Neymar przeciw Messiemu, Messi przeciw Inieście

Jeśli Neymar, tak jak obiecywał, rzeczywiście przybył do Barcelony, by pomóc Leo Messiemu w utrzymaniu numeru 1 na świecie, przekonał się, jak szybko w piłce misja banalna i oczywista, zmienia się w niemożliwą - pisze dziennikarz Sport.pl Dariusz Wołowski.

Mina największej nadziei brazylijskiej piłki oddawała cały tragizm momentu, w którym Barcelona traciła szansę na Puchar Króla. Trofeum z pozoru najmniej ważne, ale w symboliczny sposób puentujące fatalny sezon zespołu z Camp Nou. Odwrócenie losów finału z Realem Madryt leżało w prawej stopie 22-latka z Brazylii, który przybywał do Barcelony jako kandydat na bohatera, by dziś wsłuchiwać się w przeraźliwe gwizdy. Pierwszy sezon Neymara w Barcelonie przypomina koszmar na jawie.

Przerażenie połączone z niedowierzaniem - można było zobaczyć na twarzy Neymara w 89. min finału z "Królewskimi". Zaledwie cztery minuty wcześniej Gareth Bale wykonał sprint, który słusznie, czy nie przejdzie do historii rywalizacji obu wielkich, hiszpańskich klubów. Media nazywają nowego gracza Realu "Księciem Walii", porównują go do Usaina Bolta, wynosząc na futbolowy piedestał. Każdy z tych komplementów jest jak gwóźdź do trumny marzeń Neymara, który przecież nie uniknie porównań do Walijczyka.

Ostatniego lata Florentino Perez chciał dać za Neymara 100 mln euro. Kiedy Brazylijczyk postanowił dotrzymać wstępnych umów z Barceloną, ten nieziemski strumień gotówki został skierowany w stronę Tottenhamu i Bale'a. Walijczyk jest 2,5 roku starszy, poza tym pochodzi z nacji o znacznie niższym, futbolowym prestiżu. Zakup Bale'a był obarczony wielkim ryzykiem, eksperci wieszczyli, że nie potrafi poradzić sobie z grą kombinacyjną królującą w Primera Division. Na Estadio Mestalla przekonaliśmy się jednak na własne oczy, że szybkość, siła i witalność Walijczyka mogą być atutami nawet tam, gdzie z pozoru mało na nie miejsca.

W 89. min Neymar miał szansę to wszystko unieważnić, zmienić bieg historii. Xavi zaliczył przebłysk geniuszu rodem z dawnych lat, sprawiając, że Brazylijczyk znalazł się sam przed Ikerem Casillasem. Gdyby po jego strzale piłka inaczej odbiła się od słupka, potrzebna byłaby dogrywka. Ale Neymar spudłował o kilka centymetrów, marnując największą szansę drużyny na wyrównującego gola.

Wyglądał po meczu jak zagłodzony pies. To była jego osobista klęska. W dodatku znalazł się w znacznie trudniejszej sytuacji niż Xavi, Messi i Iniesta. Oni wygrali z Barceloną wszystko, on nic. Perspektywa rewolucji w drużynie i groźba chudych lat, które nadejdą, najbardziej powinna przerażać właśnie jego. W najgorszym ze scenariuszy dekadencja katalońskiego klubu może być kojarzona z jego transferem. Transferem Neymara, wielkiej nadziei Brazylii, nowego wcielenia Pelego, a przynajmniej Ronaldinho.

Mecz z Realem zakończył z kontuzją, do mundialu już w Barcelonie nie zagra. Kanarkowa koszulka kadry to dziś dla niego jedyna przyjazna perspektywa. Messi, który miał być największym sprzymierzeńcem Neymara, staje się od dziś jego wrogiem. Barcelonie nie dali razem prawie nic, w czarnym tygodniu, gdy ziemia obsuwała się spod stóp do niedawna najlepszej drużyny świata, Argentyńczyk nie wykonał nawet gestu wskazującego, że ma zamiar zapobiec nieszczęściu. Sfrustrowani ultrasi Barcy wykrzyczeli mu, że mundial w Brazylii przysłonił mu obowiązek spłacania 18 mln euro pobieranych co roku z kasy klubu.

Kredyt Messiego na Camp Nou jest jednak znacznie większy niż kredyt Neymara, który kosztował blisko 90 mln euro i dał drużynie niewiele. W przyszłości może się to oczywiście zmienić. Kiedy przywołamy ligowe El Clasico na Camp Nou, przypomnimy sobie, że pierwszy bezpośredni pojedynek Brazylijczyka z Walijczykiem wypadł zdecydowanie na korzyść nowej gwiazdy Barcelony. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Bale'a na mundialu nie będzie, Neymar gra w drużynie gospodarzy.

Iniesta, Neymar i Messi - trzy symbole dzisiejszej Barcelony pójdą teraz każdy w swoją stronę. Pokiereszowani fatalnym sezonem w klubie, poszukają szansy do rehabilitacji w drużynach narodowych. Messi ma obsesję, by zmierzyć się z legendą Maradony, nie dokona tego bez złotego medalu mistrzostw świata. Neymar z kolegami mają historyczny dług z 1950 roku zwany Maracanaco, o którym tak wiele opowiadali im rodzice i dziadkowie. Tylko Iniesta, bohater ostatniego finału w Johannesburgu pojedzie na mundial do Brazylii bez ostrego noża przystawionego do gardła. Na przełomie czerwca i lipca przekonamy się, jak gra się łatwiej

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.