Asfalt - teoretycznie najwygodniejsza z rowerowego punktu widzenia nawierzchnia. Pamiętać należy jednak, że w lokalnych gwarach w całej Polsce drogą "asfaltową" nazywane bywają różne rodzaje dróg - betonowe, brukowane, żwirowe, asfaltowo-żwirowe, żwirowo-asfaltowe, a czasem nawet szutrowe i utwardzone dwa lata temu drogi polne. Jeśli ktoś powie ci po drodze, że masz jechać asfaltem - jedź (choć porównaj: Inni rowerzyści ), ale rowerowej autostrady się nie spodziewaj.
Biegi - sprzedawca w sklepie rowerowym będzie chciał ci sprzedać rower z jak największą liczbą biegów. Jak uczy doświadczenie - może to też robić, by zamaskować inne niedociągnięcia sprzętu przy jednoczesnym utrzymaniu dość korzystnej (dla niego) ceny. Nie daj się! Jeśli nie liczy się dla ciebie rowerowy wyczyn - pamiętaj, że liczba biegów to rzecz wtórna. Osiemnaście biegów starcza na większość naszego kraju. Podobnie jak czternaście. I sześć. Na jednym biegu też powinno dać radę, a przynajmniej kciuk cię nie rozboli od zmieniania.
Cargo - starannie organizuj sobie bagaż. Różne poradniki w internecie podpowiedzą Ci, co zabrać ze sobą. Ale nie powiedzą Ci, czego nie zabierać. Jeśli to twoja pierwsza wyprawa, możesz bez zastanawiania zostawić w domu połowę ubrań, które planowałeś/planowałaś wziąć. Niepotrzebny będzie ci także skuwacz do łańcucha, ani klucze do nypli - i tak nie umiesz ich używać. Zastanów się, co można kupić po drodze (patrz: Sklepy spożywczo-przemysłowe ). Po wyprawie nie martw się - wszyscy kiedyś zabieraliśmy mnóstwo niepotrzebnych rzeczy tylko po to, żeby zapomnieć łatek do dętek. Doświadczenie przyjdzie swoim zwyczajem - z czasem.
Dziury - jadąc przez Polskę zapewne staniesz w końcu przed wyborem: albo pojedziesz prosto i wpadniesz w dziurę, albo skręcisz trochę w lewo i wpadniesz pod samochód. Sprawa tylko z pozoru jest oczywista. Samochód zwykle jest zwrotniejszy od dziury i może cię ominąć, dziura z kolei jest bardziej przewidywalna, ale mniej skłonna do negocjacji. Znane są argumenty, o tym, że samochód może zabić, ale tych, którzy twierdzą, że dziura tego nie potrafi, zapraszam na trasę Częstochowa - Opole. W tej ciekawej dyskusji eksperci mimo wszystko zalecają dziurę.
Etapy - są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, że należy zaplanować dokąd się danego dnia chce dojechać i o której. Według drugiej wsiadamy rano na rower i jedziemy w mniej więcej wybranym wcześniej kierunku, a około trzynastej patrzymy ile mamy jeszcze siły i gdzie jesteśmy. Autor niniejszego poradnika jest gorącym zwolennikiem drugiego rozwiązania.
Fason - miejski rowerzysta (czyli na przykład ja) zwykle długo broni się przed kolarskimi ciuchami - koszulką odprowadzającą pot na zewnątrz, rękawiczkami z tasiemkami do zdejmowania, czy spodenkami miękko wyłożonymi gąbką. Lycra, twój wróg! - krzyczy taki rowerzysta, póki rzeczywiście nie spróbuje kolarskich ciuchów.
Gminne drogi - najlepszy trasy do podróżowania po Polsce. Dzięki gminnym drogom unikamy ruchu samochodowego, oglądamy słowiańskie krajobrazy i poznajemy ciekawych ludzi. Gminne drogi są nieprzewidywalne, a przez to urocze - czasem zmieniają się w drogi polne (patrz: Polne drogi ), czasem się kończą, czasem w ogóle nie zaczynają, ale dzięki nim nawet na Mazowszu można poczuć się jak uczestnik wypraw z wieku Wielkich Odkryć Geograficznych.
