Premier League. Grzegorz Krychowiak dla Sport.pl: Najlepszy czas jeszcze przede mną

- To było trochę frustrujące. Mogło mieć przełożenie na mnie - mówi nam Grzegorz Krychowiak o dotychczasowym prostym stylu gry West Bromwich Albion. Długie piłki z obrony do ataku, odeszły jednak wraz ze starym trenerem. Teraz gdy ktoś podaje napastnikom na nos, zwykle jest to Polak. - Mam grać bardziej do przodu i podejmować więcej ryzyka - tłumaczy Sport.pl

W rozmowie z reprezentantem Polski zadaliśmy również pytania nadesłane przez czytelników Sport.pl

Kacper Sosnowski: W meczu z Manchesterm City, po faulu Fernandinho zszedł pan z boiska. Kontuzji nie ma, ale czy udo boli dalej?

- Nie jest to poważny uraz, ale rzeczywiście wyklucza mnie z sobotniego meczu z Southampton. Na kolejny z Chelsea powinienem być gotowy. Przez kilka dni nie będę normalnie trenował. Do zajęć powinienem wrócić we wtorek lub środę.

Pytanie czytelnika Sport.pl: Czy uważa pan, że przewinienie było przypadkowe, czy mogło być w nim trochę złośliwości?

- Trudno mi się odnieść. Byłem na ziemi, nie widziałem jak do tego doszło. Czułem jedynie, że zostałem nadepnięty.

Znów jest pan podstawowym graczem WBA. To zasługa dobrej formy, czy nowego trenera Alana Pardew, który postanowił na Pana postawić?

- Przyszedł nowy trener, zmienił się sztab. Na pewno szkoleniowiec potrzebował trochę czasu, by mnie poznać. Innych znał z Premier League, mnie nie miał okazji oglądać, bo jestem tu pierwszy sezon. Potrzebowałem zatem chwili, by zdobyć jego zaufanie. Ciężka praca na treningach, dawanie z siebie wszystkiego sprawiło, że znów wywalczyłem miejsce w pierwszym składzie.

Zmiana Pulisa na Pardew to dla pana jaka zmiana? Widać, że inny jest styl gry drużyny, w styczniu są nawet lepsze wyniki, ale na tabelę przełożenia to nie ma.

- Z sytuacji w tabeli zdajemy sobie sprawę. By pozostać w Premier League trzeba dalej cyklicznie zdobywać punkty. Myślę, że utrzymanie się jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Z przyjściem nowego trenera zaczęliśmy inaczej grać. Teraz bardziej gramy w piłkę. Stwarzamy sobie więcej sytuacji, strzelamy trochę więcej goli. Po tych trzech latach trzeba jednak trochę czasu, by zmienić i przyzwyczaić się do tego, czego oczekuje nowy trener. Z mojej perspektywy to wygląda lepiej i idzie w dobrym kierunku. Najważniejsze teraz będą zwycięstwa.

Co do gry. W listopadzie w Premier League przewodziliście w zestawieniu drużyn, najczęściej grających długą piłką. Jeśli chodzi o liczbę podań na akcję, to była ona niewielka.

- Dla mnie to było trochę frustrujące. W pewnym momencie mogło to mieć przełożenie też na moją grę. Przyszedł jednak nowy trener i wygląda to już inaczej, zwłaszcza w ofensywie. Gra jest płynniejsza, są sytuację. Długich wybić jest mniej. Ten sposób gry odpowiada mi bardziej w porównaniu z tym wcześniejszym.

A jak ktoś już ma zagrać dłuższą piłkę, to najlepiej, by był to Krychowiak. Dwóch asyst można pogratulować. 

- Staram się to ćwiczyć, bo zdaję sobie sprawę, że to są elementy gry, których oczekuje ode mnie trener. Mam grać bardziej do przodu i podejmować więcej ryzyka. Stąd choćby te asysty. 

Po asyście i meczu z Evertonem w angielskich mediach napisano, że to był pana "najlepszy występ w koszulce WBA". Mieli rację?

- Trudno mi powiedzieć, który był najlepszy. W każdym staram się dawać z siebie wszystko i wnieść coś dla zespołu. Duże znaczenie ma jednak to, czy osiągamy korzystny wynik. Nawet jeżeli grałbym na dobrym poziomie, a WBA by przegrało, to ocena mnie będzie raczej negatywna.

A propos negatywnych komentarzy, które pojawiały się w tamtym roku. Dochodziły do pana opinie typu " jego gra przypominała kryminał"?

- W piłce nożnej już tak jest. Jak coś wychodzi, będą cię chwalić. Jak jest gorzej, będzie jakaś krytyka. Nawet nie wiem, co się o mnie mówiło w prasie. Nie czytałem żadnych komentarzy, zupełnie się od tego odłączyłem. Przecież nie mam na to wpływu. Skupiłem się na treningach. Na krytykę najlepiej odpowiedzieć jest postawą na boisku. To jedyny sposób.

