Mundial 2014. Czarnogórcy chłodzą głowy

Gdyby w czerwcu pokonali Ukrainę, byliby o krok od historycznego awansu na mundial. Przegrali 0:4, oczekiwania i szanse na wyjazd do Brazylii zmalały. Dla Polaków to fatalna wiadomość.

Żeby zrozumieć, co przeżywają piątkowi rywale biało-czerwonych, musimy cofnąć się do eliminacji Euro 2012. Na półmetku Czarnogórcy prowadzili w grupie, w czterech meczach zdobyli 10 pkt.

Później nie wygrali już ani razu. Ulegli słabiutkiej Walii i przeciętnej Szwajcarii, skończyli na drugim miejscu. W barażach lepsi byli Czesi.

Eliminacje mundialu też zaczęli świetnie. Do czerwca nie ponieśli porażki, odebrali punkty Anglikom i Polakom, pokonali w Kijowie Ukrainę. Przed rewanżem w Podgoricy oczekiwano od nich zwycięstwa, które zapewni co najmniej baraże, na krok zbliży do wygrania grupy. - Fani byli w euforii, media nakładały gigantyczną presję. A nasi najlepiej grają, gdy niczego się od nich nie wymaga. Ubiegłoroczny remis z Polską wszystkich rozczarował. Wydawało się, że już na początku przegraliśmy eliminacje. Przed wyjazdem do Kijowa spodziewaliśmy się wszystkiego najgorszego. Piłkarze wyszli wyluzowani i zagrali bodaj najlepszy mecz w historii Czarnogóry - opowiada Danilo Mitrović z gazety "Vijesti".

Po presją Czarnogórcy gotują się, a jeśli ktoś nie wierzy w autodestrukcyjną moc ich gorących głów, niech posłucha, w jakich okolicznościach gospodarze ulegli w Podgoricy Ukrainie.

W 20. minucie Mirko Vucinić miał przed sobą tylko bramkarza, ale spudłował. Później zaatakowali goście, ale Czarnogórcy natarcie przetrwali. Tuż przed przerwą Roman Zozulia uderzył łokciem Vladimira Bozovica, gdy piłka była poza boiskiem, i dostał czerwoną kartkę. Gospodarze schodzili na przerwę z bezbramkowym remisem i przewagą liczebną. Mundial naprawdę był o krok.

Ale w drugiej połowie najpierw po grubym błędzie bramkarza stracili jednak gola, a potem piłkarza - za faul w środku boiska wyleciał Vladimir Volkov. Siły wyrównały się tylko na chwilę. Przy stanie 0:2 czerwoną kartkę dostał kolejny defensor Savo Pavićević.

Nie przesadzimy, jeśli napiszemy, że głowa zagotowała się także Branko Brnoviciowi. - Selekcjoner przyznał, że popełnił błąd, bo w drugiej połowie zagrał zbyt ofensywnie. W naszym wypadku idealne połączenie to zrelaksowani piłkarze i trener, który nie przesadza z odważną grą. Z atakiem Vucinić - Jovetić o gole nie musimy się martwić. Z Polską spodziewam się drużyny grającej defensywnie - mówi Mitrović.

W marcu presji nie było, Anglików Czarnogórcy wciąż się boją (nie wiedzieć czemu: mierzyli się z nimi trzy razy i nigdy nie przegrali). Padł remis, a 46-letni Brnović spisał się na medal. Jego drużyna zaczęła od ustawienia 4-2-3-1, po 10 minutach przeszła w 4-4-2, przez chwilę biegała w systemie 4-3-3, by kończyć w 4-2-4. Każda modyfikacja była reakcją na wydarzenia na boisku, trener Roy Hodgson na zmiany nie odpowiadał. Pozwolił Czarnogórze zepchnąć Anglików na pole karne, niewiele brakowało, by skończyli bez punktu.

Tamten mecz Brnović zaczął już na konferencji prasowej. Żartował, że rywale niepotrzebnie umówili się z Argentyną i Niemcami na sparingi w listopadzie, bo mogą w tych terminach grać baraże. Gdy angielscy dziennikarze narzekali na źle przygotowane boisko w Podgoricy, wypalił, że to większy problem dla jego drużyny, bo goście i tak preferują grę długimi podaniami. - Motywatorem jest świetnym, ale to wciąż niedoświadczony, popełniający błędy szkoleniowiec. Szybko się jednak uczy. Pod koniec eliminacji Euro 2012 publicznie powiedział, że Vucinić był najgorszym piłkarzem meczów z Walią i Anglią. Miał rację, ale nie powinien tego mówić. Po kilku miesiącach pogodził się liderem zespołu, dziś atmosfera jest świetna, a trener uważa na to, co mówi. Zresztą nie stać go na konflikty. W Czarnogórze mieszka 650 tys. ludzi, poziom międzynarodowy prezentuje 12-13 piłkarzy, niektórzy z pierwszej jedenastki nie mają zastępców - opowiada Mitrović.

Mecz z Polską opuszczą obrońcy: zawieszeni za kartki Volkov i Pavićević oraz kontuzjowany Marko Simić. Robert Lewandowski nie powinien jednak oczekiwać spokojnego wieczoru, bo w Warszawie zagrają liderzy defensywy - Marko Baša (Lille) i Stefan Savić (Fiorentina). Jakby tego było mało, po blisko rocznej przerwie do kadry wrócili ważni piłkarze środka pola - Simon Vukeević (skrzydłowy) i Nikola Drineić (defensywny pomocnik). Ten ostatni strzałem zza pola karnego zdobył bramkę w pierwszym meczu z Polską. - Stać nas na zwycięstwo w Warszawie, ale nie nazywałbym najbliższych spotkań "meczami o wszystko". Jeśli nie zakwalifikujemy się na MŚ, katastrofy nie będzie - mówi Brnović. Chłodzi głowy.

- Atmosfera w niczym nie przypomina tej sprzed kilku miesięcy. Wciąż jesteśmy liderami grupy, ale to tylko teoria - Ukraińcom i Anglikom tak naprawdę należy dopisać po trzy punkty za mecze - odpowiednio - z San Marino i Mołdawią. Po klęsce z Ukrainą nadzieje na mundial zmalały. Dziś nikt niczego od piłkarzy nie wymaga. To bardzo zła wiadomość dla rywali - kończy Mitrović.

Grupa H. Piątek :

Anglia - Mołdawia (godzina 20),

Polska - Czarnogóra (20.45),

Ukraina - San Marino (21).

Na MŚ awansuje zwycięzca grupy, osiem najlepszych zespołów z drugich miejsc zagra baraże.

Zobacz wideo

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.