Przewozy regionalne? Najlepiej rowerem!

Gdyby ambasador USA Stephen Mull wstrzymał się chwilę z wyjazdem na wycieczkę, a prezydent Barack Obama nie spieszył się tak bardzo z odwołaniem swojego urzędnika, być może ambasador śmigałby wybrzeżem Bałtyku pojazdem wypożyczonym na koszalińskiej stacji roweru regionalnego.

Kiedy ambasador Stephen Mull wyruszał z Koszalina w kierunku Świnoujścia, na pierwszym odcinku drogi towarzyszył mu na rowerze koszaliński prezydent Piotr Jedliński. To właśnie Jedliński, wraz z prezydentem Kołobrzegu Januszem Gromkiem, zabiega o utworzenie roweru regionalnego, czyli systemu przypominającego rower miejski, tyle że działającego na większym obszarze.

Lepsze Pomorze Środkowe?

Przypomnijmy, że rower miejski wprowadzono na razie w kilkunastu polskich miastach, w tym m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Toruniu i Opolu. System opiera się na sieci bezobsługowych wypożyczalni, przy czym cyklista może wziąć pojazd z jednej stacji, a oddać go na innej. Co ciekawe, roweru miejskiego domagają się też działacze opozycyjnego stowarzyszenia Lepszy Koszalin. Władze miasta chcą jednak czegoś więcej, chcą systemu, który pozwoli mieszkańcom i turystom na rowerowe podróże po północnej części Pomorza Środkowego.

-  Nic w tym dziwnego, bo mój szef, podobnie zresztą jak i prezydent Kołobrzegu Janusz Gromek, jest aktywnym rowerzystą - podkreśla rzecznik koszalińskiego ratusza Robert Grabowski.

A co na ten pomysł członkowie stowarzyszenia Lepszy Koszalin?

- Rower miejski i rower regionalny to dwa uzupełniające się pomysły, które nie stanowią konkurencji, przeciwnie, mogą być ze sobą skoordynowane - uspokaja na swojej stronie internetowej Jacek Wezgraj ze stowarzyszenia, sam aktywny cyklista.

Rower regionalny miałby działać na terenie 19 gmin tzw. Koszalińsko-Kołobrzesko-Białogardzkiego Obszaru Funkcjonalnego. Poza wymienionymi wyżej miastami, na terenie tym znajdują się m.in. nadbałtyckie kurorty Mielno i Ustronie Morskie, a także położone bardziej w głębi lądu miasteczka Bobolice, Karlino (słynne 35 lat temu, kiedy doszło tam do erupcji ropy naftowej), Polanów, Sianów czy Tychowo. Skąd w ogóle idea rowerowego połączenia tych wszystkich miejscowości?

- Mamy w mieście prężnie działające środowiska rowerowe, które zgłaszały tego typu postulaty - informuje wiceprezydent Kołobrzegu Jacek Woźniak.

Te środowiska to m.in. Kołobrzeskie Towarzystwo Cyklistów, którego prezesem jest poseł Marek Hok, członek Parlamentarnej Grupy Rowerowej, tej samej, która zabiegała wcześniej o korzystne dla rowerzystów zmiany w Prawie o ruchu drogowym i o ustawę o trasach rowerowych na wałach nadrzecznych.

Zobacz też: Tour de Wybrzeże - rowerem wzdłuż polskiego Bałtyku

- Teraz zgłosiliśmy pomysł roweru regionalnego, bo uważamy, że byłaby to świetna promocja regionu i turystyki, ale także i zdrowia - podkreśla Marek Hok, który z zawodu jest lekarzem. - Mamy w Kołobrzegu trasy, które biegną zarówno w stronę Koszalina, jak i Trzęsacza. Brakuje jednak bezobsługowych wypożyczalni, takich jak w dużych miastach. U nas na razie jest to w powijakach - ubolewa.

Niemieccy wyspiarze dają przykład

Jaki byłby koszt utworzenia i funkcjonowania systemu roweru regionalnego?

