Brazylia wygrywa Puchar Konfederacji. Hiszpania bezradna w finale

Takiego finału Brazylijczycy nie mogli sobie wymarzyć przed Pucharem Konfederacji. Mało kto wierzył, że drużyna Luiza Felipe Scolariego wygra turniej, a jeśli już, to nie w takim stylu. Tymczasem Neymar i spółka z meczu na mecz grali coraz lepiej, a w finale nie dali najmniejszych szans mistrzom świata i Europy - Hiszpanom.

Tak relacjonowaliśmy mecz na żywo ?

Finał zaczął się dla Brazylii jak marzenie. Już w drugiej minucie w zamieszaniu podbramkowym gola zdobył Fred. Brazylijczyk leżał już na murawie, gdy skierował piłkę nad próbującym interweniować Ikerem Casillasem. Rozemocjonowany strzelec bramki pogalopował w kierunku trybun i utonął w ramionach kibiców i rezerwowych piłkarzy Canarinhos. Cały stadion uniósł się w wybuchu niepohamowanej radości i tak trwał przez kolejne godziny.

Dominacja Brazylii

Cała pierwsza połowa należała już do gospodarzy Pucharu Konfederacji. Grali z polotem i mogli strzelić kolejne bramki. W dodatku - tak jak przy szczęśliwym golu w drugiej minucie - Opatrzność zdawała się czuwać nad gospodarzami. W 40. minucie piłka po strzale Pedro minęła już bramkarza Julio Cesara i zmierzała - wydawało się nieuchronnie - do siatki, gdy w ostatniej chwili sunąc po murawie, wybił ją wysoko nad bramką David Luiz.

Pod koniec drugiej połowy prowadzenie gospodarzy podwyższył Neymar po akcji, która ośmieszyła obronę mistrzów świata. Najpierw nowy nabytek Barcelony podał piłkę do Oscara przed pole karne i wybiegł przed obrońców rywali. Gdy zorientował się, że jest na pozycji spalonej, cofnął się kilka kroków. Dopiero wtedy Oscar odegrał mu futbolówkę. Neymar sprytnym zwodem minął jeszcze Arbeloę i był już sam na sam z Casillasem. Kopnął silnie w krótki róg, a bramkarz Hiszpanii chyba nawet nie widział, jak piłka przeleciała mu nad głową.

Fred dobija mistrzów świata

Druga połowa zaczęła się niemal identycznie jak pierwsza. Dwie minuty po gwizdku znów piłkę do siatki Hiszpanii skierował Fred. Nad Maracaną rozpoczęły się wtedy chóralne śpiewy triumfu. "O campeao voltou" - "Mistrzowie wrócili" niosło się po stadionie. Już każdy kibic wiedział, że ten mecz jest rozstrzygnięty, a jedyną niewiadomą jest rozmiar wygranej gospodarzy.

Najlepszą szansę na honorową bramkę dla mistrzów świata zmarnował Sergio Ramos, który w 55. minucie nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego za faul Marcelo na Navasie. Obrońca Realu Madryt nawet nie trafił w bramkę.

Jeszcze większym symbolem bezradności Hiszpanów była sytuacja z 68. minuty, gdy Pique sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Neymara. Obrońca Barcelony, który nie mógł sobie poradzić z szybszym Brazylijczykiem, podciął rywala i słusznie został ukarany czerwoną kartką.

Tym razem historia będzie inna?

Teraz przez kolejnych jedenaście miesięcy do początku mundialu w Brazylii, presja na gospodarzy, by triumf na Pucharze Konfederacji ukoronowali mistrzostwem świata będzie tylko rosła. Cztery i osiem lat temu Brazylijczycy również wygrali turniej mistrzów kontynentalnych, ale potem słabo spisali się w najważniejszej imprezie. W Niemczech i RPA mundial kończyli w ćwierćfinale. Oglądając niedzielny finał, brazylijscy kibice mogą mieć nadzieję, że tym razem ta historia się nie powtórzy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.