Mundial 2018. To igrzyska olimpijskie zostały wymyślone, żeby łączyć ludzi. Ale chyba jednak lepiej to wyszło futbolowi

Zaczyna się najwspanialszy bzik ludzkości: miesiąc ganiania za piłką na oczach całego świata. U Putina, na zgliszczach wielkiej afery korupcyjnej i dopingowej - ale i tak najwspanialszy. Bo łączy
Kibice w Moskwie Kibice w Moskwie Felipe Dana / AP Photo

Kopną pierwszy raz w czwartek w Moskwie: Rosja i Arabia Saudyjska, w wyjątkowo mało magicznym meczu otwarcia. Ale zaczęło się wcześniej. Na wszystkich lotniskach, z których ruszali w drogę lub się przesiadali. W narodowych strojach, z wielkimi oczekiwaniami. Nie piłkarze - kibice. Tym się różni mundial od igrzysk. Na kilka dni przed igrzyskami w terminalach całego świata pełno jest podróżujących olimpijczyków. A przed mundialem pełno jest kibiców.

2006, ostatni polski mundial piłkarza turysty

Okęcie w przeddzień mundialu podbili Peruwiańczycy. Całe grupy w koszulkach z ukośnym czerwonym pasem. Dla nich ten mundial jest pierwszym od 36 lat. Ostatni mecz, jaki zagrali w MŚ, to 1:5 z Polską w Hiszpanii. Po awansie na mistrzostwa w Rosji władze ogłosiły w Peru dzień wolny od pracy. Tak jak w Panamie, debiutującej na mundialu. Za chwilę zaczną na mundial ruszać Polacy, na pierwszy od 12 lat. Gdy ruszali poprzedni raz, to raczej samochodami, stojąc w korkach, bo jeszcze nie było autostrady do Berlina i jeszcze nie było Polski w Schengen. A piłkarze schowali się na przygotowania w szwajcarskich górach, bo raz że nie było w Polsce tak dobrych ośrodków, a dwa, że bardzo lubili się wtedy chować. Potem w Niemczech tysiące Polaków na trybunach pokazywało, że jest też w Polsce inna publiczność piłkarska od tej, którą straszono dzieci po wyczynach na ligowych stadionach. A jedenastu Polaków na boiskach w Niemczech pokazywało, że nie ma cudów: nie da się już z chałupniczo robionym futbolem podbijać świata. Tamta reprezentacja to byli jeszcze w pewnym sensie mundialowi turyści. Tylko czujący się mniej u siebie niż ci którzy wtedy ich dopingowali z trybun.

Leo Messi w meczu z Wenezuelą Leo Messi w meczu z Wenezuelą Fot. Natacha Pisarenko / AP Photo

Wszystkie czerwce Messiego

Z tamtej drużyny został w obecnej tylko Łukasz Fabiański. Przez 12 następnych lat łatwiej było Polsce zdobyć mistrzostwa Europy i je zorganizować, niż wrócić do mundialu. O tej drużynie, która wywalczyła awans do mundialu w Rosji, wiele można powiedzieć, ale nie że to sportowi turyści. Nie jadą chłonąć atmosfery, nie jadą zdobywać doświadczenia, robić selfie na stadionie. Jadą ze sztabem kilkukrotnie większym niż ten, który miał Paweł Janas w 2006, z trenerami pracoholikami, z doświadczeniem z Euro 2016, z planem. A czy ten plan będzie lepszy od planu rywali, zacznie się wyjaśniać już od wtorku. Od zderzenia w Moskwie z Senegalem, najbardziej fizycznie grającym ze wszystkich grupowych rywali Polski. Wielkie turnieje to jest specyficzny świat. Potrafią wykreować bohaterów, którzy szybko przepadną. A najwięksi piłkarze tego pokolenia, Leo Messi i Cristiano Ronaldo, nadal nie odcisnęli na nich takiego piętna jak na klubowej piłce, choć próbują już od 2006 roku. O Messim Jorge Valdano powiedział kiedyś, że u niego ciągle jest czerwiec 1986, czyli taki stan natchnienia i wybitności, jaki miał przez tamtych kilka tygodni Diego Maradona. Ale jednak kiedy przychodzi ten właściwy mundialowy czerwiec i lipiec, to Messi przeżywa rozczarowania. Jak będzie teraz, w mundialu podczas którego Messi skończy 30 lat (kończy 24 czerwca, w dniu meczu Polska-Kolumbia)? Argentyna trafiła do takiej grupy, z Chorwacją, Islandią i Nigerią, w której może się zdarzyć wszystko. Jedno potknięcie faworyta sprawi, że potem go zadepczą, jak cztery lata temu grupowi rywale zadeptali Hiszpanię i obrońcy Pucharu Świata odjechali szybko do domu. Tak jak Anglicy, a Kostaryka którą mieli w grupie z marzeniami o półfinale pożegnała się dopiero w rzutach karnych? Dziś wiedza o futbolu stała się na tyle dostępna dla trenerów w każdym zakątku świata, że nie można odmawiać marzeń nikomu, kto miał plan i chciał pracować. Kod źródłowy futbolu jest tak otwarty jak nigdy. A każdy kto ruszył już, albo za chwilę ruszy w drogę za swoją reprezentacją, wierzy w to, że może właśnie teraz się uda. I że to będzie magiczny czas.

"Futbol to 22 ludzi biegających za piłką? A "Hamlet" to mnóstwo papieru i atramentu"

Jak kiedyś napisał angielski literat John Boyton Priestley, powiedzieć kibicom, że wydają swoje pieniądze, by popatrzeć na 22 ludzi wynajętych do kopania piłki, to jak powiedzieć, że skrzypce to drewno i struny, a "Hamlet" to mnóstwo papieru i atrament. Wszystko się zgadza, ale nic się nie zgadza. J.B. Priestley tego nie napisał o mistrzostwach świata, bo nie mógł: "The Good Companions" wyszło w 1929 roku, ostatnim roku przed narodzinami mundiali. Ale wszystko jest dalej aktualne. Można narzekać na komercjalizację sportu, na oderwanie go od zwykłego człowieka. Ale jakoś oderwać go na dobre nie można. Arsene Wenger wróżył kiedyś, że reprezentacyjny futbol wymrze, przegra z klubowym. Ale pogłoski o tej śmierci okazały się przesadzone. W każdym razie: Wenger jej w Arsenalu nie doczekał. Mundial ciągle ma magię z którą nic się nie może równać. Nie jest świętem najlepszego futbolu. Bo taki rzeczywiście jest w Lidze Mistrzów i ligach. Ale mundial jest najlepszym świętem futbolu. Bo łączy. Tych, którzy żyją piłką na co dzień i tych, którzy raz na dwa czy cztery lata. Tych, którzy się znają i nie znają. Tych którzy oglądają pierwszy raz i tych, którzy narzekają, że sport już nigdy nie będzie taki jak kiedyś, ale patrzą dalej. Tych którzy oglądają dla futbolu i tych, którzy dla otoczki. To igrzyska olimpijskie miały łączyć świat. Ale chyba jednak lepiej wyszło futbolowi. Igrzyska są zbyt duże, by się nie rozpadły na  części: każdy ma swój, ze swoim programem, medalami, których inni mogą nie zauważyć. Nie da się zobaczyć w igrzyskach wszystkiego, to nie na ludzką miarę. W mundialu się da, choć prezes Gianni Infantino zapewne nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w powiększaniu turniejów.

MŚ 2018. Stanisław Czerczesow na treningu reprezentacji Rosji MŚ 2018. Stanisław Czerczesow na treningu reprezentacji Rosji ANTONIO CALANNI/AP

Rosja cztery miesiące temu była w sporcie pariasem, dziś jest gospodarzem

Te mistrzostwa, które się właśnie zaczynają, są najbardziej kontrowersyjnymi od 40 lat, od mundialu u argentyńskiej junty. Pisaliśmy już, jak trudno się nimi cieszyć bez różnych zastrzeżeń.  Nie chodzi tylko o politykę, ale i sport. Jeszcze cztery miesiące temu w Pjongczangu Rosja była z powodu dopingu pariasem na jednej z największych sportowych imprez czterolecia. A teraz jest gospodarzem jednej z największych imprez czterolecia. Z drugiej strony, trudno oczekiwać, że gospodarzy będzie stawiać do pionu FIFA, która sama ma za sobą kilka katastrofalnych lat. Wybór Rosji i Kataru za jednym podejściem, w 2010 roku, to była korupcyjna  bomba, która wysadziła stary system. Jest nowy szef, była reforma zarządzania FIFA, gospodarza mundiali już nie wybierają członkowie komitetu wykonawczego podczas korupcyjnych żniw, tylko wszyscy państwa-członkowie FIFA. Ale, delikatnie mówiąc, nie powiało dzięki Gianniemu Infantino jakąś wielką odnową.

Niech sen trwa

Zaczyna się miesiąc, podczas którego trzeba i przypominać, co jest nie tak, i dawać się porwać. To jest ciągle bardziej nasz turniej, niż ich. Święto wspólności. W mundialu czasem nawet nie trzeba zwyciężyć, żeby coś wygrać. Piłkarską Anglię bardziej odmieniły łzy Paula Gascoigne'a po przegranym półfinale w 1990 roku, niż Puchar Świata zdobyty w 1966. Mówią nawet, że bez tego płaczu Gascoigne'a i bez Italia 90 nie byłoby Premier League i jej globalnej magii. Bo to w tamtym turnieju angielska piłka, po stadionowych dramatach lat 80, odzyskała ludzką twarz w oczach przeciętnego Anglika. Niemców też bardziej odmieniło trzecie miejsce w mundialu u siebie w 2006 niż niejeden zdobyty przez nich tytuł. Bo udała im się wtedy najlepsza mundialowa zabawa w XXI wieku:  najlepiej zorganizowany turniej, najbardziej gościnny i przyjazny,  zalany przez tłumy kibiców, co było nie do powtórzenia w RPA i Brazylii, zwłaszcza że wszyscy straszyli, jak łatwo jest tam zginąć na ulicy. Ten niemiecki turniej jak z bajki też, jak się potem okazało, był kupiony za łapówki. I może wielki Franz Beckenbauer jeszcze dostanie za to wyrok. Ale czy to jakoś umniejsza emocjom, które ten mundial rozbudził? I inne kupione mundiale? Jak mawiają Hiszpanie, i to świetnie do tego najbliższego miesiąca pasuje: za pieniądze możesz sobie kupić łóżko. Ale snów nie kupisz.

I niech polski sen trwa jak najdłużej.

Copyright © Agora SA