El. MŚ 2018. Rumunia 0:3 Polska. Kadra jak uśmiech Łukasza Piszczka

- Występ na mundialu to moje marzenie. W 2018 r. będę miał pewnie ostatnią szansę, by wystąpić w turnieju - mówił Sport.pl przed startem eliminacji Łukasz Piszczek. Nic dziwnego, że w Bukareszcie w popisowym zwycięstwie Polaków (3:0) on wyglądał na jednego z najbardziej zdeterminowanych.

Zbliżała się pierwsza w nocy lokalnego czasu, a Łukasz Piszczek kończył triumfalny pochód reprezentantów Polski. Triumfalny, bo po najlepszym od dekady wyjazdowym meczu eliminacyjnym, w którym biało-czerwoni rozbili Rumunię. - To nie przeciwnik zagrał tak słabo, po prostu my byliśmy nie do zatrzymania - mówił Adam Nawałka, a symbolem mocy z jaką gospodarze zostali rozjechani był właśnie Piszczek.

Wystarczy przypomnieć dwie sceny z drugiej połowy, gdy jeszcze przy jednobramkowym prowadzeniu Polacy rzucili się do ataku, ale po stracie piłki przez Grzegorza Krychowiaka to Rumuni wyszli z kontrą. Wtedy Piszczek - ustawiony przy linii bocznej kilkadziesiąt metrów od środka pola - ruszył sprintem do rywala i świetnym wślizgiem zakończył jego akcję jeszcze zanim Łukasz Fabiański musiał w ogóle zareagować. A potem, gdy już zwycięstwo zapewnił Lewandowski, prawy obrońca raz jeszcze włączył się do ataku, patrzył jak koledzy klepią piłkę na prawym skrzydle, szukał spojrzenia Jakuba Błaszczykowskiego, by ten dostrzegł jak świetnie idzie na obieg i przy odpowiednim dośrodkowaniu mógłby strzelić gola. Ale kolega sam wybrał uderzenie, Piszczek tylko prześlizgnął się na kolanach po murawie z szeroko rozłożonymi ramionami, a potem sprintem i z łatwo zauważalnym uśmiechem na twarzy wrócił na swoją pozycję.

- A dziękuję, dziękuję bardzo za miłe słowa - skromnie mówił pod szatniami, gdy pod swoim adresem usłyszał kilka komplementów od dziennikarzy. - Jednak wydaje mi się, że od dłuższego czasu gram na odpowiednim poziomie. Wiem też, że dzisiaj ten występ był jednak lepszy, od początku czułem dużą moc - tłumaczył.

Dużą to mało powiedziane: Piszczek miał drugą najwyższą liczbę pojedynków w drużynie (23), a wygrał z nich imponujące 78 procent. Mało tego - boczny obrońca zaliczył także trzy dryblingi i trzy dokładne kluczowe podania, do tego zagrywał z 82-proc. celnością, sześciokrotnie przechwytywał piłkę, w tym trzy razy (najwięcej!) na połowie rywala. To statystyki na najwyższym poziomie, na dodatek takie, które równie dobrze mogłyby cechować kapitalny występ np. środkowego pomocnika.

Piszczek to cichy lider tej drużyny. Rzadko widoczny w mediach, ale zawsze ze zdrowym rozsądkiem oceniający sytuację i spokojnie podchodzący do krytyki i pochwał. A poza światłem kamer jest wiecznie uśmiechnięty, zaraża innych humorem, choć najbliżej trzyma się z Łukaszem Fabiańskim i Błaszczykowskim - takie trio z rocznika 1985. Kto oglądał film podsumowujący kulisy występów Polaków w Euro 2016 pt. "Chcę więcej" na Łączy Nas Piłka ten wie, jak dobrze tej trójce razem.

A Piszczkowi najlepiej z Błaszczykowskim u boku. Ich zrozumienie wspólnej gry jest świetne, znają na pamięć swoje ruchy, skrzydłowy zawsze wie, gdy boczny obrońca zaraz wybiegnie zza pleców i powinien dostać podanie w tempo. Może nie sieją takiego zagrożenia jak dawniej, ale są tak silną współpracą, że nawet przy słabszych występach Nawałka nie będzie tego połączenia zrywał. Nie ma sensu, bo zresztą tych gorszych meczów ostatnio niemal w ogóle nie ma.

O uzupełnianiu się świadczą także liczby Błaszczykowskiego: 31-letni skrzydłowy zaliczył sześć prób odbiorów (trzy udane), zebrał osiem drugich piłek (pięć na połowie rywala), cztery z pięciu jego zagrań w pole karne były dokładne. W drugiej połowie piłkarz Wolfsburga grał niemal jak dodatkowy środkowy pomocnik, ale za to Piszczek miał otwartą drogę na skrzydle. Raz z autostrady skorzystał, przy okazji na małej przestrzeni boczny obrońca wyminął dwóch rywali.

- Jestem starszym zawodnikiem, nie zagram dwóch meczów dzień po dniu. Organizmu nie oszukam, ale dojrzałem też do tego, jak sobie radzić. To może pozwolić mi grać jeszcze kilka lat na najwyższym poziomie - mówił Piszczek we wrześniu w rozmowie ze Sport.pl. On także Nawałce zawdzięcza to, że może się w kadrze wreszcie spełniać. Selekcjoner odzyskał go dla reprezentacji po groźnej kontuzji z 2013 i 2014 roku. Wie, kiedy dać mu popracować indywidualnie, wie, że np. w meczu z Ukrainą w Euro (1:0) jemu w pierwszej kolejności należy się odpoczynek.

Tak jak Piszczek promieniał z radości po wyjściu z szatni na stadionie narodowym w Bukareszcie, tak ostrzegał również, że najtrudniejsze dopiero przed tą drużyną. Utrzymać oczekiwania, wytrzymać presję na równie trudnych wyjazdach w Erywaniu, Podgoricy i Kopenhadze. Jednak po takim indywidualnym popisie Piszczka przynajmniej w jemu wypada bezgranicznie wierzyć.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.