Do meczu z Senegalem zostały dwa dni. Jedną z niewiadomych wciąż pozostaje partner Grzegorza Krychowiaka w środku pola. Do niedawna nie byłoby tego pytania, ale na mundial nie pojechał Krzysztof Mączyński. Do meczu z Chile też raczej bylibyśmy pewni, że jeśli nie Mączyński to Karol Linetty, ale po meczu już mamy wątpliwości. A to dlatego, że Linetty z Chile zagrał przeciętnie. A na pewno wypadł gorzej niż Góralski, który kilka dni później wystąpił obok Krychowiaka przeciwko Litwie.
I to był występ więcej niż dobry. Ktoś powie, że to tylko Litwa - rywal słabszy od Chile. Ale tu nie o samą Litwę chodzi. Nie chodzi nawet o samego Góralskiego, tylko bardziej o Linettego, który nigdy nie dał reprezentacji tyle, ile daje Sampdorii. Kiedy dostał szansę w marcowym sparingu z Nigerią, zszedł jeszcze przed przerwą, bo po starciu z rywalem nie mógł kontynuować gry. To nie jest najlepsza rekomendacja dla piłkarza, który we wtorek ma zatrzymać Senegalczyków.
Dlatego faworytem wydaje się być Góralski (trzecim wariantem, mniej prawdopodobnym, jest cofnięcie Piotra Zielińskiego). Jego doświadczenie reprezentacyjne co prawda wciąż jest nikłe, ale jak dotąd jeszcze nie zawiódł. W tym roku nieźle zagrał nie tylko teraz przeciwko Litwie, ale również w marcu przeciwko Nigerii, kiedy po wejściu na boisko (za kontuzjowanego Linettego) wygrał aż 11 z 19 pojedynków przeciwko rosłym i silnym rywalom.
Tak jak dwa lata temu na Euro serca kibiców podbił Michał Pazdan, tak teraz ma szansę to zrobić Góralski. Niewiele jednak brakowało, a na mundial by nie pojechał. Już na pierwszym treningu podczas zgrupowania w Juracie zderzył się z Pawłem Dawidowiczem i wybił sobie bark. Lekarz kadry nastawili go jeszcze na murawie. Góralski chciał trenować dalej, ale nie było takiej możliwości. Następnego dnia ćwiczył już jednak z zespołem. A kilka dni później na konferencji w Arłamowie przekonywał, że po kontuzji nie ma śladu.
Grał wtedy twardziela, ale z wyglądu żaden z niego zabijaka. Z oczu patrzy mu raczej dobrze, skrócić z nim jednak dystans wcale nie jest tak łatwo. To znaczy, nie wszyscy nawet próbują, bo Góralski poza boiskiem jest taki sam, jak na boisku. Szorstki, zdecydowany i daleki od subtelności. Ale Nawałka lubi takich piłkarzy, dlatego polubił też Góralskiego.
Historia tej znajomości nie jest jednak ani burzliwa, ani długa. Pierwsze powołanie Nawałka wysłał Góralskiemu niespełna dwa lata temu. - Jeśli zadebiutuję, koszulkę oddam tacie - mówił wtedy. I pewnie oddał, bo zagrał w towarzyskim spotkaniu ze Słowenią. Na kolejny mecz w kadrze czekał jednak kolejny rok, a występu w meczu o stawkę nie ma do dziś.
Ale już jest blisko. Bardzo blisko.