- Rower publiczny generalnie jest drogi - uprzedza dr Michał Beim, ekspert ds. transportu i komunikacji z Instytutu Sobieskiego. - Rower miejski kosztuje od kilkuset tysięcy do kilku milionów złotych, co oznacza, że miasto dopłaca 2 - 3 zł do każdego wypożyczonego pojazdu. Dla porównania 1 km międzymiastowej drogi rowerowej to ok. 0,5 mln zł. Rower regionalny byłby siłą rzeczy droższy, bo większe byłyby odległości pomiędzy stacjami. W mieście można załadować jednoślady na furgonetkę i w 15 minut przewieźć do następnej stacji.

Z Kołobrzegu do Polanowa jest jednak niemal 80 km, więc w tym przypadku kwadrans by z pewnością nie wystarczył.

- Chcemy uzyskać pieniądze z funduszy UE na zintegrowane inwestycje terytorialne w latach 2015 - 2020 - informuje Robert Grabowski, rzecznik prezydenta Koszalina. - Szacujemy, że pokryłoby to 85 proc. kosztów inwestycji - dodaje.

Czy jednak mieszkańcy Pomorza Środkowego korzystaliby z roweru regionalnego? Jak ich do tego zachęcić?

- Mam własne dwa kółka - zaznacza koszalinianka Urszula Rusiak, doświadczona turystka rowerowa. - Myślę jednak, że wzięłabym jednoślad z wypożyczalni, w sytuacji gdyby mój był w naprawie, albo gdybym wybierała się na dłuższą wycieczkę. To nawet dobry pomysł - pojechać do Kołobrzegu bicyklem, a do domu wrócić pociągiem, nie przejmując się tym, czy w składzie są wagony rowerowe - chwali. - Jeśli nie ma tłoku, to można oczywiście przypiąć swoją maszynę na końcu ostatniego wagonu, ale wtedy trzeba na każdej stacji sprawdzać, czy ktoś się nią nie zainteresował - dodaje.

Czy rower regionalny się już gdzieś sprawdził? Owszem, i to całkiem niedaleko, bo na wyspie Uznam, a przynajmniej na jej większej, niemieckiej części, gdzie działa system pod nazwą UsedomRad (niem. Rower Uznamski). Kilka stacji znajduje się też po polskiej stronie - w Świnoujściu.

- Jednak niewielu mieszkańców z nich korzysta, bo ceny są raczej na niemiecką kieszeń - ocenia miejscowy turysta rowerowy Bartek Wutke.

- A ponieważ na Pomorzu niemieckich turystów nie brakuje, jest to właściwe miejsce na poletko doświadczalne - uważa Marcin Hyła z sieci Miasta dla Rowerów. - Moim zdaniem rower regionalny to jednak bardziej oferta dla turystów samochodowych czy kolejowych, którzy przyjeżdżają nad morze bez własnego jednośladu niż dla mieszkańców wybrzeża czy typowych turystów rowerowych z sakwami. W sumie fajnie, że wczasowicze będą szaleć po Mielnie na normalnych rowerach, a nie popularnych tam czterokołowcach. Problemem jest jednak brak infrastruktury. Z Koszalina do Mielna cyklista dotrze drogą rowerową, do Kołobrzegu też, ale w wielu innych miejscach infrastruktury brakuje, a odległości są przecież bardzo duże.

- To prawda, u nas mamy trasy, ale już do Białogardu trzeba by jechać przez lasy, opłotkami, no i znać dobrze teren - kiwa głową kołobrzeski wiceprezydent.

