Albicelestes, wrogowie Brazylii

Pele chciałby finału z Urugwajem jako rewanżu za Maracanaço z 1950 roku, ale Luiz Felipe Scolari i jego gracze nie mają wątpliwości. Argentyna budzi w piłkarskiej Brazylii najbardziej skrajne emocje.

Tu zobaczysz najnowsze wyniki, tabele i terminarz mundialu

Dziennikarz "El Grafico" był w szoku, gdy w poniedziałek wieczorem podczas lądowania albicelestes w Belo Horizonte zobaczył brazylijskich fanów w koszulkach Argentyny. "U nas coś takiego nie byłoby możliwe" - skomentował na Twitterze.

Na ulicach wielu brazylijskich miast można spotkać dzieci i dorosłych w stroju Leo Messiego. - My nie jesteśmy zdolni do tego, by kogoś nienawidzić - mówił Edinho, piłkarz drużyny brazylijskiej z 1978 roku, którą Argentyńczycy pozbawili mistrzostwa świata "w nieczysty sposób". - Nie chcę nawet wspominać tamtego turnieju - mówi brazylijski gwiazdor lat 70. Rivelino. - Gdybym był Argentyńczykiem, wstydziłbym się za siebie.

Powszechnie uważa się, że na mistrzostwach organizowanych w kraju rządzonym wówczas przez juntę generała Videli zwycięzcą mogła być tylko Argentyna walcząca w grupie z Brazylią, Polską i Peru o awans do finału. Mecz między dwoma największymi potęgami Ameryki Łacińskiej zakończył się bezbramkowym remisem, o tym, kto zagra o złoto, decydowała różnica bramek. Brazylijczycy pokonali Polaków 3:1, gospodarze, którzy na boisko wyszli później, wiedzieli, że muszą wygrać z Peru 4:0. Wbili wtedy rywalowi aż sześć bramek, a potem sięgnęli po złoto, wygrywając z Holendrami 3:1. Nie tylko Brazylijczycy uważali, że mecz gospodarzy z Peru był ustawiony. Ale miliony fanów świętujących na ulicach Buenos Aires i w innych argentyńskich miastach miały w nosie to, co myśleli o tym Brazylijczycy i inni. Albicelestes mieli swój pierwszy tytuł mistrza świata. Argentyński pomocnik Osvaldo Ardiles powiedział później: - Gdybym wiedział, że wygraliśmy wtedy nieuczciwie, oddałbym złoty medal.

Mundial 1978 roku to tylko jeden z epizodów wojny futbolowej między Argentyną i Brazylią. Rywalizacja dwóch wielkich nacji toczy się też poza boiskiem. Ci pierwsi uważali się zawsze za arystokrację Ameryki Łacińskiej, kraj zdecydowanie bardziej europejski niż latynoski. Na początku XX w. Argentyna była czwartą gospodarką świata, zapaść lat 80. z niewypłacalnością państwa sprawiła, że Brazylia została liderem na kontynencie. Argentyna spadła pod względem gospodarczym niemal na dno.

Napięcia między mieszkańcami obu krajów zawsze przenosiły się na murawę. - To był konflikt naturalny, wynikający z innego sposobu wyrażania się na boisku - tłumaczył kiedyś Brazylijczyk Sócrates, legendarny pomocnik reprezentacji i Corinthians. - My chcemy być artystami z piłką u nogi, oni przede wszystkim pilnują dyscypliny i porządku. My gramy, oni walczą. To różnica kulturowa.

Opinie zmarłego przed rokiem Sócratesa nie były wolne od autoironii. Żartował, że kiedy Brazylijczycy dają się ponieść emocjom i zaczynają się bić na kuksańce i kopniaki, przypominają osła w wodzie. Słynny lider Corinthians nie miał jednak problemów z wytypowaniem najlepszego piłkarza, z jakim kiedykolwiek się zetknął. - Maradona. Czysty geniusz - mówił.