Krótki czas, w którym mecze oglądał pan z ławki trochę jednak bolał?

- U Pulisa grałem właściwie wszystko. Odstawił mnie drugi trener w okresie przejściowym, kiedy Pulisa już zwolniono. Skupiałem się nad tym co mogłem zrobić, czyli walce na treningach o pierwszą jedenastkę.

WBA to pana zdaniem dobra drużyna, czy gra poniżej swego potencjału?

- Jesteśmy w miejscu jakim jesteśmy. Zdobyliśmy tyle punktów ile zdobyliśmy. Moglibyśmy analizować kilka spotkań, które powinniśmy zagrać inaczej i skończyć je z lepszym wynikiem. To jednak nic nie da, trzeba skupiać się na zwyciężaniu. Mamy kilka ważnych meczów, m.in. z Southampton, który jest rywalem w walce o utrzymanie. To w takich spotkaniach trzeba pokazać charakter i wygrywać.

Co powiedział panu trener Pardew, gdy rozmawialiście w cztery oczy, przed meczem z Liverpoolem? W debiucie u niego wykonywał pan wszystkie stałe fragmenty.

- Do stałych fragmentów mamy kilku zawodników. Wtedy ich jednak na boisku nie było. Stąd decyzja, żebym wykonywał je ja. Zdaje sobie sprawę, że to na Wyspach jest ważny element. Ważny też dla naszego zespołu, patrząc na to ile bramek zdobywamy po nich w ostatnich sezonach.

Co do innych graczy. Jest w WBA sporo starszych i doświadczonych zawodników jak Foster, Evans, Barry. Nie brakuje panu tam trochę młodych wilków? 

- Tacy też są. Doświadczenie jest jednak bardzo ważne. Nie ma, co analizować jednostek. Tą drużynę ma utrzymać grupa ludzi. Trzeba skupić się na kolektywie.    

Właśnie doszedł kolejny doświadczony. Daniela Sturridge'a przywitał pan osobliwie.

- To ogromne wzmocnienie dla WBA. Mam nadzieję, że szybko się tu wkomponuje. Przywitałem go rzeczywiście w żartobliwy sposób. Tylko się zaśmiał.

Pytanie od czytelnika Sport.pl: Czy okres gry w Sevilli był pana szczytem kariery?

- Ten czas gry w Sevilli był bardzo udany. Patrząc na nasze osiągnięcia w ciągu dwóch lat, to było coś wyjątkowego. Uważam jednak, że przede mną jeszcze mnóstwo sezonów. Nie mogę zgodzić się zatem ze stwierdzeniem, że wtedy był mój najlepszy czas. Najlepszy czas jeszcze przede mną.

Pytanie od czytelnika Sport.pl: Czy przejście do PSG uważa pan za krok w tył

- Nie zmieniłbym tej decyzji. Jakbym miał znów decydować, pewnie podjął bym taką samą. Znów stanąłbym do walki w PSG o miejsce w składzie. Kiedy dzwoni do ciebie trener, kiedy kontaktuje się z tobą dyrektor sportowy i mówią ci, że chcą cię kupić i chcą cię w takim zespole, to nie pozostaje nic innego jak tylko się pakować. Wydaje mi się, że każdy podjąłby taką samą decyzję. Że się wszystko potoczyło, jak się potoczyło... Takie życie, taka jest piłka nożna. Wszystkiego przewidzieć się nie da.

Pytanie od czytelnika Sport.pl: Czy podoba się bardziej życie w Anglii czy we Francji? Czy chciałby pan na stałe zostać na Wyspach?

- Jeśli chodzi o Anglię to podchodzę do niej czysto piłkarsko. Skupiam się, by szło mi na boisku. To czy mieszkam w Anglii, we Francji czy nawet w Hiszpanii jest sprawą drugorzędną. Co do gry w Premier League, to liga w której rzeczywiście każdy może wygrać z każdym. Nawet jej potentaci w każdym meczu muszą być maksymalnie skoncentrowanym. Lekkie rozluźnienie może przełożyć się na porażkę. Ktoś z wielkich faworytów gubi tu punkty co dwa tygodnie. Dlatego to jest ciekawa liga.

Decyzję co dalej podejmie pan w połowie maja, po zakończeniu sezonu w Anglii, czy w połowie lipca, po mundialu w Rosji?

- Zobaczymy. W piłce wszystko szybko się zmienia. Mistrzostwa Świata to na pewno odpowiednie miejsce na zaprezentowanie swoich umiejętności. Mundial może mieć jednak taki sam wpływ na moją karierę jak i na karierę każdego innego zawodnika. Trzeba tam po prostu dobrze zagrać i osiągnąć jakiś sukces jako zespół. To jedyna pewna rzecz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.