Trasy rowerowe dla rodzin, amatorów i zawodowców: Wokół Kobióra, Żor, Pszczyny

Wielka pętla pszczyńsko-żorska jest wystarczająco długa, by poczuć miłe zmęczenie mięśni i wystarczająco krótka, by powoli przyzwyczajać kości kulszowe do kontaktu z siodełkiem. Pokonałem ją na początku marca, podczas słonecznego dnia, ale już wówczas, mimo braku świeżej zieleni, miała swój urok

Trasa rodzinna - Baza na środku wielkiej polany

Wszystkie warianty tras na południu Górnego Śląska zaczynamy w Kobiórze, sześciotysięcznej wsi na południe od Tychów. Dojazd znakomity - DK1, później skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną i kilkaset metrów dalej jesteśmy w środku miejscowości leżącej na śródleśnej polanie. A te lasy mają swoją historię - należały do dóbr pszczyńskich, czyli były lasami prywatnymi. Ślady tego widać do dziś.

Proponuję zostawić samochód w pobliżu centralnego ronda. Jest tam kilka publicznych parkingów, szczególnie w weekendy nie brakuje tam miejsca. Na rondzie wybieramy drogę wojewódzką nr 928 w kierunku Mikołowa, ale tylko przez kilkaset metrów. Zaraz za wiaduktem nad linią kolejową skręcamy na pierwszym skrzyżowaniu w lewo. To bardzo ostry zjazd, jedziemy w stronę torów kolejowych. W prawo odbija ul. Leśników (można podjechać kawałek, żeby zobaczyć piękną aleję dębów i miejsce, gdzie mieścił się podobóz KL Auschwitz), ale my kierujemy się na południe w stronę mostka na potoku Korzeniec. Znajdziemy tam znaki szlaku niebieskiego, a następnie - zaraz za mostkiem - w prawo skręcamy na szlak zielony. Po 2,7 kilo-metra od początku trasy szlak skręca pod kątem prostym w lewo. Jesteśmy na leśnej drodze o całkiem przyzwoitej nawierzchni. To popularny szlak rowerowy, więc raczej pojedziemy gęsiego.

Na siódmym kilometrze dojeżdżamy do Piasku. Oznacza to pojawienie się asfaltu na ul. Leśnej. To ślepa droga, więc ruch samochodowy jest żaden. Jedziemy wzdłuż linii kolejowej do Bielska-Białej dębową aleją, która jest na szczęście pod ochroną, więc nikt nie wpadnie na pomysł, żeby ją wycinać. Nie ma piękniejszej drogi niż wytyczona starymi drzewami.

Jedziemy ul. Łowiecką za znakami szlaku rowerowego i tą ulicą pokonamy tunelem nową obwodnicę Pszczyny (z jej powodu kilka dębów jednak straciło życie) i wjedziemy do miasta. Stąd już tylko kilometr do pałacowego parku. Wszystkie ścieżki prowadzą do pałacu i rynku, a jadąc na zachód i przekraczając ulicę Żorską, możemy zrobić fakultatywną wycieczkę do zagrody żubrów.

Pszczyna ma wspaniały potencjał turystyczny, bo to jedno z najpiękniejszych miasteczek na Śląsku, pełne zieleni i dobrej architektury. Gdy już nasiąkniemy klimatem, czas udać się z powrotem do Kobióra - za nami 13 kilometrów. Przed nami drugie tyle.

Ruszamy ul. Piastowską do Katowickiej, aż natrafimy na znaki niebieskiego szlaku. Musimy pokonać tory kolejowe, a potem ruchliwą drogę krajową. Korzystamy z sygnalizacji świetlnej, żeby przedostać się na ul. Męczenników Oświęcimskich. Po kilkuset metrach wypatrujemy tabliczki z nazwą ul. Chochółka i skręcamy w lewo. Trzymamy się znaków niebieskich, więc najpierw skręcamy ukosem w prawo, a potem, po 200 metrach, ukosem w lewo. Przed nami idealnie prosta droga z fatalnym, dziurawym asfaltem, ale jednak utwardzona. Będziemy się delikatnie wspinać, potem delikatnie zjeżdżać. Przejedziemy obok oczyszczalni ścieków, wciąż kierując się na północ, równolegle do dwupasmówki DK1.

Przecinamy w poprzek kilka mało ruchliwych dróg asfaltowych, aż po 24 kilometrach od początku podróży skręcamy w lewo, w ul. Ołtuszewskiego. Dotrzemy nią do skrzyżowania z dwupasmówką. Tam ostrożnie przeprowadzamy rowery i kierujemy się za znakami szlaku do centrum Kobióra. W lokalizacji pomocna nam będzie kościelna wieża.

Po prawie 27 kilometrach i pokonaniu około 170 metrów podjazdów i zjazdów docieramy do celu.

Dystans: 27 km

Czas przejazdu: 2,5 godziny

------------------------------------------------------------------------------------

PszczynaPszczyna Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.pl Fot. Dawid Chalimoniuk / AG

Trasa średnia - 44 kilometrów do uroczej Pszczyny

Na trasie z Kobióra przez Pszczynę spędzimy sporo czasu w lesie i zobaczymy kilka okolicznych wiosek, które w ostatnich latach szybko się urbanizują.

Początek, parkowanie i pierwsze dwa kilometry jak w trasie rodzinnej. Różnica jest taka, że nie zjeżdżamy z ul. Leśników, lecz jedziemy wzdłuż wąskich zalewów między drogą a lasem. Wjeżdżamy na aleję dębów, mijając po prawej stronie tablice pamiątkowe filii byłego obozu koncentracyjnego. Na skrzyżowaniu z drogą leśną nie skręcamy za znakami niebieskimi, tylko jedziemy dalej prosto malowniczą drogą przez las.

Na siódmym kilometrze docieramy do ściany lasu. Możemy ominąć wioskę Zgoń, kierując się na polną drogę w lewo zaraz po wyjeździe z lasu, lub przejechać do asfaltowej drogi w Zgoniu i tam znaleźć znaki czerwone. Gdy pojedziemy za nimi w lewo, po kilkuset metrach znów znajdziemy się na trasie naszej wycieczki.

Na 11. kilometrze do czerwonego szlaku dołączą znaki niebieskie. Podróżujemy idealnie prostymi drogami oddziałowymi, uważając na 13. kilometrze, by najpierw ostro skręcić w lewo, a później skierować się na zachód za znakami niebieskimi.

Pojawienie się domów oznaczać będzie, że zbliżamy się do Suszca. Wkrótce znajdziemy się na ul. Szkolnej. Po 17,4 kilometra od startu skręcamy w lewo, w ul. Świętego Jana. Po kilkuset metrach pokonujemy linię kolejową i docieramy do ul. Pszczyńskiej. W weekendy tą drogą wojewódzką ruch jest dość umiarkowany, więc możemy bezpiecznie dotrzeć nią do samej Pszczyny. Ten odcinek - dobrego asfaltu i łagodnych zjazdów i podjazdów - zabierze nam mniej niż pół godziny jazdy. Po 10 kilometrach docieramy do ronda na wjeździe do miasta.

Skręcamy w prawo i po kilkuset metrach widzimy duży parking przed Zagrodą Pokazową Żubrów. Po drugiej stronie ulicy - naprzeciwko drogi do zagrody - jest wjazd do parku pałacowego. Parkową aleją docieramy do pałacu, jadąc przez jedno z piękniejszych założeń parkowych na południu Polski.

Pszczyński rynek nie potrzebuje reklamy. Proponuję zrobić mały tour uliczkami wokół starówki. Znajdziemy tam kilkadziesiąt zgrabnych kamieniczek w naprawdę ludzkiej skali. Szkoda, że w naszym regionie jest tak mało tak uroczych miasteczek.

Do Kobióra wracamy, wykorzystując trasę powrotną z wariantu rodzinnego, czyli pokonujemy na światłach DK1, a później prostą, ale zniszczoną drogą asfaltową kierujemy się na północ za znakami niebieskimi.

Wydłużona trasa powinna zająć nam około trzech godzin jazdy plus zwiedzanie. Pokonamy 45 kilometrów i prawie 300 metrów podjazdów.

Dystans: 45 km

Czas przejazdu: 4,5 godziny

------------------------------------------------------------------------------------------

Trasa ekstremalna - Rowerem po Kobiórze, Żorach i Pszczynie

Ruszamy spod ronda w Kobiórze, wiaduktem nad linią kolejową i od razu za nim skręcamy w lewo w stronę składów budowlanych i ul. Leśników - znakomitą aleją dębową. Po lewej mijamy stawy, po prawej pozostałości obozu koncentracyjnego. Wjeżdżamy w las. Zaraz za stawami będzie rozstaj leśnych dróg. Wybieramy drogę w lewo. Spędzimy trzy i pół kilometra na prostym odcinku biegnącym przez mieszany las. Następnie kierujemy się na północ za znakami czerwonymi. Szutrówka powoli będzie zmieniała się w zniszczony asfalt, wkrótce dotrzemy do Zgonia leżącego na śródleśnej polanie. Teren jest tu pełen wykrotów, zagłębień. Malowniczo urozmaicony. Po obu stronach pojawiają się zalewiska wodne. No i dużo starych drzew.

Nie liczcie na litość pędzących aut

Na 11. kilometrze docieramy do niebieskich znaków i kierujemy się za nimi w stronę Woszczyc. Zwykle, jadąc wiślanką, mijamy tę miejscowość bokiem. Ponad drzewami widać tylko kościelne wieże, budynek dworu i motel zamieniony w sklep z używanymi meblami. W takich sytuacjach rower jest lepszym środkiem lokomocji - możemy z bliska obejrzeć zgrabne domki i świetne założenie urbanistyczne tej miejscowości. Do Woszczyc doprowadzą nas zielone znaki szlaku rowerowego, ale można też kierować się po prostu na panoramę miejscowości.