Huraoptymizm - przestrzegam. Jeśli nie jesteś doświadczonym kolarzem dzienny maksymalny dystans możesz wyliczyć na podstawie jakiegoś wzoru, który na pewno jest gdzieś w internecie, albo określać metodą prób i błędów. Tutaj kilka słów warto poświęcić błędom: jeśli huraoptymistycznie zakładasz, że przejedziesz 200 kilometrów w ciągu jednego dnia, to może się okazać, że w połowie drogi zrobiło się ciemno, tobie właśnie zaczynają się pierwsze objawy odwodnienia, do najbliższego kempingu jest pod górkę, a u gospodarza wprawdzie pali się światło, ale psy są dwa, z czego jeden duży. Zamiast huraoptymizmu polecam zdrowy rozsądek.
Inni rowerzyści - maksyma konkursu "Rower - podaj dalej" mówiła, że od jazdy na rowerze przyjemniejsza jest tylko jazda w dobrym towarzystwie. Każdy ma swoje doświadczenia w dobieraniu rzeczonego towarzystwa, nie będziemy się więc nim tu zajmować. Ale co zrobić z innymi rowerzystami spotkanymi po drodze? Muszę tutaj pójść pod prąd ogólnie przyjętym regułom i zaproponować zasadę ograniczonego zaufania. Uśmiechamy się, jesteśmy życzliwi, pomagamy w wymianie dętki, jeśli potrzeba podajemy napój i częstujemy czekoladą, prowadzimy grzeczną, niezobowiązującą rozmowę, ale jeśli ktoś w Spalskim Parku Krajobrazowym mówi "Taaaak, da się tędy przejechać, jest tylko trochę piachu", to włącza nam się ostrzegawcza lampka.
Jazda pod górę - choć w porównaniu do okolicznych krajów Polska jest naprawdę płaska, to nie da się po naszym kraju jechać tak, żeby było długo i ciągle z góry, albo przynajmniej ciągle po płaskim (to znaczy pewnie się da, ale dla miłośników jazdy w kółko po torze wyścigów konnych na warszawskim Służewcu już wkrótce napiszemy inny poradnik). Jadąc w Polskę musisz się liczyć z tym, że będą podjazdy. Drobne, bo drobne, ale podjazdy. I teraz: chcąc wjechać pod górę musisz myśleć jak góra - bądź niewzruszony, zdeterminowany i raczej milczący. Jeśli chcesz ograniczyć podjazdy w tak zwanym długim czasie, pamiętaj generalną zasadę: jadąc w stronę Władysławowa będziesz miał bardziej z górki, jadąc do Rabki - bardziej pod górkę.
Kalorie - istotna kwestia, więc napiszę bardzo, bardzo powoli: chcąc gubić zbędne kilogramy nie jedziemy na wyprawę rowerową do babci na Śląsku.
Licznik - twoja sigma jest na pewno bardzo ładna, ale - opieram się na własnym doświadczeniu - Polska jest w przeważającej części ładniejsza. Montując sobie licznik ryzykujesz, że spędzisz całą wyprawę na wpatrywaniu się w niego i patrzeniu 60,01 km... 60,02 km... 60,03 km... Albo, że zamiast ekscytować się krajobrazem, będziesz rwał włosy z głowy, bo średnia prędkość spadła 19,1 km na 19,0 km i w żadem sposób nie chce się odrobić. Krótko mówiąc: licznik pomaga, ale też przeszkadza. Rozważ. Alternatywnie możesz licznik zamontować pod siodełkiem (niektórzy naprawdę tak robią). Średnią będziesz się mógł/mogła pochwalić wśród koleżanek, a Polski z oka nie stracisz.
Łyk wody z magnezem - woda z magnezem o smaku cytrynowym smakuje dokładnie tak samo jak napój izotoniczny znanej marki, a wychodzi nieco taniej. Po 120 kilometrach nogi bolą w obu wypadkach. Niniejszy tekst nie stanowi porady medycznej.
