Najtańszy środek transportu
Nie jest to żadna nowość, ani rzecz z którą można dyskutować, po prostu rower jest najtańszym i dzięki temu dla wielu również najlepszym środkiem transportu. Mając czas nieograniczony obowiązkami domowymi czy też zawodowymi, powolność roweru jako środka transportu w ogóle nie powinna nam przeszkadzać. Przez cały nasz kraj da się przejechać rowerem w bardzo spokojnym tempie w ciągu 10 dni. Rower nie potrzebuje skomplikowanych serwisów ani paliwa. Kierujący nim nie płaci za używanie autostrad, parkingów, nie jest narażony na zdjęcie z fotoradaru, więc koszt samej podróży jest właściwie bliski zeru. Jeżeli natomiast chcemy się oddalić od miejsca zamieszkania, a nie mamy czasu lub możliwości na to, by ten dystans pokonać rowerem, zawsze zostaje nam autobus, pociąg albo samochód , którymi to możemy dojechać w dowolne miejsce, gdzie zaczniemy dopiero naszą rowerową podróż.
Sakwy
Wiadomo, im więcej rzeczy zabierzemy ze sobą na wyprawę, tym będziemy bardziej niezależni. Objuczenie roweru przy pomocy kompletu sakw oraz torby na kierownicę, pozwoli nam w naszym klimacie nocować pod namiotem praktycznie od kwietnia do października (sprawdziłem empirycznie), w wielu miejscach praktycznie za darmo. Na polach namiotowych za rower nie trzeba płacić wcale, a tylko za osobę i namiot. Ceny za dobę dla rowerzysty z namiotem zaczynają się więc już od kilkunastu złotych.
Po stronie plusów podróży z sakwami stawiamy tanie noclegi, możliwość rozbicia się w wybranym przez nas miejscu (w którym nie ma zakazu biwakowania) oraz możliwość zabrania przez nas niezliczonej ilości potrzebnych rzeczy, takich jak kuchenka gazowa, jedzenie, sprzęt fotograficzny czy nawigacyjny itp.
Największym minusem "sakwowej" turystyki jest na pewno ciężar roweru objuczonego całym dobytkiem. Ciężar z którym musimy walczyć na podjazdach, ciężar, który uniemożliwia szybkie i zwinne poruszanie się po trudnym terenie, ciężar, który wysysa z nas siły i sprawia, że wybieramy drogę wokół góry, a nie przez jej szczyt. Kolejną sprawą jest to, że im więcej rzeczy mamy przy sobie, tym łatwiej coś możemy zgubić i bardziej musimy się skupić na ich pilnowaniu. Nie zostawimy solidnie przypiętego roweru nawet na chwilę bez nadzoru, ryzykując utratę dość sporego dobytku.
Alternatywa - plecak
Jeżeli nie decydujemy się na jazdę z sakwami czy to z braku bagażników, niechęci do objuczania roweru lub też jakichkolwiek innych powodów, możemy wybrać się w podróż z plecakiem. Ważne jest jednak, żeby plecak był typowo rowerowy, z systemem przewietrzania pleców.
system przewietrzania pleców w plecaku rowerowym fot. discoverydream.com
fot. discoverydream.com
Nie wyobrażam sobie jazdy rowerem (nie tylko w upalny dzień) z worem z poliestru przyklejonym do pleców. Dobry plecak, mający system przewietrzania pleców oraz wygodne szerokie szelki, wyposażony w elementy odblaskowe, dziesiątki podręcznych kieszeni sortujących nasz bagaż, z miejscem na mapy oraz wyposażony w przeciwdeszczowy pokrowiec, jest przyjacielem rowerzysty. Tylko od nas samych zależy czym go obładujemy i czy zamiast nam pomagać, nie zacznie przeszkadzać w jeździe.
Z doświadczenia przejechanych tysięcy kilometrów z plecakiem właśnie, mogę powiedzieć, że nie ma co oszczędzać przy jego zakupie. Plecak powinien pasować nam w każdym calu, być wygodnym, niezawodnym i funkcjonalnym narzędziem do wożenia naszego całego dobytku. Powinien mieć też możliwość doczepienia do niego kasku dzięki zewnętrznym paskom. Nie ma sensu kupować wielkiego plecaka, którego pojemność znacznie przekracza 30 litrów. Wg mnie to jest właśnie granica optymalnej pojemności rowerowego plecaka. W 30 litrowy plecak jestem w stanie mądrze się zapakować na kilkudniowy wyjazd w zmiennych warunkach, a jego ograniczona pojemność tylko pomaga w selekcji rzeczy całkowicie i bezapelacyjnie niezbędnych .
Co zabrać ze sobą?
Jeżeli nie chcemy przeciążyć kręgosłupa , musimy ograniczyć się do najpotrzebniejszych tylko rzeczy. Do plecaka zabieramy szczotkę do zębów (niektórzy skracają ją przez ucięcie uchwytu, ja jeszcze nigdy nie wykonałem tak drastycznego ruchu), cywilne ubranie na zmianę, dwa komplety bielizny, rowerową przeciwdeszczówkę, rowerową odzież na niskie temperatury, niezbędne kosmetyki w malutkich "samolotowych" buteleczkach, chusteczki higieniczne, środek odstraszający komary, apteczkę, gaz pieprzowy, dwie zapasowe dętki , komplet klocków hamulcowych (niezbędne przy połączeniu hamulców tarczowych i górskich zjazdów) pompkę, smar do łańcucha, podstawowe narzędzia rowerowe i koniecznie... śpiwór.
co zabrać ze sobą fot. discoverydream.com
fot. discoverydream.com
Dlaczego akurat śpiwór, skoro biorąc tylko plecak rezygnujemy z nocowania pod gołym niebem? Otóż właściciele kwater nie chcą często wynajmować pokoju "tylko na jedną noc". Niechęć swoją argumentują niezaprzeczalną potrzebą prania pościeli - która to czynność wg nich nie opłaci się im, gdy zapłacimy tylko za jeden nocleg. Rozwiązaniem jest wożony ze sobą śpiwór, który po zwinięciu zajmuje mniej miejsca, niż litrowy słoik ogórków. Śpiwór nie musi być ciepły, wystarczy lekki, letni model z komfortową temperaturą zewnętrzną 15 stopni. W końcu nocować będziemy pod dachem. Jeżeli swoją wycieczkę odbywać będziemy poza sezonem - mamy sprawę ułatwioną - gospodarz na pewno nie odmówi nam noclegu i to jeszcze w promocyjnej cenie, gdy dowie się, że nie będzie musiał nam nawet wydawać pościeli. W sezonie urlopowym jednak czasem trzeba się naszukać noclegu, ale nigdy nie zdarzyło mi się błądzić po nocy czy spać ostatecznie pod drzewem. Po prostu rozglądanie się za noclegiem należy zacząć odpowiednio wcześnie, biorąc pod uwagę "turystyczność" miejscowości w której będziemy chcieli się zatrzymać.
Plus 10 do mobilności
Podróżowanie z samym plecakiem sprawia z jednej strony, że koszt naszej wycieczki wzrasta, ale też zwiększa się nasza mobilność. Sam rower i plecak dają praktycznie nieograniczone możliwości eksplorowania terenów wokół nas. Jeżdżąc w ten sposób po Beskidzie Śląskim, nie musiałem ograniczać się tylko do płaskich rejonów i równych dróg, a spokojnie mogłem zapuszczać się w górską dzicz. Bez problemu mogłem mozolnie wspinać się kilka godzin rowerowym, a wiele też kilometrów - pieszym szlakiem, po to, aby po kilku kolejnych godzinach jazdy górskimi szczytami zjechać po drugiej stronie górskiego pasma.
zjazd w słabych warunkach pogodowych fot. MB
fot. MB
Nie byłem zobligowany do powrotu w określone miejsce. Sam wyznaczałem sobie dzienny cel i do niego dążyłem. Nie zawsze się to udawało, po kilkunastu godzinach w siodełku czasem po prostu odcinało mi prąd, ale nic się przecież złego nie działo, po prostu zjeżdżałem do najbliższej miejscowości i rozglądałem się za noclegiem.
Jaki rower?
Zdecydowanie do wycieczek z plecakiem najlepiej nadaje się najpopularniejszy chyba w Polsce typ rowerów, czyli rower górski. Rower mtb typu hardtail, wyposażony tylko w przedni amortyzator pozwoli zarówno na pokonywanie trudnych podjazdów, jak i na karkołomne zjazdy. Wiadomo, tylny amortyzator przydaje się głównie na zjazdach, więc rowery typu full znajdą zwolenników szybkiej jazdy w dół zbocza i mozolnego pięcia się w górę czyli co raz popularniejszego enduro. Pamiętajmy jednak, że tylny amortyzator podnosi ciężar, cenę i zwiększa możliwość awarii roweru.
po wydmach z plecakiem fot. PP
fot. PP
Rower mtb, którym będziemy zjeżdżać z utartych szlaków i będziemy eksplorować także szlaki piesze, czy ostępy leśne, powinien być wyposażony w hamulce tarczowe, najlepiej hydrauliczne. Hamulce te są nieocenione przy górskich zjazdach, w najgorszych nawet warunkach, zapewniając optymalną dozowalność i siłę hamowania. Na jednym z górskich wyjazdów porównywaliśmy z kolegą dwa rodzaje hamulców tarczowych. Jego mechaniczne nie zapewniały odpowiedniej dozowalności i podczas poruszania się w dół błotnisto-kamienistego szlaku pieszego blokowały często tylne koło sprawiając, że rower nie podążał dokładnie tą drogą, którą powinien. Moje proste, hydrauliczne hamulce, zapewniały trakcję w najtrudniejszych warunkach. Uprzedzam, że nie była to kwestia opon, gdyż moje zużyte "szwalbiaki" zapewniały gorszą przyczepność niż "kontynenty" kolegi.
