Mistrzostwa świata w piłce nożnej, 1/8 finału. Najlepszy w historii - Tim Howard inspiracją milionów

Dla Tima Howarda warto będzie zachować kopię z dramatycznego spotkania, nawet jeśli długimi fragmentami nie zachwycało. W historii mistrzostw nigdy nie było tak skutecznego bramkarza.

Tim Howard miał dziewięć lat, gdy jego matka zauważyła, że wybuchy złości i płaczu jej syna są zbyt częste, do tego łączące się z niepokojącymi tikami nerwowymi. Szybkie badania potwierdziły najgorsze obawy - młody chłopak z New Jersey cierpiał na zespół Tourette'a.

W zasadzie w tym momencie wszelkie szanse Howarda na wielką karierę piłkarską powinny się skończyć, zwłaszcza przy grze na bramce. To przecież między słupkami każdy moment słabości - zwłaszcza wywołany trudną do kontrolowania chorobą - oznacza szansę rywali na strzelenie gola. Tak specyficzna praca wymaga pełnej koncentracji, panowania nad czynami i słowami. Nic dziwnego, że przyrównuje się ich do saperów.

Śmiech z gazet

Nie zawsze mu się udawało wyciszać chorobę. W pierwszych latach gry na Wyspach często zdarzały mu się wybuchy złości, niekontrolowany potok niecenzuralnych słów skierowanych w kolegów czy rywali. Angielskie gazety go wyśmiewały, zwłaszcza gdy w Manchesterze United nie radził sobie zbyt dobrze. Zawalił gola przeciwko Porto Jose Mourinho, a gdy w klubie pojawił się Edwin van der Sar, Howard wiedział, że czas na zmianę. Jak sam mówi, "jeśli bramkarz nie gra, traci kilkadziesiąt procent na swojej wartości." Transfer do Evertonu nie mógł okazać się lepszą decyzją, dla każdej ze stron.

Także dla reprezentacji USA. W meczu z Belgami obronił więcej strzałów niż w poprzednich trzech spotkaniach. Był typem bohatera, którego w Ameryce uwielbiają - interwencja za interwencją, parada za paradą, błyskawicznie podnosił się na nogi krzycząc na kolegów. Już nie wyzywając, ale podnosząc ich na duchu, prosząc o jeszcze więcej wysiłku. Bo przecież na tym mundialu nie było drużyny, która w czterech meczach przebiegłaby więcej.

Jego idolem jednak nie był Holender, ale Kasey Keller - ten, którego zastąpił w bramce Amerykanów. - Najlepszą lekcją od niego były te chwile w których nic do mnie nie mówił - zdradził Howard - Bo mogłem obserwować jego zachowania poza boiskiem, ale i w największych spotkaniach - dodał. Przed mundialem zaliczył swoją 54. wygraną w reprezentacji, bijąc tym samym starszego kolegę. - W mojej głowie jest jedna myśl: jeśli nie uda się wygrać mistrzostwa świata, zawsze będziemy sądzić, że można było zrobić coś lepiej - tłumaczył ambicje Amerykanów.

Z mundialu goli na mistrzostwa bramkarzy

W ostatnich dniach nie brakowało wielkich bramkarskich występów. Julio Cesar został bohaterem Brazylii w karnych. Guillermo Ochoa co prawda swojego zespołu nie uratował, ale wciąż zachwycał. Eneayama popełnił poważny błąd, lecz wcześniej wielokrotnie zatrzymywał rywali. Keylor Navas sprawił, że Kostaryka wciąż jest najpiękniejszą historią tych mistrzostw. Raid M'Bolhi dał się pokonać dopiero w dogrywce, choć wcześniej zatrzymywał Muellera i Goetzego. Manuel Neuer zredefiniował grę bramkarza. W pierwszym dzisiejszym meczu trudno było wybrać lepszego golkipera - Sergio Romero czy Diego Benaglio?

Brazylia to zresztą świetny kraj dla amerykańskich bramkarzy - bohaterem największego wydarzenia w historii, wygranej z Anglią na mistrzostwach świata w 1950 roku w Belo Horizonte. Wtedy Frank Borghi rewelacyjnie powstrzymywał nacierających rywali, przecież samozwańczych ojców futbolu - skutecznie, zachował czyste konto. Na świecie myślano, że to błąd, że Anglicy nie mogli przegrać z reprezentacją złożoną ze studentów i amatorów. Frank Borghi po latach zdradzał, że gazety nie publikowały wyniku, myśląc, że w telegramie był błąd, że nie skończyło się 1-0 dla Amerykanów, ale przegrali 1-10. Pewnie 89-latek mecz oglądał w rodzinnym St. Louis i porównywał te dwa bramkarskie popisy - swój i Howarda.

Tim Howard nie dostał szansy popisu w serii jedenastek, nie interweniował poza polem karnym, nie miał pojedynczych parad, które zostają w pamięci na lata. Nie popisał się też obroną w tak istotnym momencie jak jego rywal z przeciwległej bramki, Thibaut Courtois. Jednak to, co wyróżnia Amerykanina to połączenie ilości z jakością - on zatrzymał aż osiemnaście strzałów, tak przecież różnorodnych. Trudne uderzenia górą, sytuacje sam na sam, na wprost bramki i z bocznych sektorów, kozłujące i lecące po murawie, jeszcze dośrodkowania...

Mundialowe szaleństwo w USA. Zobacz amerykańskich kibiców na zdjęciach

Jego noc wyciszenia

To był trans. I tego transu Tim Howard nauczył się także dzięki swojej chorobie. Walcząc od dziecka z objawami syndromu Tourette'a, wyciszając tiki nerwowe, unikając wybuchów i próbując normalnie żyć. - Trzeba trenować na wysokim tempie, robiłem to od dziecka - mówił 35-letni zawodnik. Niech jego wyjątkowość potwierdza fakt, że zabrakło mu jednego czystego konta do dołączenia do Petra Cecha i Wojciecha Szczęsnego w walce o "Złotą Rękawicę" - komisja nie zaliczyła mu kilku minut w spotkaniu, które zakończył czerwoną kartką po interwencji poza polem karnym. Wcześniej nic nie puścił.

Roberto Martinez nie wyobraża sobie bez niego Evertonu (dostał nową, dwuletnią umowę), Juergen Klinsmann nawet nie próbuje w ważnych meczach testować innych rozwiązań, pomimo wielu obietnic odmładzania składu. Tima Howarda starość nie dotyczy - przed treningami w klubie ćwiczy dodatkowo w lokalnej siłowni, latem nie odpoczywa na Hawajach, ale na Florydzie uczy w otwartej przez siebie szkółce bramkarzy. - Chcę młodym adeptom przekazać te wszystkie sztuczki, których się nauczyłem w swojej karierze - tłumaczy Amerykanin. - Bo chociaż mówi się, że bramkarze najlepiej grają po trzydziestce, to mogę szybciej pokazać chłopcom właściwą drogę.

Dla niego był to trzeci mundial, czwartego sam nie przewiduje, chce skończyć karierę w Evertonie. Dziś Tim Howard był inspiracją. W drużynie, która przebiegła na tym mundialu, niemal pięćset kilometrów on był prawdziwą ostatnią opoką dla wycieńczonych kolegów, wsparciem do walki o wyrównanie przy dwubramkowej stracie. - Nasz sen się skończył - mówił po meczu Howard - Ale ja na zawsze zapamiętam tę noc." Nic dziwnego, od 1966 roku żaden bramkarz na mistrzostwach świata nie obronił w jednym meczu więcej strzałów. W całej historii może tylko Frank Borghi.

Zobacz wideo

Howard nowym superbohaterem Ameryki [ZDJĘCIA]

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA