El. MŚ 2014. Zachodny: Grzechy główne kadry

Anglicy przerażeni byli jedynie przez pierwsze dwadzieścia minut, żartowali o wybijaniu własnych rzutów rożnych od razu na auty bramkowe dla Polski, byle nie narażać się na kontry. Gorzej, że później wróciły wszystkie grzechy zakończonych właśnie przez Polaków eliminacji - pisze Michał Zachodny, bloger, współpracownik m.in. Goal.com, scout i analityk InStat Football, po meczu Anglia - Polska (2:0).

1) Grzech nierozpoznania

Czy Kuba Błaszczykowski był jedyną osobą, która nie doceniła Leightona Bainesa, sądząc, że zmiennik Ashleya Cole'a to słabsza opcja reprezentacji Anglii? Kilka razy zapomniał się wrócić do lewego obrońcy gospodarzy, a to, jak zachował się przy dośrodkowaniu na głowę Rooneya, przypominało... najgorsze defensywne akcje Sebastiana Boenischa. Jakby zupełnie nie wiedział, że boczny obrońca Evertonu oferuje coś zupełnie innego od kontuzjowanego kolegi z Chelsea.

Czyżby po prostu nie dostał informacji, że jego dośrodkowania trzeba blokować za wszelką cenę? Podobnie jak blok defensywny o wymienności pozycji ofensywnej czwórki Anglii, która ujawniła się i zachwyciła przeciwko Czarnogórze. Tymczasem Wojtkowiak i Celeban, zamiast trzymać się swoich stron, z łatwością byli ściągani do środka pola, ułatwiając rozegranie na skrzydło - choćby do takiego Bainesa. Gdy dodamy do tego jakość rozpracowania Ukrainy i choćby Czarnogóry, do kluczowych spotkań reprezentacja podchodziła nieprzygotowana.

2) Grzech zaniedbania "dziesiątki"

Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że Fornalik odnalazł zawodnika na tę kluczową pozycję w osobie Piotra Zielińskiego, ale... młody zawodnik Udinese poza kadrą nie grał. Adrian Mierzejewski z kolei błyszczy w tym sezonie w klubie, jednak wciąż nie jest w stanie dać nawet połowy tego reprezentacji. Z Ukrainą wszedł na ratowanie wyniku, ale zagrożenia nie stworzył. Z Anglią tempo zdawało się go przerastać i jedynie gdy udało mu się znaleźć miejsce w okolicach środka pola, mógł zagrać dokładne prostopadłe podanie. Jednak "dziesiątka" operować ma między defensywnymi pomocnikami rywali, a przy nich zawodnik Trabzonsporu ginął w akcji.

Nie zapominajmy też o zaniedbanym Obraniaku, który nawet jeśli nie był zawodnikiem do pierwszego zespołu, to wobec braku rozwiązań w ofensywie na pewno mógł być rezerwowym. O ile tylko dogadałby się z selekcjonerem, który jednak nie sądził, by był on wart dodatkowego wysiłku dla dobra tej relacji. Pozycja, na której potencjalnie Polska ma trzech dobrych piłkarzy, pozostała więc piętą achillesową kadry.

3) Grzech indywidualnych błędów

Policzmy - z Anglią Błaszczykowski nie zablokował Bainesa, Glik dał się ograć Gerrardowi. Z Ukrainą ostatnio z interwencją przeliczył się Wojtkowiak, a w Warszawie do wygranej rywali przysłużył się każdy z obrońców. Z Mołdawią zawiodła lewa strona zespołu. Z Czarnogórą na wyjeździe spóźnił się z interwencją środek pomocy, a później fatalnie kryto przy rzucie rożnym - podobnie jak w przełożonym o jeden dzień meczu z Anglią. Odpuszczenie przez Boenischa krycia przeciwko San Marino przejdzie już do legendy...

Za dużo tych błędów, za dużo jak na jedne eliminacje, za dużo jak na piłkarzy, którzy grają w porządnych klubach. Czy wynikały one z braku koncentracji? Prędzej braku odpowiedniej komunikacji, brania na siebie odpowiedzialności za interwencję, podejmowania dobrych decyzji. Nie pomagał fakt dziwnych powołań selekcjonera (Wasilewski, Wojtkowiak) czy gra piłkarzami poza ich pozycjami. Nie udało mu się również zebrać bloku defensywnego, ukształtować choćby w połowie składu obrony. Waldemar Fornalik miał na to ponad rok i aż trudno uwierzyć, że zawsze na przeszkodzie stawały mu kontuzje piłkarzy.

4) Grzech wiary w liderów

Lewandowski i Błaszczykowski to zawodnicy o nieprzeciętnych umiejętnościach przy innych piłkarzach naszej kadry, ale w momencie przebrania się w dres z orzełkiem na sercu ich przydatność znacznie spada. Na palcach jednej ręki można policzyć akcje, które zbudowali oni razem, a z Anglią w pierwszej połowie grali tak, jakby potrzebna była osobna piłka dla każdego z nich. Czyżby każdy chciał wziąć ciężar za wynik na swoje barki, ale żaden z nich temu nie podołał?

To również błąd Fornalika - nieumiejętność znalezienia porozumienia między kolegami z jednej drużyny, wytłumaczenia im tego, że siły należy jednoczyć, a nie dzielić. Tymczasem selekcjoner jakby za każdym razem jeszcze bardziej starał się podkreślić ich umiejętności indywidualne. Może i słusznie, w końcu dla dobra zespołu razem grali rzadko.

5) Grzech łatwego wytłumaczenia

Już w szybkich pomeczowych wywiadach usłyszeliśmy, że "zabrakło szczęścia". Po Ukrainie Fornalik podkreślał, że ten zespół dopiero się rozwija, jest budowany, a nowi piłkarze wciąż wprowadzani. To wszystko są zbyt łatwe wymówki, których cała kadra zbyt łatwo się trzyma, jakby bojąc się odpowiedzialności za fatalnie rozegrane eliminacje. Wytłumaczenia indywidualnymi błędami czy indolencją strzelecką nie kupi nawet Zbigniew Boniek.

Piłkarze nie byli w stanie wziąć tego na siebie, za każdym razem brnąc w alternatywne powody ich porażek, gdy ich braki, błędy były zbyt oczywiste dla kibicowskiego i eksperckiego oka. Waldemar Fornalik, chociaż taktycznie nie potrafił zdyscyplinować zespołu, nie chciał także w ostrych słowach reagować i krytykować podopiecznych. Dlatego Polska kadra w tych eliminacjach po prostu nie była drużyną.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.