Mundial 2014. Fornalik: Nie boję się ryzyka

- Młodzi piłkarze szybko wyjeżdżają z Polski, za granicą są tylko rezerwowymi. Brawa za odwagę i pewność siebie, ale powinni mieć rozeznanie, jak może wyglądać ich nowa sytuacja. Reprezentacja na tym traci - mówi ?Gazecie? selekcjoner. Reprezentacja Polski zagra w piątek z Czarnogórą o 20.45. Relacja na żywo na Sport.pl

W piątek o 20.45 na Stadionie Narodowym w Warszawie Polacy grają o punkty z Czarnogórą i, żeby zachować szansę na awans, muszą wygrać. Trzy poprzednie wyjazdowe mecze - z Ukrainą, Mołdawią i San Marino - Czarnogóra wygrała i nie straciła w nich bramki.

Robert Błoński, Przemysław Iwańczyk: Piątkowy mecz z Czarnogórą będzie najważniejszym w pana karierze?

Waldemar Fornalik: Wiem, o jaką stawkę gramy, ale wcześniejsze spotkania też były istotne. Eliminacje zaczynaliśmy w Podgoricy, kiedy zupełnie nie było wiadomo, na co stać drużynę po przegranym Euro 2012. Potem graliśmy z Anglią, znaczenia pojedynków z nią nie muszę tłumaczyć. W eliminacjach wszystkie mecze są kluczowe. Teraz nie biorę pod uwagę złego scenariusza. Wierzę w zwycięstwo, dzięki któremu na kolejne spotkania [wyjazdy do San Marino we wtorek oraz na Ukrainę i do Anglii w październiku] będziemy patrzeć z innej pozycji.

Jest pan gotowy zagrać va banque i wystawić młodych i niedoświadczonych zawodników?

- Poprzednie mecze pokazały, że nie boimy się takich rozwiązań. Niemożliwe jednak, by cała jedenastka składała się z zawodników poniżej 21. roku życia.

Wprowadziłem do drużyny 25-letniego Glika, podstawowym środkowym pomocnikiem jest o dwa lata młodszy Krychowiak. Debiutu od początku spotkania doczekał się Klich. U mnie debiutowali 22-letni Salamon, 21-letni Wszołek i o dwa lata młodsi Milik oraz Zieliński. Pokazaliśmy ich w reprezentacji, słowo "odkryliśmy" jest za duże.

Nie wpuszczam młodych po to, by ktoś to zauważył. Oni autentycznie zasługiwali na szansę. Ci, na których postawiliśmy jesienią ubiegłego roku, dziś powinni być mocnymi punktami kadry. Milik debiutował z RPA, pięć dni później zagrał z Anglią, z którą debiutował też Wszołek. To powinien być dla nich impuls. Wtedy myślałem, że za kilkanaście miesięcy będą w kadrze niezastąpieni. Nieszczęście polega na tym, że teraz obaj nie grają w klubach i ich forma spadła.

Nie bałem się ryzyka. Równowaga między młodymi a starszymi nie została zachwiana. Sytuację komplikowały kontuzje i to, że zawodnicy tracili miejsce w klubach na wiele tygodni.

W kadrze jest tylko dwóch zawodników z ekstraklasy. Najlepsi wyjeżdżają.

- Idealnie byłoby, gdyby wyjeżdżali i grali. Niestety, na razie tylko wyjeżdżają. Po debiucie w reprezentacji Milik wyjechał w grudniu do Leverkusen i usiadł na ławce. Gdyby trafił do słabszego klubu i grał przez ostatnie pół roku, byłby dziś lepszym piłkarzem. Gwarancji nikt nikomu nie da, ale młodzi decydujący się na wyjazd powinni mieć rozeznanie, jak może wyglądać ich sytuacja. Dla 19-latka, który z Górnika trafił do jednego z najmocniejszych klubów Bundesligi, szanse na grę były minimalne. Podobnie Salamon, który w tym roku więcej grał w reprezentacji niż w Milanie i Sampdorii. Brawa za odwagę i pewność siebie, ale wskazana jest też realna ocena.

Młodzi kadrowicze pytali o opinię przed wyjazdem?

- Były takie rozmowy. Mówiłem, by ocenili swoje możliwości. Mogłem podpowiadać, a ostateczną decyzję i tak podejmował piłkarz z agentem.

Na tak ważny mecz powołał pan m.in. Pawłowskiego, Zielińskiego, Milika i Wszołka, którzy w piątek mogliby zagrać w kadrze U-21 ze Szwecją w eliminacjach MME. Nie było konfliktu?

- Nie. Powołania konsultowałem z trenerem Marcinem Dorną. Bierzemy pod uwagę jego potrzeby. Ustaliliśmy, że nawet w trakcie zgrupowania mogą być roszady, ale kontuzje wykluczyły Milika, Sobiecha i Koseckiego i teraz nie wiem, kto, kiedy i czy w ogóle dołączy do młodzieżówki. Wiem, jak ważne są eliminacje U-21, ale priorytet ma pierwsza reprezentacja. Powołałem najlepszych. Ze starszych nie pominąłem nikogo, z listy rezerwowych przyjechali Mierzejewski i Fabiański. Perquis jest kontuzjowany, a Grosicki nie gra w Sivassporze.

Z jedenastek, które wystawił pan w dwóch pierwszych meczach - z Estonią i Czarnogórą - w piątek zagrają pewnie tylko Wawrzyniak, Polański, Błaszczykowski, Glik i Lewandowski. Piszczek, Perquis i Rybus są kontuzjowani, reszty nie ma albo usiądzie na ławce.

- Wiem, że reprezentacji brakuje stabilizacji. Półtora roku temu podstawowym bramkarzem PSV był Tytoń, a obrońcą Anderlechtu - Wasilewski. Dziś nie grają.

Jak pan oceni 12 miesięcy w roli selekcjonera?

- Od początku największym wrogiem jest czas. Liczyłem, że więcej zawodników będzie grało w mocnych klubach zagranicznych. Pracuję w określonej rzeczywistości - do fazy grupowej europejskich pucharów dostał się tylko jeden polski zespół. Staram się zmieniać reprezentację. Ważne jest tu i teraz, ale liczy się również przyszłość.

Największy mankament tej pracy?

- Posada selekcjonera jest jedną z najczęściej i najbardziej poddawanych ocenie, która nie zawsze jest obiektywna i merytoryczna.

A z czego jest pan najbardziej zadowolony?

- Pojawili się zawodnicy, którzy niedługo będą stanowić o sile reprezentacji. Ten zespół ma przyszłość.

Jakie są atuty zespołu?

- Największy jest taki, że ma perspektywy rozwoju i może być tylko lepszy. Kadrowicze nie są w schyłkowych momentach kariery, tylko na fali wznoszącej.

Na razie remisują w Mołdawii.

- Byliśmy nieskuteczni, powinniśmy gładko wygrać i dziś byłoby spokojniej. Brakuje tych dwóch punktów. Jedyna w eliminacjach marcowa porażka z Ukrainą w Warszawie mogła się przydarzyć, remisu w Kiszyniowie powinniśmy uniknąć, mimo że wspomniana już Ukraina na wyjeździe również tylko zremisowała z Mołdawią. Klasę pokazał prezes Zbigniew Boniek, który mnie wsparł. Jesteśmy w stałym kontakcie i często rozmawiamy jak trener z trenerem.

Czego nie udało się zrobić?

- Drużyna nie potrafi utrzymać równego poziomu przez większą część meczu - jak z Danią. Bardzo ucieszyło mnie, że odrobiliśmy straty z mocnym i niewygodnym rywalem. Każda wygrana buduje morale, w Gdańsku drużyna dodatkowo pokazała charakter.

Robert Lewandowski został jednak wygwizdany. Irytują pana żądania, żeby zesłał pan snajpera na ławkę? Dla pana strzelił tylko dwa gole, z karnych przeciwko San Marino.

- Mnie coś takiego nie przyszło do głowy, znam klasę Roberta. To kluczowy reprezentant. Byłem zaskoczony gwizdami. Naprawdę nie chcę więcej wracać do odpowiedzi na pytanie, dlaczego trójka z Dortmundu gra w kadrze inaczej. To dwie zupełnie różne drużyny, zupełnie inne style. Zobaczmy, ile drużyna zyskuje na samej tylko obecności Roberta w składzie. Pilnuje go przynajmniej dwóch rywali, dzięki czemu inni nasi ofensywni gracze mają więcej miejsca.

Dostosowuje pan piłkarzy do taktyki czy taktykę do zawodników?

- Ustawienie 1-4-2-3-1 raczej się nie zmienia. Nawet gdybym chciał grać 1-4-4-2, to nie bardzo mam wykonawców. Nie mam komfortu, by kogoś pomijać ze względu na taktykę. Są dwie-trzy opcje na pozycję numer 10 [reżyser gry, ofensywny pomocnik]. Z Danią ofensywna trójka była ruchoma. Każdy zmieniał miejsce, nie był przywiązany do jednej pozycji.

Czy reprezentacji nie brakuje liderów?

- Byłoby źle, gdyby tylko jeden piłkarz stymulował grę. Przed sparingiem z Danią powiedzieliśmy sobie, że traktujemy go jak mecz o stawkę. Zadziałało. Na Czarnogórę przesłanie będzie jedno: mamy dać z siebie wszystko. Coś może się nie udać, ale schodząc z boiska, każdy musi być przekonany, że więcej zrobić nie mógł. Możemy mówić o pięknej grze, ale najważniejsze są punkty. Wierzę, że w dwóch meczach zdobędziemy sześć i do ostatniego spotkania będziemy się liczyć w walce o mundial. Jeśli się uda, będę miał poczucie dobrze wykonanej pracy. Liczymy na kibiców, którzy w trudnych momentach spotkania mogą być naszym dwunastym zawodnikiem i głośnym dopingiem pomogą w ostatecznym sukcesie.

Piątkowe mecze : Anglia - Mołdawia (godzina 20), Polska - Czarnogóra (20.45), Ukraina - San Marino (21).

Bezpośredni awans do finałów uzyska zwycięzca grupy, zespół z drugiego miejsca zagra w listopadzie baraż

Więcej o:
Copyright © Agora SA