Przy podróżowaniu rowerem pod górę niewymierną korzyść stanowi stałe połączenie pedałów z butami rowerzysty . Ta dodatkowa moc, którą możemy wygenerować ciągnąc nogę do góry sprawia, że podjazd jest płynniejszy i generuje mniej problemów. W długodystansowych wycieczkach te dodatkowe, wg badań nad techniką pedałowania, 20% siły są naprawdę nieocenione. Kolejną rzeczą jest stabilne połączenie nogi z pedałem, które nie pozwala ześlizgnąć się butom nawet w najgorszych warunkach pogodowo-terenowych.
Oczywiście, jeżeli z naszym plecakiem będziemy wybierać się w wycieczki po lekkim terenie lub też po ubitych szlakach rowerowych, sprawdzi się praktycznie każdy typ roweru, a jego wyposażenie w taki czy inny osprzęt nie będzie miało praktycznie znaczenia. Jednakże w wyprawie z plecakiem chodzi o nieograniczoną możliwość jazdy wszędzie, szkoda więc ograniczać się sprzętowo do samych asfaltów, ubitych szlaków czy dróg.
Pętla na mapie
Jedyną rzeczą którą musimy zaplanować to czas jaki mamy na pokonanie z grubsza naniesionej na mapie pętli. Punktem z którego ruszamy, a jednocześnie punktem docelowym jest nasz dom lub stacja kolejowa, autobusowa albo też zaparkowany samochód. Wyznaczamy więc pętlę o długości dostosowanej do czasu jaki trwa wyjazd. Pamiętać musimy, że planowanie drogi rowerem różni się znacznie od planowania podróży samochodowej. Wybierać należy drogi boczne, mało uczęszczane, unikać dróg krajowych, gdzie podróżowanie poboczem jest niebezpieczne i nie ma nic wspólnego z przyjemnością. Należy oczywiście mierzyć też siły na zamiary w planowaniu dziennego dystansu, a co za tym idzie całej pętli. Kilometry pokonane pod górę, w terenie i po szlaku pieszym liczą się chyba poczwórnie w porównaniu do tych kilometrów w miarę równych i płaskich. Skąd ten przelicznik? Otóż nigdy nie udało mi się w najtrudniejszych górskich warunkach przejechać w ciągu dnia więcej niż 50 km, za to po mazurskich czy mazowieckich asfaltach i szutrach dzienny dystans często dochodził do 200 km.
Jeżeli naszym jedynym środkiem lokomocji jest rower i nie korzystamy z silnikowej zmiany lokalizacji, warto mieć świadomość, że z każdego miejsca w Polsce da się wrócić do domu w ciągu kilku dni. Awaryjny powrót przy pomocy autostopu, pociągu czy autobusu zajmie w zależności od odległości kilka, bądź też kilkanaście godzin.
Róża wiatrów
Innym sposobem plecakowej podróży jest system kierunków świata. Jak to wygląda w praktyce? Obieramy sobie bazę z której codziennie startujemy i do której codziennie wracamy. Eksplorujemy okolice za każdym razem w innym kierunku świata, lub też w naszym ulubionym, jeśli okoliczne atrakcje rowerowe skumulowane są w jednym miejscu. Dzienny wyjazd trwa maksymalnie kilkanaście godzin, zatem nasz plecak może być dużo lżejszy.
System ten zatem pozwala nam na jeszcze większe i bardziej wyczerpujące wyzwania, jednak w określonych ramach czasowych. Jest to opcja dla wszystkich tych, którzy nie lubią zostawiać za plecami niezbadanych ścieżek. Po wyczerpaniu wszystkich możliwych tras w okolicy przenosimy naszą bazę poza zasięg dotychczasowych wycieczek i zaczynamy zabawę od nowa. Czynność tę powtarzamy dopóki mamy na nią fundusze lub czas. Wg takiej właśnie recepty zwiedzałem w kwietniu tego roku Sudety . Naprawdę polecam. I Sudety i ten sposób wycieczek.
Porozmawiaj na forum: Sakwy czy plecak?