Misja Brazylia. Urodzeni w 1994 roku

Nie było drugiego roku w życiu Brazylijczyków tak dramatycznie rozdartego: żałoba po śmierci Ayrtona Senny, euforia po mistrzostwie świata piłkarzy. Wkrótce minie 20 lat od tej huśtawki emocji, która pozostaje najważniejszym doświadczeniem młodej Brazylii.

Dlaczego to właśnie Ty powinieneś wyjechać na Mistrzostwa Świata FIFA?

Materiał powstał w ramach cyklu Misja Brazylia. Wyjazd dziennikarzy Sport.pl dzięki firmie Visa.

Cmentarz Senny leży w Morumbi. Pięknej, bogatej, parkowej dzielnicy Sao Paulo. Znaki prowadzą już na odległy o kilkanaście kilometrów tor w Interlagos. W tej okolicy jest też stadion FC Sao Paulo, klubu miejscowych patrycjuszy. Ale Senna akurat był kibicem robotniczego Corinthians.

Szukaliśmy jego grobu w deszczu. Mówiono o nim, że był królem deszczu. Potrafił jak nikt wyczuć granicę przyczepności na mokrym asfalcie. Co w Formule 1 w czasach, gdy on jeździł, mogło być również granicą między życiem i śmiercią, a przynajmniej między dojechaniem do mety a kraksą.

Piłkarze, Lula, Coelho i Senna

Król deszczu? Kto nie wierzy, niech przypomni sobie jego debiut w 1984 roku w Monako, pierwszy deszczowy wyścig w jego pierwszym sezonie, w słabiutkim bolidzie Tolemana. Zakwalifikował się jako 13., wyprzedzał jak szatan - a każdy kibic Formuły 1 wie, że na ulicach Monte Carlo wyprzedzać jest niemal niemożliwością - aż dopadł lidera Alaina Prosta. Wyprzedził i jego w chwili, gdy Francuzi wyścig przerwali, bo deszcz lał jeszcze mocniej. I zgodnie z przepisami zwycięzcą był Prost. Jazda Senny podczas każdego deszczowego wyścigu zacierała różnicę między rzeczywistością a magią. Stał się idolem Brazylii, pewnie również dlatego, że jego sukcesy związały się z gaśnięciem dyktatury, trudnym przejściem do demokracji, wolności, stabilności gospodarczej. I kryzysem brazylijskiego futbolu, reprezentacja od 1970 roku nie mogła się doczekać mistrzostwa świata. Brazylijczycy stracili wiarę w siebie, a on im pokazał, że można. Można podbić świat. Był ich Małyszem. Na listach najsłynniejszych postaci ze współczesnej historii Brazylii są niemal sami piłkarze, prezydent Lula, pisarz Paulo Coelho i właśnie Senna.

 

Z Listu do Rzymian

Jechaliśmy fragmentem autostrady Ayrtona Senny, niedaleko był tunel Ayrtona Senny, pomnik Ayrtona Senny. Wjechaliśmy na pagórkowaty zadrzewiony cmentarz. Ale grobu - czyli jak wszystkie tutaj: tabliczki umieszczonej w przystrzyżonej trawie - byśmy nie znaleźli, gdyby nie grabarze i ogrodnicy, którzy nas pokierowali. Leży w pięknym miejscu, na małym wzgórzu, pod brezylką ciernistą - pau de Brasil - drzewem, któremu kraj zawdzięcza nazwę. Mosiężna tabliczka jest zawsze oczyszczona ze śniedzi, a nie wszystkie wokół są. Na tabliczce napis: "Nic nie zdoła mnie odłączyć od miłości Boga". Ze świętego Pawła, który dał nazwę miastu Senny, z Listu do Rzymian. Zostawiane tu kwiaty i pamiątki są cały czas sprzątane i przekazywane rodzinie, inaczej zasłoniłyby inne okoliczne groby. Do Senny przyjeżdżają wycieczki ze wszystkich stron świata, do Senny się wpada po odwiedzinach na rodzinnych grobach.

Zginął w niedzielę 1 maja 1994 roku podczas Grand Prix San Marino na torze Imola, gdy jego williams uderzył z olbrzymią prędkością w ścianę ochronną na zakręcie Tamburello. - Uderzył mocno. Uderzył bardzo mocno - mówił przerażonym głosem Galvao Bueno, komentator, głos brazylijskiej Formuły 1, przyjaciel Senny. W Brazylii była 9 rano. Telewizje przerwały programy, pokazywały wywiady z Senną nagrane dzień wcześniej, w których mówił o warunkach jazdy w Imola. Dzień przed nim zginął tam Roland Ratzenberger. Jeszcze dzień wcześniej wypadek miał Brazylijczyk Rubens Barrichello, ledwo uszedł z życiem. Senna bał się startować, czuł że władze Formuły 1 za mało się troszczą o bezpieczeństwo kierowców, do tego niedługo przed wyścigiem pokłócił się z rodziną, która próbowała go odwieść od ślubu z Adriane Galisteu. Mieszkali razem na farmie w Tatui, 150 km od Sao Paulo, już opowiadali gazetom o planowanym weselu. On mimo złych przeczuć wystartował. W roztrzaskanym bolidzie ratownicy znaleźli małą flagę Austrii. Chciał ją wyciągnąć za metą, oddać cześć Ratzenbergerowi.

