MŚ 2014. Włochy jak dr Jekyll i pan Hyde

Przewidzieć, jak w kolejnym meczu zagrają Włosi, to spora sztuka. To reprezentacja pełna wewnętrznych sprzeczności, której tożsamością jest brak tożsamości.

Bo "Squadra Azzurra" pod wodzą Cesare Prandellego jest jak kameleon. Przed meczem trudno zgadnąć, w jakim składzie wyjdą i ile tym razem poczynią zmian w porównaniu z ostatnim spotkaniem, nawet wygranym. Bo dla Prandellego sprawianie, by rywale żyli w niepewności i nie wiedzieli, jak zagra jego Italia, jest najważniejsze. To dlatego Andreę Pirlo umieścił w środku pomocy, a grająca tam trójka miała w teorii regularnie wymieniać się pozycjami.

Formacja? To kolejna niewiadoma. Tylko w meczu z Kostaryką Włosi zmieniali ustawienie trzykrotnie, w sparingu z Luksemburgiem zrobili to o jeden raz więcej. Prandelli uwielbia dostosowywać się do rywala, a zarazem wykorzystywać jego najsłabsze punkty.

Jego podopieczni czasem grają piłkę kombinacyjną, ale gdy musieli przeciwstawić się wysokiemu pressingowi i wysuniętej linii obrony Kostaryki grali przede wszystkim długimi podaniami pomijającymi defensywę rywala.

W spotkaniu z Anglikami spokój i opanowanie Włochów mógł robić spore wrażenie wobec niezwykle dynamicznych rywali. Ale ten mecz wyglądał trochę jak pojedynek bokserski pomiędzy obrońcą tytułu a pretendentem do niego. Pretendent usilnie stara się wyrządzić rywalowi krzywdę, jest groźny i robi sporo szumu, lecz obrońca tytułu kładzie go na deski dwoma ciosami wyprowadzonymi w odpowiedniej chwili.

Ale ten sam spokój mógł niesamowicie denerwować podczas meczu z Kostaryką. Włosi przegrywali z dużo słabszym rywalem i nie wyglądali na wkurzonych, gotowych do zrobienia wszystkiego, by odwrócić losy spotkania. Brakowało im zadziorności, jakiegoś rodzaju wewnętrznego gniewu, który mogliby wykorzystać w pogoni za rywalem. Wydawało się, jakby w ogóle nie biegali w tym meczu. Ale przecież w pierwszej kolejce fazy grupowej tylko Niemcy pokonali większy dystans od nich.

Prandelli stara się nie rozróżniać spotkań na bardziej i mniej ważne, ale starych nawyków nie da się łatwo wyplenić. Z ostatnich piętnastu sparingów wygrali jeden , tuż przed mundialem remisowali z Irlandią i Luksemburgiem, by kilkanaście dni później pokonać Anglię.

Bo Włosi nie lubią grać ze słabszymi rywalami. Nie radzą sobie, gdy "muszą". Najlepiej, by przed każdym meczem jedynie "mogli" wygrać, nie byli faworytami. Od 1994 roku zdołali wygrać mistrzostwo świata, zagrać w finale mundialu oraz dwa razy dotrzeć do decydującego meczu na mistrzostwach Europy. Ale tylko raz - podczas Euro 2000 - zdarzyło im się wygrać wszystkie trzy mecze grupowe.

Czy wobec tego Włosi zawojują ten mundial? Chyba widać, dokąd to zmierza. Jeśli przegrają z Urugwajem, odpadną już po fazie grupowej; ale nikt nie będzie mógł być zdziwiony, jeśli jednak awansują do fazy pucharowej i tam pomieszają szyki faworytom. Bo to Włosi, oni świetne turnieje mieszają z bardzo słabymi.

Anglia odpada, internauci żartują [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.