Kłótnia o to, kto był numerem 1 w historii piłki, to kolejny aspekt rywalizacji obu nacji. - Maradona był wielki, ale można go porównać co najwyżej do Rivelino - twierdzi Pele. "Króla futbolu", który ma trzy tytuły mistrza świata, popierają gracze jego drużyny. - Pele jest dwa piętra ponad Maradoną i wszystkimi innymi - przekonuje trener Mário Zagallo, trener złotych Brazylijczyków z mundialu w 1970 roku. - Może Pele był wielki, ale moja mama mówi, że to ja jestem lepszy - odpowiada Diego, który widział grę "Króla" głównie w czarno-białych powtórkach meczów lub na zdjęciach.

Najzacieklejsza rywalizacja drużyn narodowych ma dość jasno wyznaczone fazy. Na początku XX w. Argentyna osiągnęła zdecydowaną przewagę nad Brazylią. Kiedy pytałem attaché brazylijskiej ambasady w Warszawie, dlaczego "Canarinhos" przegrywali z Argentyną i Urugwajem kolejne Copa América, opowiadał, że w tamtych czasach rywale często używali nieczystych metod na boisku i poza nim. Brazylia odkuła się na mundialach, gdzie sędziowanie było bardziej obiektywne. Być może jednak zło działało w obie strony, bo kiedy Brazylia była gospodarzem pierwszego mundialu w 1950 roku, Argentyńczycy zrezygnowali z udziału w nim.

Swoją wielkość i trzy tytuły mistrzowskie w latach 1958-70 "Canarinhos" zawdzięczali Pelemu. Wtedy rodził się kompleks Argentyny wobec Brazylii. Kompleks wyleczył Maradona, który zaczął od porażki z Brazylią na mundialu w Hiszpanii 1:3 i czerwonej kartki, ale już cztery lata później w Meksyku dał Argentynie tytuł mistrzowski. - Mieć w drużynie kogoś takiego jak on, było darem niebios. Wystarczyło mu tylko pomóc, a może nawet po prostu nie przeszkadzać - wspominał obrońca Oscar Ruggeri.

Maradona nie odnosił się do sąsiadów z nienawiścią. Gdy w 1990 roku po jego genialnej akcji i golu Claudia Caniggii Argentyna wyrzuciła "Canarinhos" z mundialu we Włoszech, powiedział: - Szkoda mi Brazylijczyków, ale kocham swoją ojczyznę.

Wiele lat później był na karnawale w Rio, gdzie ogłosił, że w takich chwilach chciałby być Brazylijczykiem. Pewien producent napojów wymyślił reklamę, w której Maradona staje w kanarkowej koszulce obok Kaki i Ronaldo, śpiewając brazylijski hymn przed meczem. Zrywa się potem z koszmarnego snu.

Na zaczynającym się właśnie drugim mundialu w Brazylii obie drużyny mają swoje atuty. Argentyńczycy, którzy są już w Belo Horizonte, przywieźli Messiego, widząc w nim nowe wcielenie Maradony. Aby dorównać Diego, Leo musi wygrać mundial, najlepiej na ziemi brazylijskiej, gdzie przez 110 lat rywalizacji obu nacji goście wyszarpywali z najwyższym trudem zwycięstwa w pojedynczych meczach. Paradoksalnie Argentyna jest dziś jednak drużyną inną niż zwykle, niezrównoważoną. Bardzo mocną w ataku - Messi, Gonzalo Higuain i Kun Agüero zdobyli w tym sezonie w swoich klubach 93 gole. W drugiej linii wspiera ich będący w życiowej formie Angel di Maria, który właśnie wygrał Ligę Mistrzów z Realem Madryt. W tyłach zespół Alejandro Sabelli jest słaby. Można go nazwać lustrzanym odbiciem obecnej Brazylii. U Luiza Felipe Scolariego za joga bonito i przebłyski geniuszu odpowiada Neymar, ewentualnie Oscar, wszyscy inni to gracze solidni, silni, waleczni. Czy to zaprzecza tezie Sócratesa, że "Canarinhos" to lekkoduchy i artyści z krwi i kości? Chyba jednak nie do końca. Dwa ostatnie tytuły mistrzowskie w 1994 i 2002 roku wygrały dla Brazylii drużyny, które obowiązkową estetykę gry zignorowały z pełnym rozmysłem.

Tak kibice na świecie oglądają MŚ 2014 [AKTUALIZUJEMY ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.