El. MŚ 2018. Rumunia - Polska. Pierwsze czyste konto. Powrót Polski do podstaw

Wreszcie Polska wróciła do gry z Euro 2016! We Francji podopieczni Adama Nawałki imponowali grą w defensywie, o czym mogliśmy zdążyć zapomnieć po dotychczasowych meczach eliminacyjnych. Na szczęście z Rumunią (3-0) obrona przypomniała, dlaczego na Euro Polacy stracili tylko dwa gole

Z Kazachstanem (2-2) Kamil Glik grał na środku obrony z Bartoszem Salamonem. Z Danią (3-2) i Armenią (2-1) Glikowi towarzyszył Thiago Cionek. Zawirowania nie ominęły również boków obrony. Z Armenią Łukasza Piszczka musiał zastąpić Jakub Błaszczykowski, a w pierwszym meczu na lewej stronie grał Maciej Rybus. Adam Nawałka do tej pory ani razu nie mógł postawić na czwórkę z Euro 2016.

Ten moment nastał w końcu z Rumunią. Efekt? Pierwsze czyste konto w tych eliminacjach. Rywale nie stworzyli ani jednej groźnej okazji z gry. Jeśli już zagrażali to wyłącznie po stałych fragmentach (a tak naprawdę tylko raz). Michał Pazdan wrócił po kilku urazach w tym sezonie i zagrał jak z Realem Madryt w Lidze Mistrzów. Popełnił jedynie dwa małe błędy (na początku meczu uciekł mu Bogdan Stancu, a w drugiej połowie musiał ratować się faulem po błędzie na środku boiska). Poza tym był nie do przejścia. Rumuni stali się przebić skrzydłami i dośrodkowywać, ale za każdym razem uprzedzał rywala, doskonale grał na wyprzedzenie, blokował strzały. A gdy trzeba było podchodził wyżej oraz naprawiał nieliczne błędy Glika. Ten ma za sobą bardzo przeciętną jesień w reprezentacji, ale powrót do sprawdzonego duetu z Pazdanem może im wyłącznie pomóc - jak i całej drużynie.

Spory ból głowy Nawałka będzie miał w związku z obsadą lewej strony. Maciej Rybus jest obecnie kontuzjowany, a chociażby z Kazachstanem (2-2) zagrał bardzo słabo, jego błędy doprowadziły do straconych goli. Artur Jędrzejczyk jest zdecydowanie mniej zaangażowany w grę ofensywną (na lewej stronie szaleje Kamil Grosicki), ale w obronie gwarantuje większą pewność i jest lepiej zgrany z partnerami. To efekt Euro 2016: we Francji grał w podstawowym składzie wskutek kontuzji Rybusa. Zawodnikowi Olympique Lyon może być ciężko nadrobić te zaległości.

Ale i tak największe wrażenie zrobił Łukasz Piszczek. Zagrał praktycznie perfekcyjne 90 minut, zupełnie wyłączył Alexandru Chipciu. Rumun nie potrafił ograć Piszczka w żaden sposób; nawet gdy wydawało się, że już mu uciekł, to zawodnik BVB i tak go powstrzymał. Prawa strona Polski jest praktycznie nie do sforsowania, bo Jakub Błaszczykowski znakomicie współpracuje z Piszczkiem w defensywie (fakt, że przez to cierpi jego gra w ofensywie, ale Polacy mogli sobie teraz na to pozwolić).

Najważniejsze, że polska obrona doskonale sobie poradziła mimo kolejnego przeciętnego w defensywie meczu Grzegorza Krychowiaka oraz błędów Karola Linettego. Otrząsnęła się po trudnych chwilach na początku drugiej połowy, gdy przez kilka minut mieliśmy problemy z wyjściem z własnego pola karnego. - To pierwszy mecz po Euro, gdzie naprawdę byliśmy sobą, drużyną - powiedział w pomeczowej rozmowie z "Polsatem Sport" Pazdan. Oto wróciliśmy do podstaw, które dały nam ćwierćfinał Euro 2016: znakomitej organizacji gry w defensywie i błyskawicznych kontrataków, jak ten po którym padł gol Kamila Grosickiego. W dodatku żaden z piłkarzy nie dostał żółtej kartki i nikt przez to nie ominie marcowego meczu z Czarnogórą. I to są najlepsze wiadomości po ostatnim meczu o punkty w tym roku.

Zobacz wideo

Race w Rumunii? UEFA zamyka stadion Legii [MEMY PO POLSCE]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.