Tęsknimy za tobą

Rząd ogłosił trzydniową żałobę, trumna z ciałem przyleciała rejsowym samolotem. Nie jako cargo, ale w kabinie pasażerskiej. Wzdłuż trasy konduktu zebrało się trzy miliony ludzi. Być może liczyć uczestników pogrzebów jest nie na miejscu, ale pewnie niewielu ludzi zgromadziło więcej żałobników na swojej ostatniej drodze.

Dwa i pół miesiąca po tej traumie kraj był w euforii. Na stadionie w Pasadenie Romario, Dunga, Bebeto i inni zakończyli 24 lata czekania na kolejne mistrzostwo świata dla Brazylii. Po nudnych 90 minutach finału z Włochami, nudnej dogrywce, komentator telewizji Globo, ten sam Galvao Bueno, który jest nie tylko głosem Formuły 1 ale i futbolu, oszalał przy mikrofonie podczas serii rzutów karnych. Roberto Baggio strzelił nad poprzeczką, Brazylia miała czwarty Puchar Świata, a piłkarze wyciągnęli transparent na cześć Senny. "Kierowcy zimnego i odważnego, w którego piersi biło koryntiańskie serce" - jak głosi napis na postumencie w Parku Świętego Jerzego, gdzie mają siedzibę Corinthians. Na postumencie stoi w szklanej gablocie kask Senny w barwach narodowych. Ayrton czasami pod kombinezon wkładał klubową koszulkę. A Romario, choć z Corinthians nie miał nic wspólnego, bo to idol Rio, a nie Sao Paulo, w okrągłe rocznice urodzin kierowcy wkładał pod piłkarską koszulkę T-shirt z napisem "Senna, tęsknimy za tobą". W 50. rocznicę urodzin Ayrtona, 21 marca 2010, takie koszulki pojawiły się na stadionach całej Brazylii. Corithians wyszli na swój mecz z kaskiem Senny, niósł go Roberto Carlos.

Te dwa wydarzenia siedzą tak głęboko w świadomości Brazylii, że są niemal nierozerwalne. Dla starszego pokolenia świętym jest mistrzostwo z 1970 roku: pierwsze mistrzostwo ery telewizji, a nie radia, tak piękne, że Brazylia na długo stała się jego zakładnikiem. Dla starszej Brazylii tytuł z 1994 to sukces świętowany przez zaciśnięte zęby, bo drużyna grała nudny futbol, niegodny swojej tradycji. Ale młoda Brazylia wie swoje, nie zapomni krzyków Galvao Bueno, który będzie też komentował mecze brazylijskiego mundialu.

Jak nogi Romario wybrały prezydenta

Wielu z nich pamięta też, że to był dla Brazylii rok kluczowy również w sprawach - podejrzewamy - jednak ważniejszych niż futbol. 1 lipca, czyli ponad dwa tygodnie przed finałem, między meczami grupowymi a pierwszymi starciami fazy pucharowej, Brazylia wymieniła cruzeiro na reala, odkreślając w ten sposób również symbolicznie czas pętli długów pozostawionych przez dyktaturę. Nadchodził czas małej stabilizacji. Kilka miesięcy później Fernando Henrique Cardozo, brazylijski Balcerowicz, który jako minister finansów zaczął tę reformę, został wybrany na prezydenta Brazylii. Też odkreślając symbolicznie czas turbulencji podczas przywracania demokracji: dyskusji nad ustrojem, impeachmentu w 1992 roku skorumpowanego prezydenta Fernando Collora de Mello. Wybór Cardozo był znakiem: zmiany bolą, ale trzeba tę cenę zapłacić. Niektórzy mówią też półżartem, że to nogi Romario wybrały Cardozo, że bez mistrzostwa świata przedwyborcze nastroje byłyby inne. Na pewno bez tego, co się wtedy zdarzyło, bez stabilizacji, która przyszła przed boomem gospodarczym ostatnich lat, dziś Brazylia byłaby innym krajem. I raczej nie odliczałaby teraz dni do chwili, gdy świat zacznie do niej zjeżdżać na mundial.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.