Najpierw ścieżki, potem stacje

Z zastrzeżeniami Marcina Hyły w dużej mierze zgadza się dr Michał Beim:

- Nikt nie pojedzie na wycieczkę rowerową ruchliwą szosą - ostrzega. - Turysta czy wycieczkowicz  chce rozkoszować się jazdą, przyrodą i widokami, nie martwiąc się przy tym o bezpieczeństwo swoje i swoich dzieci. Najpierw trzeba więc zadbać o sieć dobrej jakości tras, a dopiero potem pomyśleć nad koncepcją wypożyczalni jednośladów. Być może mogłyby one działać na dworcach kolejowych, a może warto byłoby dogadać się z hotelami? - podsuwa pomysł. - Tak czy inaczej rower publiczny to w Polsce trochę fetysz. Jest on może fajną alternatywą w Paryżu, gdzie ludzie mieszkają w niewielkich studiach i nie mają miejsca na trzymanie tam swoich dwóch kółek. Ale na pomorskiej wsi lepiej chyba wydać publiczne pieniądze na tanie rowery dla tamtejszych dzieci. Uczeń mógłby szybko dojechać kilka kilometrów do szkoły zamiast czekać na rzadko kursujące gimbusy. Czy naprawdę warto utrzymywać publiczne jednoślady, które niszczeją na świeżym powietrzu? - zastanawia się.

Tym bardziej, że w miejscach atrakcyjnych turystycznie nie brakuje przecież wypożyczalni komercyjnych.

- Nad brzegiem Dunajca biegnie zamknięta dla samochodów Droga Pienińska - daje przykład Marcin Hyła. - Efekt? W Krościenku nad Dunajcem działają prywatne wypożyczalnie, a do słynnego Czerwonego Klasztoru na Słowacji tysiące turystów dociera właśnie na rowerach. Zamiast więc ładować 10 mln zł w utrzymanie roweru publicznego, lepiej wykorzystać tę kwotę na budowę sensownej infrastruktury i czekać co z tego wyniknie.

- To nie jest tak, że w naszym regionie nie budujemy nowej infrastruktury - zastrzega wiceprezydent Jacek Woźniak. - W dorzeczu Parsęty, m.in. na terenie gmin Karlino i Kołobrzeg, powstało 57 km tras rowerowych, wybudowanych na nasypach dawnej kolejki wąskotorowej.

- Moim zdaniem z roweru regionalnego mogliby korzystać i turyści, i mieszkańcy - uważa poseł Marek Hok. - Turyści głównie w sezonie, który nad Bałtykiem trwa góra cztery miesiące, a mieszkańcy przez resztę roku. Zresztą dziś i tak wielu wczasowiczów przywozi jednoślady na dachach swoich samochodów. Dzięki bezobsługowym wypożyczalniom nie musieliby już się o to martwić - przekonuje.

Rower ponad podziałami

Tym bardziej, że na Pomorzu rzeczywiście nie lekceważy się tras rowerowych.

- W Regionalnym Programie Operacyjnym dla województwa zachodniopomorskiego na lata 2014 - 2020 są przeznaczone pieniądze na budowę ścieżek rowerowych wzdłuż dróg wojewódzkich, a jeżeli samorządy byłyby zainteresowane, to także powiatowych - przyznaje dr Beim. - To najbardziej ambitny program w kraju, bardziej nawet niż w województwie małopolskim - chwali.

- Jak mówiłem, Pomorze to właściwe miejsce na testowanie nowości  - podsumowuje M. Hyła.

Czy to jednak oznacza, że w innych częściach Polski rower regionalny nie miałby szans? Niedawno nowy prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak proponował okolicznym gminom przyłączenie do miasta. Wprawdzie propozycja od razu została z oburzeniem odrzucona, ale może wielkopolskich decydentów zjednoczyłby jednoślad? Tym bardziej, że sam Jaśkowiak jest zagorzałym cyklistą, a wytrawnych turystów rowerowych nie brakuje także i w powiecie.

- Gdyby gminy się porozumiały, to dlaczego nie? - zastanawia się radna powiatowa Grażyna Głowacka, która nie tylko organizuje wycieczki rowerowe w najbliższych okolicach miejscowości Suchy Las, gdzie mieszka, ale także wybrała się  na dwóch kółkach na Węgry, do krajów bałtyckich i do Skandynawii. - Tym bardziej, że w naszej gminie jest dość dobrze utwardzony żółty szlak rowerowy, a tras turystycznych nie brakuje też na południu powiatu, na terenie Wielkopolskiego Parku Narodowego.

Partner - materiał

Najciekawszy sprzęt rowerowy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.