Mapa - Staraj się unikać tak zwanych map rowerowych, bo wylądujesz na szlaku w Spalskim Parku Krajobrazowym, co nie należy do przyjemności. Zresztą do przejechania Polski niepotrzebna jest mapa Polski, ani nawet mapa tych terenów, przez które jedziemy, tylko dowolna mapa dowolnego zakątka Ziemi. Taką mapę wyciągamy co pewien czas z sakwy, patrzymy na nią i czekamy, aż ktoś - pieszy, kierowca, czy traktorzysta - zatrzyma się i zapyta, gdzie chcemy dojechać. Ludzie w tym kraju są zaskakująco życzliwi! Potem - zależnie od regionu w którym się znajdujemy - albo mnożymy albo dzielimy przez dwa dystans, który nam podano i jedziemy według wskazówek: do kapliczki, przy niej w prawo przez las aż do asfaltu (porównaj: Asfalt ), tam w lewo i dalej cały czas prosto wzdłuż brzozowego zagajnika.
Nawigacja - kusi, oj kusi, żeby jechać z GPS-em. Ładny, wypasiony Garmin z tysiącem funkcji chwalony jest przez wielu rowerzystów. Ja nie mogę w sobie zwalczyć strachu przed utratą często supermiłych i superciekawych rozmów z ludźmi, których pytam o drogę (porównaj: Mapa ). Dlatego nawigacji do tej pory nie używałem.
Okulary przeciwsłoneczne - niestety pomagają. Chronią przed słońcem i szkodliwym promieniowaniem. Niestety, bo kolory naszego kraju naprawdę bywają przepiękne.
Polne drogi - największe oszustwo w drogowej terminologii języka polskiego. Sformułowanie "polne drogi" sugeruje, że mamy do czynienia z drogą, która biegnie przez pole. Bzdura! Najczęściej tak zwana "polna droga" to po prostu pole, które na niewielkiej części jest niezarośnięte. Bardziej adekwatne byłoby mówienie o "polach drogowych", ale może się nie przyjąć.
Rower - Polskę można przejechać na szosówce, na góralu, rowerze trekkingowym i na składaku. Jeśli jesteś w tym miejscu poradnika, to prawdopodobnie czytałeś już o biegach (patrz: Biegi ) - że są wtórne. W tym momencie pisania poradnika uważam już, że wybór roweru to również rzecz wtórna. Ważne, żeby jechać.
Sklepy spożywczo-przemysłowe - podstawowe komórki organizujące zarówno lokalne życie w większości wsi jak i znaczną część rowerowych wypraw. Pozwalają zaoszczędzić na bagażu (patrz: Cargo), a także są wspaniałym miejscem na prowadzenie różnego rodzaju badań terenowych - socjologicznych, etnograficznych i psychologicznych. Więcej na ten temat przeczytasz tutaj . W sklepach spożywczo-przemysłowych często będziesz miał problem z kupieniem zimnych napojów - w jedynej lodówce nie mieści się bowiem nic oprócz piwa. Pamiętaj, żeby ukłonić się panom, którzy siedzą przed sklepem. Oni tam byli przed tobą i będą jeszcze długo po tym, jak opadnie kurz za twoim rowerem.
Tiry - nie generalizujmy. Zdarzają się kulturalni kierowcy tirów, którzy wyprzedzają nas jadąc po innym niż my pasie, a nie jak najbliżej nas. Podobno.
Umiarkowanie w jedzeniu i piciu - zalecane. Każdy kilogram śniadania trzeba będzie wwieźć potem pod górę, na którą na pewno trafimy (patrz: Jazda pod górę ). Bilanse energetyczny i wodny - jeśli nie jesteś wyczynowcem - muszą Ci się zgadzać mniej więcej, a nie idealnie. Jeden banan potrafi zdziałać cuda.
Wiatr - wieje. Pogódź się z tym, że zasadniczo z przodu. Sposoby radzenia sobie z wiatrem są różne, ale zawracania i jechania w kierunku, w którym wieje nie zalecam osobom chcącym mimo wszystko gdzieś dojechać. Z kolei przeczekiwanie wiatru może wiązać się z koniecznością zrobienia zapasów na zimę. Zatem - walcz, byle do najbliższego lasu!
Zdrowie - ja tam nie wiem. Podobno jazda rowerem jest zdrowa. Ale jest przede wszystkim przyjemna. Nawet w Spalskim Parku Krajobrazowym.
Bohdan Pękacki