Rafał Stec: Mundial 2002 od A do Z

Alfabet mundialu, czyli od A - angielszczyzny przez L - leje, po Z- czyli zawiedli.

Rafał Stec: Mundial od A do Z

Alfabet mundialu, czyli od A - angielszczyzny przez L - leje, po Z- czyli zawiedli.

Angielszczyzna

... japońskiej reklamy. Mój ulubiony kawałek pochodzi z kupionego w pociągu kartonu soku pomarańczowego: "Ten napój wyśle cię w szczęśliwe miejsca" (oryg. "This drink will send you to happy places"). Wysłał. Wysiadłem stację za późno, ptaszki ćwierkały, twarz owiewał lekki wiaterek, nawet słońce się zlitowało i przestało prażyć. Tylko stadionu i cywilizacji ani śladu. No i litery zrozumiałej dla Europejczyka.

Beckham.

Na innym odludziu, gdzie mieszkali Anglicy ("Chcesz wiedzieć, gdzie mają bazę? Nigdzie" - mówili angielscy dziennikarze), wkrótce stanie jego pomnik. Cała Japonia wydzwania do hotelu, by zarezerwować pokój, w którym spał. Biografii nie kupiły tylko maluchy, które nie nauczyły się jeszcze czytać. Dla nich wydano kilkusetstronicowy album ze zdjęciami "Beckham: mój świat".

Chuligani

... przed którymi drżała cała Japonia, ale wyłapano wszystkich już na lotniskach. Bardziej znudzone miny od japońskich policjantów mieli tylko porządkowi zmuszeni do utrzymania spokoju na stadionie, na którym nie grają w baseball, tylko piłkę nożną.

Doping

... którego (podobno) nie było. Zamiast tego Trapattoni podczas gry trzymał w kieszeni butelkę święconej wody, Scolari obrazki ze świętymi, Turcy zjedli ponad tonę sera, a Senegalczycy mieli jednego kucharza-cudotwórcę dla wszystkich: reprezentacji, kibiców, dziennikarzy. To już wiadomo, dlaczego Polacy nie wyszli z grupy. Przed MŚ mówili, że zabierają tylko "gameboye".

Egzotyczne

... państewka, w których szperacze FIFA wyszukiwali sędziów. Też egzotycznych. Efekt? Egzotyczny półfinalista, egzotyczne interpretacje przepisów, po niektórych meczach egzotyczne (bo nowe) uczucie, że cała ta zabawa nie ma sensu.

Fryzjerzy

- żadna grupa zawodowa w Japonii nie przeszła tak błyskawicznej futbolowej edukacji. Musieli wiedzieć, co nosi na głowie Nakata, Beckham, Toda (trochę bardziej dynamiczna wersja płomiennego czuba Fredrika Ljungberga), Ronaldo itd. Ułatwić im robotę mogło tylko mistrzostwo świata Turków. Dali słowo, że ogolą głowy.

Gunes Senol

- turecki trener, który piłką zajął się tylko po to, by zdobyć mistrzostwo świata, w nagrodę dostać święcenia kapłańskie i zacząć nauczać. Wierzy, że futbol wypleni z naszej planety wszelkie zło. Nie wspomniał tylko o dziurze ozonowej, najbardziej zagrożonych gatunkach fauny i flory oraz suchych gąbkach bez smaku, które Japończycy nazywają chlebem.

Hamann

Dietmar potrzebował pomocy z zagranicy, by osiągnąć wewnętrzny spokój. "Angielska prasa wybrzydza na niemiecki styl? No to jestem spokojny. Dotąd miałem wątpliwości, teraz jestem pewien, że gramy świetnie. Inaczej siedzieliby cicho".

Inne

... spojrzenie na futbol. "Nieważne, kto wygra, my szczerze kochamy brazylijskich piłkarzy". To znów Gunes. "Nie wiem, komu kibicuję. Zobaczę na meczu" - japoński fan (chyba przed spotkaniem Niemców z Irlandią). " I po co te poprzeczki? Tylko psują zabawę" - nowozelandzki amator rugby na widok pudłujących Nigeryjczyków i Anglików.

Jeden.

Tylu piłkarzy uzyskało hat-tricka (Klose), tylu Polaków zagrało w finale (Klose), tylu ludzi mówiących ciepło o polskiej piłce spotkałem w na MŚ (amerykański dziennikarz), tylu nie wiedziało, kim jest Zbigniew Boniek (amerykańska dziennikarka). Tej ostatniej nie podobało się, że Beckham po golu cieszy się przed sektorem Argentyńczyków. "Miał być gwiazdą, a to cham jakiś".

Komfort

... przemieszczania się. Pamiętacie ruchome chodniki z kreskówek o Jetsonach? W Jokohamie możesz tak przejechać i dwa kilometry. Prawie bez przesiadek.

Leje

... w Japonii bez przerwy i jak z cebra. Każdego ranka wypatrujesz klęski żywiołowej. Nigdy nie kropi, nie ma mżawki, kapuśniaczku. I po co im kilkadziesiąt określeń na deszcz?

Mina

... oficera prasowego powtarzającego jak w amoku błagalne: "No more Chinese journalists, please". Jego nierówne starcia z chińskimi dziennikarzami, których zawsze było, na oko licząc, parę setek więcej niż przeznaczonych dla nich biletów (dostawali ich góra kilkanaście), budziły współczucie. Nie wygrywali nigdy. Ale też nigdy nie rezygnowali.

Narodowe

... reprezentacje, podobno takie grają na MŚ. Najlepsi tureccy piłkarze to Niemcy, najlepszy niemiecki napastnik to Polak, najlepszy polski - Nigeryjczyk. No i najlepsi azjatyccy trenerzy: Holender, Francuz, Serb.

Odległości.

Żeby obejrzeć 15 rozegranych w Japonii meczów, trzeba było przejechać co najmniej 6,5 tysiąca kilometrów. Nie licząc wypraw z centrum miasta do położonych na peryferiach stadionów. Te czasami trwały dłużej niż 300 km jazdy shinkansenem.

Polska

... która była, ale jej nie było. Kiedy podszedłem do oficera prasowego z prośbą o bilet na oblegany ćwierćfinał Anglia - Brazylia, ten dostrzegł plakietkę z napisem "Polska" i w pierwszej chwili odmówił. - Przykro mi, pierwszeństwo mają dziennikarze z krajów finalistów mundialu - wyjaśnił. Nieśmiało wyszeptałem (wokół byli ludzie), że Polacy grali na mistrzostwach. Oficer złapał się za głowę, przeprosił. Bilet dostałem. Jakoś się nie ucieszyłem.

Ronaldo.

Przed i po meczu dziecko w ciele mężczyzny. W trakcie gry infantylnie wyglądają kryjący go obrońcy. Zjawisko.

Senegalskie

... fanki, czyli najbardziej estetyczny aspekt turnieju. - Przywieźliście dziesięć najpiękniejszych kobiet w kraju? - spytałem Senegalczyka, wskazując sektor okupowany przez boginie (nogi do nieba, rajski uśmiech, biusty Afrodyty). - Chłopie, przyjedź do Dakaru. Na pierwszej ulicy znajdziesz ładniejsze - wzruszył ramionami. A ja patrzyłem, patrzyłem, patrzyłem. Wreszcie ktoś mnie szturchnął. - Ty, zaczęli mecz...

Tłok.

Wiadomo, że Japończyków jest 128 milionów. Ale dlaczego wszyscy pchają się akurat tam, gdzie ty? Tłoku nie było tylko na trybunach. Wejściówki zalegały w kasach, ale kupić mógł je tylko ten, kto miał pod ręką laptopa z dostępem do internetu. "Bilety? Są. I to dużo, ale musisz zamówić przez sieć". Japończyk złamie przepisy tylko, jeśli nakazywałyby mu to inne przepisy.

Upór

... włoskich dziennikarzy, dla których po odpadnięciu Włochów wciąż liczył się tylko włoski futbol, w wyszukiwaniu włoskich tematów przed meczami, w których nie grali Włosi. Samych siebie przeszli na tureckiej konferencji przed półfinałem z Brazylią. - Na MŚ w 1982 roku Włochy pokonały "Canarinhos" 3:2. Czy czerpiecie z tego meczu inspirację? - spytali Yildiraya Basturka. Pomocnik z Leverkusen zbaraniał. - Miałem wtedy cztery lata... - wyjąkał.

Wojną

... w której nie ma strzelaniny", nazwał współczesny sport George Orwell. A nie widział meczu Kamerun - Niemcy. 53 faule, 16 żółtych kartek, dwie czerwone, czyli łamanie przepisów lub karanie zawodników oglądaliśmy średnio co 76 sekund. Musieli jeszcze znaleźć czas na pyskówki i szarpaninę. Absolutny rekord MŚ.

Zawiedli

... Argentyńczycy, Francuzi, Włosi, Portugalczycy, sędziowie, wielkie gwiazdy, szefowie FIFA, zabrakło wielkich meczów, przyjechało niewielu kibiców (drożyzna). Poza tym mundial był fantastyczny.

Copyright © Agora SA