkarz o mały włos się nie pomylił.
Pomimo wysokiego wyniku warto zwrócić uwagę na to, że do około 60.-70. minuty (okolice gola na 2:0) gra Belgów była bardzo nonszalancka, przepełniona zarówno podaniami "na pamięć", jak i wszerz boiska w obrębie linii obrony. Dali się spychać przeciwnikowi przez co musieli poszukiwać innych rozwiązań w ataku. Wyglądali dość nieporadnie nie tylko w samej organizacji ofensywy, ale przede wszystkim w defensywie zostawiając sporo miejsca przed własnym polem karnym i w bocznych sektorach boiska.
Nie wynik, nie statystyki, nawet nie pozycja w rankingu stanowiły największą różnicę między Panamą a Belgią. Los Canaleros mimo wysokiej porażki grali drużynowo, Czerwone Diabły ostatecznie odniosły triumf dzięki indywidualnościom.