MŚ 2014. W imię Neymara

Siły nie są równe. O najważniejszy finał w historii Brazylii grają ?Canarinhos? bez Neymara, Thiago Silvy i Niemcy ze wszystkimi swoimi najlepszymi nogami. Na boisku obecnych w sumie osiem tytułów mistrzów świata.

Zjednoczeni wokół krzywdy, jakiej doznała ich największa gwiazda, Brazylijczycy stają do meczu z Niemcami jako naród. Tak, naród. "Nikt nie przekreśli naszych marzeń o wygraniu mundialu" - słowa pani prezydent Dilmy Rousseff wskazują skalę emocji u gospodarzy turnieju. Trener Luiz Felipe Scolari gra na nich znakomicie. Poprosił kontuzjowanego Neymara, by na stadionie Mineirao zajął miejsce na ławce dla rezerwowych. Jego obecność ma dodać sił drużynie przy wykonaniu ostatniego kroku do finału. Zwłaszcza że rywal jest najtrudniejszy z możliwych.

Od chwili gdy kopnięty kolanem w kręgosłup Neymar trafił do szpitala, Brazylijczycy stali się jedną wielką, futbolową rodziną. Skończyły się debaty na temat słabości Freda, defensywnej gry zespołu, ich miejsce zajęły niekończące się akty wsparcia dla kontuzjowanej gwiazdy i osłabionej przez niego drużyny. Na zgrupowaniu w Granja Comary pod Teresópolis kluczowi gracze brazylijscy zrobili sobie zdjęcie w basenie, układając ręce w kształcie litery "T" od "toiss", znaku grupy przyjaciół Neymara. Dziś chciałby należeć do niej cały 200-milionowy naród, z panią prezydent Rousseff na czele.

- To była katastrofa, ale wciąż są szanse na tytuł - powiedział Scolari. Po raz kolejny zawezwał na zgrupowanie psycholożkę Reginę Brandao.

Miała ona "wyczyścić" głowy brazylijskich piłkarzy z myślenia o sobie jak o sierotach po Neymarze. Selekcjonera zaniepokoiły łzy, które zobaczył w oczach graczy na widok krzywdy wyrządzonej piłkarzowi Barcelony przez Kolumbijczyka Juana Camilo Zunigę. Uznał to za oznakę słabości. Koniecznie do wyeliminowania przed takim wyzwaniem jak mecz z Niemcami.

Atmosferę wokół kontuzji Neymara podgrzał stonowany zwykle Ronaldo, który powiedział, że nie było w tym przypadku. Że od początku turnieju rywale polowali na kości gwiazdy "Canarinhos", a sędziowie im w tym nie przeszkadzali. Zgadzałoby się wszystko, gdyby nie to, że to Brazylijczycy są najczęściej faulującą drużyną turnieju.

Ronaldo dodał, że jeśli Joachim Löw uważa, iż po kontuzji Neymara Niemcy spotkają się na Mineirao z 11 rozbitkami w żółtych koszulkach, popełni błąd swojego życia. Przypomniał, że w 1962 roku na mundialu w Chile kontuzja Pelego nie zatrzymała "Canarinhos" w drodze po tytuł.

Löw zdaje się myśleć zupełnie co innego. Mówi, że bez Neymara Brazylijczycy będą jeszcze trudniejsi do pokonania. Być może tak samo znacząca jest strata ukaranego za kartki kapitana Thiago Silvy. On definiuje charakter zespołu Scolariego, swoją charyzmą, spokojem, sercem do gry i golami, jak ten z Kolumbią w ćwierćfinale. Dlatego brazylijska federacja walczy z FIFA, by cofnięto mu żółtą kartkę. Byłby to akt bez precedensu.

Niemcy przystępują do meczu w pełnym składzie. Przez 80 lat historii mistrzostw świata mierzyli się z Brazylijczykami tylko raz, w 2002 roku, w finale azjatyckich mistrzostw w Jokohamie, przegrywając 0:2 po golach Ronaldo. Wtedy na koszulkach "Canarinhos" pojawiła się piąta gwiazdka. Bez pokonania Niemców na Mineirao szósta się nie pojawi.

Co się zmieniło przez 12 lat w obu drużynach? Prawie wszystko. Tamten zespół Scolariego miał gwiazdy takie jak Ronaldo, Ronaldinho, Rivaldo, Roberto Carlos czy Cafu, a na ławce młodego Kakę. W obecnej drużynie tylko Neymar uchodzi za geniusza. Niemcy, tak jak 12 lat temu, mają najlepszego bramkarza świata. Oliver Kahn zawalił finał w Jokohamie, Manuel Neuer w tych mistrzostwach jeszcze nie popełnił błędu. W Azji Niemcy grali w starym, tradycyjnym stylu: brzydko, ale skutecznie. Symbolem tej efektywności był młody Miroslav Klose, który zdobył pięć bramek, wszystkie głową. Dziś Klose to instytucja w piłce niemieckiej, najskuteczniejszy gracz reprezentacji, który w finałach MŚ zdobył tyle bramek ile Ronaldo (15).

Poza tym Löw ma drużynę złożoną z graczy o wyjątkowej skali talentu. Müller, Kroos, Özil, Khedira tworzą najmocniejszą linię pomocy na brazylijskim turnieju. Jeszcze przed ćwierćfinałem z Francją Kroos przyznał, że każdy wynik inny niż mistrzostwo świata zostanie odebrany w Niemczech jak porażka. Czyli też presja.

Pani Brandao miała również wyprzeć z głów "Canarinhos" złe wspomnienia ze stadionu Mineirao - mecz z Chile wygrany w dwugodzinnych cierpieniach, po serii rzutów karnych. Mało tego, właśnie w Belo Horizonte Brazylia przegrała ostatni mecz o stawkę w roli gospodarza. 30 września 1975 roku w półfinale Copa América uległa 1:3 Peru i choć trzy tygodnie później w Limie wygrała 2:0, awansowali Peruwiańczycy i oni zdobyli mistrzostwo po finale z Kolumbią.

Tak więc Belo Horizonte, jedno z najbardziej piłkarskich miast Brazylii, nie uchodzi za miejsce szczęśliwe dla drużyny narodowej. Tu, w stolicy stanu Minas Gerais, urodziła się prezydent Rousseff, z regionu pochodzą Pele i prezydent Juscelino Kubitschek, budowniczy stolicy Brasilii zamordowany przez juntę wojskową.

W 1980 roku miasto odwiedził Jan Paweł II, na placu Israel Pinheiro zebrało się około 850 tys. ludzi. Papież powiedział, że widzi cudowne góry, ale dopiero gdy patrzy na wiernych, ma ochotę powiedzieć: "Jaki to piękny horyzont". Od tamtej pory miejsce nazywane jest placem Papieża. Ale czy z Belo Horizonte wierni drużynie Brazylijczycy zobaczą finał? Byłby to dla nich piękny widok.

Jak oni zakładają ramiona - najlepsza nowinka MŚ 2014 [ANALIZA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.