Wiślanka jest poważną barierą dla jakiegokolwiek ruchu poprzecznego. Woszczyce są na wzgórzu, więc zjeżdżamy w okolice byłego motelu i jedziemy w stronę Katowic do pierwszego przejścia dla pieszych. Nie liczcie zbytnio na litość pędzących aut. Trzeba znaleźć dziurę w sznurze samochodów, żeby przedostać się na drugą stronę. Do Palowic możemy dostać się ul. Klonową albo - jeśli nie zgubimy szlaku - ul. Jasionki. W pierwszym przypadku pojedziemy żużlową drogą ostro pod górkę i w dół. Albo łagodniejszym szlakiem za znakami niebieskimi. Jest też opcja asfaltowa - 200 metrów dalej. Ostatecznie wszystkie trzy drogi stykają się w Palowicach.

Tutaj musimy obrać kierunek na Żory. Jedziemy na południe, trzymając się głównej drogi. Można spróbować dotrzeć do miasta, korzystając ze szlaku i leśnej drogi, ale łatwo przeoczyć zjazd na leśną drogę. Poniewczasie zorientowałem się, że to miejsce jest za ostrym łukiem z pozostałościami obiektów kolejowych. Jeśli się zgubicie w tym miejscu, to nic złego - pierwsza w sezonie trasa nie może przebiegać głównie po szutrach i leśnych drogach. W takich miejscach trzeba przyjąć, że wysiłek, jaki trzeba włożyć w poruszanie się rowerem, jest dwukrotnie większy niż po asfalcie. Po prostu trzeba asfaltówką dojechać do wiślanki i wzdłuż niej przejechać szerokim poboczem do głównej drogi wjazdowej do miasta. Niestety, czeka nas tam szykana w postaci ścieżki rowerowej poprowadzonej poszerzonym chodnikiem z dziesiątkami obniżeń na zjazdach do posesji.

Prosto do Pszczyny

Żory są miasteczkiem samym w sobie wartym zwiedzenia. Zachowały średniowieczne założenie urbanistyczne i można nawet się domyślić, w którym miejscu miały mury miejskie. Ul. Dworcową dojeżdżamy do ronda, gdzie znów trafiamy na dziwaczne rozwiązanie ze ścieżkami rowerowymi i przejazdami, które mają na celu utrudnienie życia, a nie ułatwienie jazdy. Możemy w tym miejscu podjechać w stronę skrzyżowania z wiślanką, gdzie stoi miedziany budynek Muzeum Ognia, lub od razu skierować się na rynek, który od jakiegoś czasu został ubogacony rzeźbami butów i szczurów oraz instalacjami z blachy kortenowej (nierdzewnej, gdzie brąz nie jest rdzą, lecz patyną).

Z miasta wydostajemy się na południe ul. Jana Pawła II. Na pierwszym skrzyżowaniu z dwujezdniową drogą skręcamy w prawo, potem, po 400 metrach, znów w prawo. Pojedziemy ul. Oślińską, a potem Główną.

Jeśli ktoś lubi długie, łagodne podjazdy i szerokie panoramy, to będzie zachwycony drogą do Pniówka i Pawłowic. Teren w tej okolicy został przekształcony przez górnictwo, choć nie widać tego na pierwszy rzut oka. Na 38. kilometrze docieramy do ulicy, która doprowadzi nas do samej Pszczyny. Jedziemy ul. Świerczewskiego, a potem Pszczyńską, by na światłach przekroczyć wiślankę. Teraz czeka nas kilkanaście kilometrów długiej, równej, asfaltowej, prawie prostej drogi do żubrów, pałacu i najładniejszego na Śląsku rynku. I w weekendy chyba najżywszego - to znaczy pełnego spacerujących ludzi.

Do parku pałacowego wjeżdżamy od strony Zagrody Pokazowej Żubrów. A z miasta wydostajemy się jak w wariancie rodzinnym - czyli w poprzek DK1, a potem drogą obok oczyszczalni ścieków przez las w Studzienicach i do Kobióra. Za nami 72 kilometry. Dopiero. Jeśli mamy dość siły, warto wybrać się do tyskich Paprocan, choćby po to, by obejrzeć odnowione bulwary nad jeziorem autorstwa Roberta Skitka.

PromnicePromnice fot. AG fot. AG

Trasa do Tychów jest banalnie prosta - w Kobiórze trzymamy się ul. Przelotowej, aż natrafimy na starą leśną drogę oznaczoną całą masą kolorów. Skręcamy w prawo i jedziemy przed siebie, aż zobaczymy jezioro, mijając po drodze pałacyk w Promnicach. Nie ma wielkiego znaczenia, z której strony okrążymy Jezioro Paprocańskie. Nie sposób się tam zgubić. Pętla ma osiem kilometrów. Do Kobióra wracamy prostą, starą, leśną drogą. Po 88 kilometrach docieramy do końca podróży.

Dystans: 88 km

Czas przejazdu: 9 godzin

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.