Polska - Korea Płd. 3-2. Tak, jak przeciwnik pozwala

Gdy selekcjoner Koreańczyków porównał polski zespół do reprezentacji Niemiec niewielu odebrało to za coś więcej, niż akt kurtuazji. A zapewne jeszcze mniej osób zakładało, że, przynajmniej w pierwszej połowie, rywale zaprezentują się, jakby faktycznie grali z naszymi zachodnimi sąsiadami. Przyniosło to zupełną dominację Polaków, choć w drugich 45 minutach nie było już tak wesoło.
. . GRZEGORZ CELEJEWSKI

Szkodliwy nadmiar miejsca

Znając umiejętności pressingowe Koreańczyków można było być zdumionym tym, ile miejsca zostawiają Polakom na rozprowadzenie ataku. Najwyraźniej zszokowani byli tym również nasi reprezentanci. Nastawieni na tworzenie przewagi przy inicjowaniu akcji, usiłowali dbać o nią nawet w sytuacjach, kiedy nie było to potrzebne. Efekt? Zamiast trzech obrońców spokojnie ogrywających jednego, niepewnie pressującego zawodnika Korei, oglądaliśmy serię krótkich podań na własnej połowie, w co nierzadko byli jeszcze wmieszani Romanczuk i Mączyński. Tworzono w ten sposób zupełnie niepotrzebną przewagę czterech, czasem pięciu na jednego, co chwilę później odbijało się na kreowaniu ataków. Przy tylu zawodnikach zaangażowanych na własnej połowie i w okolicy koła środkowego, zwyczajnie brakowało piłkarzy, którzy mogliby przy gęstej defensywie rywala dać opcję podania. W efekcie Polacy wykręcali doskonałe liczby, jeśli idzie o celność podań (nawet około 90 procent), jednak na tworzenie sytuacji cierpliwymi atakami nie miało to przełożenia.

Jak trwoga to do Lewego

Tym samym Polacy stwarzali zagrożenie najprostszym z możliwych sposobów. Lewandowski tym razem zamiast uparcie schodzić do rozegrania, starał się operować w pobliżu linii defensywnej rywala, zapewniając nieco głębi i, przede wszystkim, dając okazję do zagrania mu piłki w strefy umożliwiające wykończenie. To przyniosło dającą prowadzenie bramkę, choć już wcześniej napastnik Bayernu miał dwie dobre sytuacje do otwarcia wyniku. Taka gra Lewandowskiego przynosiła znacznie więcej pożytku, niż branie przez niego na siebie ciężaru gry, jak to miało miejsce w starciu z Nigerią. Choć oznacza to znacznie mniej dojrzała grę naszej reprezentacji, na poziomie organizacji i umiejętności, na którym Biało-Czerwoni się obecnie znajdują, może się to okazać najskuteczniejsze. Mimo wyraźnego progresu, kadrze Nawałki nadal często sporo brakuje do stworzenia sobie sytuacji po ataku pozycyjnym. Z drugiej strony - czy mniej skomplikowana gra przynosi ujmę, jeśli to pozwala na optymalniejsze wykorzystanie jednego z najlepszych napastników świata?

Momenty pressingowe

Nieźle z kolei wyglądały próby pressingu naszych zawodników. Szybki doskok do rywala z piłką skutecznie opóźniał ataki Koreańczyków, dawał nam szanse na spokojne sformowanie defensywy, a przede wszystkim na powrót wahadłowych. W ten sposób też udawało się tworzyć szanse, ale i w miarę spokojnie bronić wyniku. Mimo niezłej cyrkulacji piłką, nasi przeciwnicy nie byli w stanie sforsować naszych zasieków, ustawionych niekiedy nawet w wąskie 5-4-1. Dodatkowo szybkie wyjścia zawodników ofensywnych w wolne przestrzenie po odzyskaniu piłki umożliwiały wyprowadzenie kontr. W tym kontekście ciekawą opcją było skorzystanie z Grosickiego jako ofensywnego pomocnika, który szybko wybiegał w swoją naturalną przestrzeń na flance, gdzie czekało dużo wolnego miejsca na poprowadzenie akcji w kierunku bramki rywala. 

Piotr Zieliński Piotr Zieliński FOT. GRZEGORZ CELEJEWSKI

Szkodliwy niedobór miejsca

Druga połowa przyniosła pogorszenie sytuacji. Najistotniejszym czynnikiem była zmiana nastawienia Koreańczyków, którzy doszli do, słusznego skądinąd wniosku, że Polacy z wyprowadzaniem piłki nie radzą sobie przesadnie dobrze. Ruszyli więc z wyższym pressingiem, który nieomal natychmiast zaczął powodować ogromne problemy w naszych szeregach defensywnych. Przez całe pierwsze 45 minut nasi zawodnicy raptem cztery razy stracili piłkę na własnej połowie. Wystarczył kolejny kwadrans, by Koreańczycy zmusili nas do dziesięciu kolejnych tego typu błędów. Niezłe wrażenie z początku spotkania zostało zatarte, a Polacy jedynie momentami odzyskiwali stabilność i rzadko byli w stanie kreować kolejne sytuacje. Rywale długi czas nie stwarzali sobie sytuacji, co po części było efektem ich własnych problemów z szybkim rozegraniem, a po części naszą ofiarną, choć momentami bardzo chaotyczną defensywą. W końcu i za ten chaos zostaliśmy ukarani, choć humory w końcówce poprawił fenomenalny strzał Zielińskiego, zapewniający nam zwycięstwo

Mecz towarzyski Polska - Meksyk Mecz towarzyski Polska - Meksyk Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Zależeć czy nie zależeć?

Ten mecz mógłby mieć zupełnie inny obraz, gdyby rywale w pierwszej połowie nie cofnęli się tak głęboko i nie umożliwiali nam, prostymi środkami, dostarczania piłki w strefy zagrożenia. Jak pokazało drugie 45 minut, gdy przeciwnik nieco mocniej dociśnie nas na własnej połowie, zaczynają się duże problemy z pokonaniem jego linii, a mnoży się liczba strat w głębi pola. Owszem, zwiększa się też szansa na udane skontrowanie rywala, ale w drugiej części meczu z Koreą momentami wracały, zachowując pewne proporcje, koszmary z meczu z Danią, kiedy to za tego typu błędu byliśmy karani. Adamowi Nawałce należą się słowa uznania za próbę wdrożenia nieco bardziej rozbudowanego sposobu atakowania, jednakże patrząc na czas, jaki pozostał i umiejętności zawodników, od których to zależy, można mieć wątpliwości, czy to się może udać. Owszem, w innym wypadku szkoleniowcowi będzie można nadal zarzucać, że jest zależny od Lewandowskiego. Ale czy to ujma? Poza tym poprzedni szkoleniowcy też mogli być od niego zależni, ale jakoś jego umiejętności wykorzystać nie potrafili.

Copyright © Agora SA