M¦ 2014. Okoński: Islandia przegrała, choć wygrała, Ronaldo poza zasięgiem

Baraże w czterech punktach: czego dowiedzieli¶my się na zakończenie eliminacji do mistrzostw ¶wiata, pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Zlatan dobry, Cristiano poza zasięgiem

Wy też jesteście zdania, że piłka nożna jest grą zespołową i kiedy jakiś mecz opowiada się wam jako starcie dwóch zaledwie zawodników, zżymacie się ze złości? Ja mam tak z całą pewnością i dlatego zapowiedzi meczu Szwecja - Portugalia, naszpikowane infografikami "Cristiano kontra Zlatan", omijałem szerokim łukiem. Ba: nawet kiedy Ronaldo strzelił pierwszą bramkę, broniłem się jeszcze, notując z zachwytem asystę, jaką zanotował Joao Moutinho (przy trzeciej pomocnik Monaco również zachował się kapitalnie, nieprawdaż?).

Czasami przecież się nie da; czasami trzeba się poddać własnemu zachwytowi albo pójść z tłumem zachwyconych. To, że w takim meczu, w konfrontacji o takim znaczeniu, jeden strzela dwa gole, drugi odpowiada hat trickiem, a obaj jeszcze wypracowują kolegom sytuacje, po których powinny paść następne bramki... Doprawdy, ogłoszone właśnie przedłużenie głosowania w sprawie "Złotej Piłki", choć najprawdopodobniej nieregulaminowe, wydaje się przecież sensowne, a dzisiejsze spotkanie naprawdę można potraktować jako argument przesądzający. 66 goli Ronaldo w sezonie, a do tego, tak, tak, ciężka praca dla drużyny (16 asyst)... Czas raz na zawsze zakończyć przekręcanie imienia i niezliczone dowcipy o żelu - czas podnieść się z foteli i kanap i rozpocząć owację na stojąco dla Cristiano Ronaldo, bo to był jego rok.

Że Zlatana Ibrahimovicia, jednego z najlepszych dziś piłkarzy świata, zabraknie na mundialu? Wielkie mi co, a Gareth Bale? Ryan Giggs? George Best? Alfredo di Stefano? Eric Cantona? George Weah? Robert Lewandowski (no dobra, w tym ostatnim przypadku, jeśli wierzyć relacjom z Poznania, pozwoliłem sobie zażartować)? Oczywiście, żal mi szwedzkiego snajpera, oczywiście podziwiam klasę, z jaką sam klaskał swojemu arcyrywalowi po trzeciej bramce dla Portugalii (ktoś mógłby powiedzieć, nawiązując do tego momentu po drugiej bramce Zlatana, kiedy Ronaldo poprawiał sznurowadła: mógłby mu wiązać buty...), ale jeśliby jego wyjazd miał oznaczać nieobecność Ronaldo, futbol byłby okrutniejszy niż zwykle.

Dumka o Ukrainie

Bo że futbol jest okrutny, przecież się zgadzamy. Weźmy Ukrainę na przykład, a raczej weźmy Francję, co do której byliśmy pewni po meczu w Kijowie, że będzie musiała odpokutować za grzech sprzed czterech lat i tamtą rękę Henry'ego. Wtedy oszustwo wielkiego piłkarza z barażu przed mistrzostwami w RPA pozwoliło piłkarzom Domenecha wyeliminować walczących dzielnie Irlandczyków; tym razem sędzia uznał gola Benzemy, zdobytego po metrowym spalonym. Owszem: tak żwawych trójkolorowych, jak w pierwszej połowie meczu z Ukrainą, nie oglądaliśmy od dawna (sądząc po reakcjach znajomych frankofilów, nawet oni nie spodziewali się aż takiej porcji entuzjazmu), ale Ukrainy trudno nie żałować po tym, jak Wiktor Fomenko, który objął reprezentację w ostatniej chwili, po litanii odmów i w beznadziejnej sytuacji, zdołał poskładać ją na nowo . Trudno jej nie żałować także dlatego, że wynik paryskiego spotkania może mieć konsekwencje polityczne. Za kilka dni Kijów zdecyduje o przyszłości swojego kraju: czy podpisze umowę stowarzyszeniową z UE, czy ugnie się pod naciskiem Moskwy i wybierze drogę na Wschód. Awans na mundial byłby niewątpliwie zastrzykiem społecznej energii; pamiętam słowa Sierhija Żadana, opisującego w książce "Dryblując przez granicę", jak dramatycznie podzielony po Pomarańczowej Rewolucji naród świętował występy na mundialu w Niemczech: "Po każdym zwycięstwie tłumy obywateli od Ługańska do Lwowa wychodziły świętować na ulicach. Okazało się, że podobne wybuchy patriotyzmu i wzajemnego zrozumienia może zapewnić nam tylko piłka nożna". Dziś Ukraińcy będą jeszcze bardziej sfrustrowani: po golu ze spalonego, czerwonej kartce i bramce samobójczej, a także fenomenalnej interwencji Debuchy'ego przy strzale Jarmolenki tuż przed przerwą.

Że Didier Deschamps nie napisze swojej wersji "Straszliwie sam"? Nie napisze jej po barażach, które wygrał przede wszystkim dzięki zmianom w drugim spotkaniu (bohaterowie meczu: Sakho, Benzema, Valbuena, ale także Varane i Cabaye, w Kijowie nie grali) i niewiarygodnemu tempu, narzuconemu od pierwszych minut rewanżu. Co będzie po mundialu, do którego zostało jeszcze pół roku, to osobny temat (niejeden konflikt może jeszcze wybuchnąć w tym zespole), choć może właśnie dzięki zmianom dokonanym między piątkiem a wtorkiem można zaryzykować zdanie o odnowionej wreszcie Francji.

Islandia przegrała, choć wygrała

Islandzki sen trwał 27 minut. A może trwał znacznie dłużej, bo od pierwszego meczu eliminacji? Kiedy zaczynali, notowano ich na 131. miejscu rankingu FIFA, teraz awansowali na pozycję 46. Całkiem nieźle, zważywszy np. na 69. miejsce Polski i porównania potencjałów piłkarskich, które czyniłem na kilka godzin przed spotkaniem . Oczywiście piłkarska wyższość Chorwatów nie podlegała dyskusji, podania Modricia cięły linie pomocy i obrony gości jak nożyczki papier, jeszcze lepiej grał Kovacić, ze skrzydeł szły typowe dla tej drużyny dośrodkowania, w końcu gości złamał dobrze rozegrany stały fragment. Owszem: czerwona kartka dla Mandżukicia (Chorwaci grają ostro - to też jeden ze znaków firmowych tej drużyny, niestety...) przyspieszyła nieco tętno rzesz islandzkich kibiców , ale gospodarze ostatecznie okazali się bezlitośni. Różnica klas potwierdzona, hierarchia ustalona, ale - jak mówił przed meczem trener Lagerback - jego piłkarze i tak są w sytuacji zwycięzców: zaszli dalej, niż ktokolwiek się spodziewał.

Grecji nie oglądamy

Grecy jadą do Brazylii. Wiemy, co to oznacza: nauczyliśmy się od czasu Euro 2004, że rzadko tracą gole i tylko nieznacznie częściej je strzelają. Owszem, mają skutecznego Mitroglu, owszem, rywalem są niewygodnym, ale, inaczej niż przed dwoma laty na Euro, ich postępy nie są już naszym zmartwieniem. Greków postaramy się ich nie oglądać; inna sprawa, że na poprzednich mistrzostwach tak znowu długo nie musieliśmy tego robić.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA