Farsa ze znalezieniem trenera rywali Polaków w eliminacjach mundialu trwa od września. Wtedy zrezygnował Oleg Błochin, wybierając pracę w Dynamie Kijów. Zadeklarował jednak, że poprowadzi zespół w spotkaniach o punkty z Mołdawią i Czarnogórą. Tak, by federacja miała czas na znalezienie następcy. Plany pokrzyżowała jednak choroba serca Błochina, przez którą wylądował w szpitalu. Ukraina prowadzona przez jego asystenta Andrija Bala zremisowała w Mołdawii i przegrała u siebie z Czarnogórcami.
Balowi podziękowano, a w rozegranym 14 listopada sparingu z Bułgarią drużynę poprowadził Ołeksandr Zawarow, były gracz Juventusu, ostatnio doradca wicepremiera Ukrainy do spraw Euro 2012. Poszło mu lepiej niż poprzednikowi, bo sborna wygrała w Sofii 1:0.
Wkrótce od rezygnacji Błochina upłyną trzy miesiące, ale nowego selekcjonera nie znaleziono. Nic dziwnego, że komentatorzy i media coraz dosadniej podkreślają, że w ich kraju reprezentacja jest na ostatnim miejscu w hierarchii ważności, daleko za klubami.
W ubiegłym tygodniu wydawało się, że problem zostanie w końcu rozwiązany, a Ukraina po raz pierwszy będzie mieć zagranicznego selekcjonera. Szefowie federacji ujawnili, że prowadzą rozmowy z Harrym Redknappem. Anglik był bez pracy i zadeklarował, że chętnie przyjmie ofertę. Zamieszanie z następcą Błochina już tak zmęczyło i zniechęciło piłkarskie środowisko na Ukrainie, że praktycznie nikt nie zaprotestował przeciwko zatrudnieniu obcokrajowca. Wcześniej miejscowi trenerzy i eksperci nie chcieli o tym słyszeć.
Redknapp wybrał jednak pracę w Queens Park Rangers. - Byliśmy już praktycznie dogadani. Przeszkodą nie były pieniądze, ale postępowanie federacji - wyjawił ukraińskim mediom jego agent. Okazało się, że już w trakcie negocjacji Anatolij Końkow, prezydent ukraińskiego związku, wymyślił, żeby kadrę przejął Andrij Szewczenko. Najlepszy zawodnik w historii ukraińskiej piłki zastanawiał się dwa tygodnie, by stwierdzić, że nie jest jeszcze gotowy na takie wyzwanie. Definitywnie szalę przeważyło żądanie, by sztab Redknappa składał się z ludzi zaproponowanych przez federację.
"Jak tak dalej będziemy szukać trenera, to stracimy wszelkie szanse na awans do mistrzostw świata w Brazylii i cofniemy się o pięć lat" - pisali dziennikarze. Działanie władz federacji nazywali kompromitacją. Odpowiedzią była informacja o przygotowaniu listy kandydatów na selekcjonera. Wiceprezes UFF Anatolij Popow ogłosił, że jest na niej 30 nazwisk z Ukrainy oraz z zagranicy. Według mediów największe szanse ma Eriksson. Szkoleniowiec zdobywał trofea z klubami szwedzkimi, portugalskimi i włoskimi, ale ostatnio wyłącznie przegrywał i wylądował w lidze tajlandzkiej. Ukraińcy wrócili też do Marcelo Lippiego, który przed Euro przegrał rywalizację z Błochinem. Ale mistrz świata z 2006 roku ma ważny kontrakt w Chinach. Media podają też nazwiska Blanca, van Marwijka (po Euro 2012 przestali być trenerami Francji i Holandii), doświadczonego i utytułowanego Rehhagela, trochę zapomnianych już Gullita, Schustera i Granta oraz zwolnionego niedawno z Wolfsburga Feliksa Magatha.
Z Ukraińców na liście są trenerzy bezrobotni oraz tacy, którzy twierdzą, że nie są zainteresowani objęciem reprezentacji, jak Nikołaj Pawłow z Ilczywca Mariupol. Faworytem fachowców jest Miron Markiewicz z Metalista Charków. - On potrafi stworzyć taką atmosferę, że wszyscy piłkarze będą z chęcią przyjeżdżać na zgrupowania - podkreślają byli reprezentanci Serhij Kowalec i Serhij Nagorniak. Ten jednak stawia warunek: połączenie pracy w klubie i kadrze. A na to nie zgadza się federacja. Spore szanse ma Jurij Kalitwincew, który prowadził już kadrę w 2010 roku.
- W eliminacjach jesteśmy w tak trudnej sytuacji, że nie można pozwolić sobie na pomyłkę przy wyborze. Ważniejsze od paszportu są kwalifikacje i chęć pracy dla rozwoju ukraińskiej piłki. Drużyna musi wygrywać, a czasu jest mało - podsumowuje Leonid Burjak, były selekcjoner.
Następny oficjalny mecz Ukraina rozegra 6 lutego, a będzie to wyjazdowy sparing z Norwegią. 22 marca zmierzy się z Polską w eliminacjach do brazylijskiego mundialu.