Jesteśmy dalecy od opinii, że ta sytuacja kosztowała Polaków trzy punkty. Powinni strzelić tyle bramek (a mieli okazje), że o żadnych kontrowersjach nie byłoby teraz mowy. Ale mimo wszystko trzeba odnotować duży błąd arbitra, który z pewnością miał wpływ na przebieg meczu w drugiej połowie.
W 52. minucie stojący przed polem karnym Robert Lewandowski popisał się kapitalnym, lobującym podaniem do wychodzącego sam na sam z bramkarzem Waldemara Soboty. Były pomocnik Śląska został powalony przez jednego z obrońców gości, a sędzia zamiast dać Czarnogórcowi kartkę (może nawet czerwoną) odgwizdał spalonego. Powtórki pokazały jednak, że o żadnym spalonym nie było mowy. Lewandowski zagrał do Soboty idealnie w tempo. Powinna być "jedenastka".
W tej sytuacji doświadczony arbiter z Holandii zdecydowanie się nie popisał. Natomiast w doliczonym czasie gry zachował zimną krew i tym razem słusznie odgwizdał spalonego (na którym był Adrian Mierzejewski) po golu Jakuba Błaszczykowskiego.