MŚ 2010. Zakuci w dyby brazylijskie

Brazylia - Wybrzeże Kości Słoniowej 3:1. Pięciokrotni mistrzowie świata zademonstrowali potworną moc, ale też swoją mniej znaną, brzydszą twarz. Luis Fabiano strzelał gole dzięki ruchom ręką, Kaka zszedł z czerwoną kartką. Niezasłużoną

Argentyna przywiozła na mundial Maradonę i Messiego, osobistości skupiające najwięcej uwagi, ale to Brazylijczycy wciąż tworzą supergrupę, na której koncerty ciągną wszyscy. W RPA występuje na największych stadionach, oblega ją najgęstszy tłum dziennikarzy, tylko na jej meczach nie widać żadnych łysych placków na trybunach.

Oto magia marki, na którą pracuje się przez dziesiątki lat.

I która niekoniecznie skrywa futbol zniewalająco urokliwy, wywołujący gęsią skórkę od pierwszego do ostatniego gwizdka.

Forteca brazylijska

Brazylia AD 2010 rusza wolniutko, ostrożnie, jakby powtarzała sobie w duchu, że nie warto przyspieszać nieuniknionego, bo im później zada się cios, tym silniej odczuje go przeciwnik. Jakby jej piłkarze kumulowali inwencję i energię, których zapasy uwolnią w najwłaściwszym momencie.

Zanim w niedzielę zdobyli pierwszą bramkę, nie wymyślili żadnego ciekawego natarcia. Zanim Kaka przy tym golu asystował, wyłącznie psuł - podania, dryblingi, nawet przyjęcia piłki. Zanim między słupki wstrzelił piłkę Luis Fabiano - co poprzedził zgrabnym zagraniem piętą - stąpał po murawie niemal niezauważony. Rodacy pewnie nadal wyliczali mu, od kiedy ośmiela się biegać w koszulce reprezentacji i nie strzelić gola. Nie strzelił od listopada.

"Canarinhos" nie przygnietli piłkarzy WKS do ich pola karnego, ale potęgę zademonstrowali pod własnym. Ufortyfikowani są tak znakomicie, że rywale mogą się prędko zniechęcić, by w ogóle próbować. Ci do przerwy ani razu nie zmusili bramkarza Julio Cesar do udowodnienia, że zasługuje na miano najlepszego fachowca na planecie. Nawet Didier Drogba - gladiator napadu, który w klubie przeżył jeden z najlepszych sezonów w karierze - musiał czuć się jak zakuty w dyby między obrońcą Lucio oraz duetem defensywnym pomocników - Gilberto Silvą oraz Felipe Melo.

Po inauguracji z Portugalią wszyscy sławili go za odwagę - wybiegł na boisko, choć ledwie dziesięć dni wcześniej chirurg składał mu złamany łokieć. Drużyna potrzebuje jednak nie jego odwagi, lecz snajperskiej sprawności. A kiedy Drogba wreszcie - tuż po przerwie - dopadł piłki w polu karnym, spudłował. Nie spudłował dopiero, gdy jego trafienie miało już wyłącznie wartość statystyczną, przy trzybramkowym prowadzeniu Brazylii.

Fani z Wybrzeża pamiętają swojej reprezentacji wyczyn niezwykły - gdy 18 lat temu zdobywała mistrzostwo kontynentu, przez cały turniej nie straciła bramki. Absolutnym bohaterem był wówczas bramkarz Alain Gouamene, który bez strat przetrwał m.in. dwie dogrywki. Tamta drużyna miała też pewien feler. Nie strzelała. Ostatni mecz grupowy zremisowała 0:0, ćwierćfinał wygrała 1:0, półfinał i finał rozstrzygnęła w karnych, w obu przypadkach po 120 minutach bezbramkowego klinczu.

Obecna drużyna trochę ją przypomina. Broni dobrze i w skupieniu, ale cierpi na ogromny deficyt ofensywnej wyobraźni. Paradoks niedzielnego meczu polega na tym, że wielobramkowy wynik zafałszowuje prawdę o obu rywalach. Brazylia, podobnie jak w inauguracji z Koreą Płn., straciła gola przy bezpiecznym, jak się zdawało, prowadzeniu. Raczej w wyniku rozluźnienia niż defensywnej słabości.

Bez Kaki? Wymarzony test

WKS wśród afrykańskich uczestników mundialu uchodzi za drużynę najmocniejszą personalnie, ale prześladuje ją pech w losowaniach. I w mundialowym debiucie przed czterema laty, i w RPA los skazał ją na rywalizację w grupie śmierci. Poprzednio wpadła na Argentynę, Holandię i Serbię, teraz na Brazylię, Portugalię i zaskakująco mocną Koreę Północną.

To pech WKS, ale też pech całego kontynentu. Coraz bardziej prawdopodobne staje się, że na pierwszych mistrzostwach w Afryce Afryka nie przetrwa pierwszej rundy.

Piłkarze Wybrzeża stracili nadzieję po drugim golu. Golu, który ujawnił inną, brzydszą twarz "Canarinhos". Luis Fabiano by go nie strzelił, gdyby wcześniej dwukrotnie nie opanowywał piłki ręką. Co najmniej raz z premedytacją.

Gracze WKS spuścili nosy na kwintę, a przecież trener Sven Goran Eriksson - obieżyświat, pracował na kilku kontynentach - nazywa ich najweselszymi, jakich spotkał w karierze. Tym razem byli raczej brutalni. W końcówce ścinali jednego Brazylijczyka po drugim, przeciwnicy się rewanżowali, aż na murawie niemal doszło do bójki. Kaka - powszechnie znany jako grzeczny chłopak z dobrego domu - wystawił łokieć w kierunku torsu Kadera Keity, a ten padł na ziemię, chwytając się za twarz.

Sędzia dał się nabrać. Wyciągnął żółtą kartkę - drugą dla rozgrywającego "Canarinhos" tego wieczoru - i wysłał go do szatni.

Przed turniejem Brazylijczycy zastanawiali się, jak zareaguje ich reprezentacja, jeśli powoli wracający do zdrowia Kaka nie odzyska formy. Albo jeśli go zabraknie.

Przekonają się szybciej niż przypuszczali. W komfortowych okolicznościach. Oni już awansowali do 1/8 finału, Portugalia będzie walczyć.

Nadzieje Wybrzeża Kości Słoniowej radykalnie zmalały. Chyba zgodnie z oczekiwaniami. - Nie mamy z Brazylią żadnej szansy. Żadnej, zero. Ale i tak będziemy się bić - mówił Drogba w styczniu, na Pucharze Narodów Afryki. Przewidział wszystko.

Spór Drogby z braćmi Toure może być powodem porażki z Brazylią ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.