Składam swój indywidualizm na ołtarzu zbiorowego komunikacyjnego dobra

Rozmowa z Michałem Zygmuntem, pisarzem.

Agata Kowalska: Czy na nasze spotkanie przyjechałeś na rowerze?

Michał Zygmunt*: Nie, nie. Właśnie niedawno ukradziono mi rower. A był to urodzinowy prezent od przyjaciół. Tu, gdzie teraz siedzimy, zorganizowali dla mnie przyjęcie - niespodziankę i dostałem piękny rower wraz z bardzo dobrym zapięciem. To był naprawdę drogi sprzęt - w końcu zrzucało się na niego kilkanaście porządnie zarabiających osób (śmiech). Składany specjalnie dla mnie z dobrych i drogich części. Pojeździłem nim kilka dni po Warszawie, potem pojechałem do Wrocławia i tam, pod jedną z galerii handlowych po prostu zniknął.

Mimo że był przypięty tym super zapięciem?

- Mimo tego. Niestety, moje rodzinne miasto ostatnio nie staje na wysokości zadania.

A swoją drogą, jaki to był rower?

- Ja się kompletnie na tym nie znam, ale to był normalny, wygodny miejski rower z przerzutkami. Miał nawet specjalne siodełko dla mężczyzn chroniące prostatę. I był bardzo kolorowy. Nie podam szczegółów, bo się po prostu nigdy tym nie zajmowałem.

Wygląda na to, że złodziej poznał się na tym rowerze?

- Oczywiście, że się poznał. Tam, gdzie zaparkowałem, stało mnóstwo rowerów, a brakowało tylko mojego. Podejrzewam, że jeszcze tego samego dnia znalazł się w jakimś garażu, rozłożony i przygotowany do sprzedaży.

Czy planujesz kupić teraz kolejny rower? I może niekoniecznie taki drogi, co?

- Tak, teraz to na pewno będzie jakiś używany rower, absolutnie najprostszy. Taki, że gdy go ukradną, to nie będę się irytował. A zresztą po co mieliby taki rower ukraść? Takie jest moje założenie.

Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś jedną z niewielu osób w Polsce, które piszą książki i jeżdżą na rowerze?

- Nie, nigdy się nad tym nie zastanawiałem... A skąd Ty w ogóle wiesz, że ja jeżdżę? Chyba nigdy się do tego publicznie nie przyznawałem. (śmiech)

Nie przyznawałeś się?

- To tak jakbym miał się przyznawać do jeżdżenia tramwajem. Nie myślę o tym, po prostu jeżdżę. Tramwajem. Albo rowerem.

A jak wygląda to Twoje jeżdżenie? Porównujesz rower do tramwaju - czy to znaczy, że rower to Twój codzienny środek transportu?

- To porównanie miało tylko pokazać powszedniość czynności. A ja w ogóle nie traktuję roweru jako środka transportu. Jeśli mam gdzieś jechać, coś załatwić, wpaść do knajpy, to korzystam z komunikacji miejskiej. Nie mam i w ogóle nie używam samochodu.

To do czego Ci służy rower?

- Do rekreacji i zdrowia. Rower traktuję jak bieganie. Biegam codziennie i tak samo było z rowerem. Oczywiście, dopóki go miałem (śmiech). Około 18.00 robiłem sobie przerwę w pracy, wynosiłem rower, jechałem do parku, objeżdżałem kawałek miasta i wracałem. To było zawsze tylko jeżdżenie dla jeżdżenia, nie do jakiegoś celu. Głównie dlatego, że bałem się, że mi ten rower ukradną, co się oczywiście w końcu stało. (śmiech ) Bałem się też, że nie znajdę właściwego miejsca, by zaparkować, że zmieni się pogoda, zrobi się bardzo zimno i będę miał kłopot z powrotem.

Zimą zresztą też nie jeżdżę. Nie jestem w stanie wtedy wsiąść na rower. W ogóle nienawidzę zimy; w tym roku udało mi się uciec z Polski i przeczekać zimę w Portugalii. Wreszcie w pełni wykorzystałem zalety wolnego zawodu.

W redakcji polskanarowery.pl doszliśmy do wniosku, że rower ma jedną zasadniczą wadę. Nie można sobie w trakcie jazdy poczytać.

- Zdecydowanie nie.

No właśnie, to wiemy. A jak jest z Twoim czytaniem? Piszesz, ale również dużo czytasz?

- Bardzo dużo. Czytam dla przyjemności i czytam służbowo, bo również piszę teksty o literaturze.

Czy osoba, z którą mógłbyś się zakolegować musi czytać, ewentualnie pisać i jeszcze do tego jeździć na rowerze?

- Rzeczywiście osoby z którymi się przyjaźnię są czytające. To chyba naturalne, że jako osoby dorosłe dobieramy sobie grupy towarzyskie z podobnymi do nas zainteresowaniami i intelektem.

Czy podobnie jest z rowerem? Tzn. czy identyfikujesz się z tymi, którzy też jeżdżą na rowerach? A może traktujesz rower jako coś bardzo indywidualnego?

- Ja w ogóle mam problem z przynależnością do jakichkolwiek społeczności. Teraz siedzimy i rozmawiamy w Krytyce, ja wydaję w Krytyce, identyfikuję się z poglądami Krytyki, ale to nie znaczy, że moja lewicowość to dokładnie to, co jest aktualnie w agendzie Krytyki czy programie SLD. Od liceum i czasów subkultur mam problem z utożsamieniem się z grupą. Wiem, że działają grupy organizujące Masy Krytyczne, że istnieje prężne ostatnio środowisko ostrokołowców, ale dla mnie rower to wciąż narzędzie służące wyłącznie do rekreacji.

A jeśli któryś ze znajomych jeździ na rowerze, to tym lepiej! To oznacza, że albo stara się dbać o siebie i o swoje zdrowie, co jest zawsze godne polecenia, albo oznacza to jakiś rodzaj świadomości ekologicznej. Bo jeśli jedziemy gdzieś rowerem, to znaczy że nie jedziemy tam samochodem. Ja sam jestem przeciwnikiem komunikacji samochodowej.

Na czym konkretnie polega ta Twoja niechęć do samochodów?

- Po pierwsze, nie widzę sensu w jeżdżeniu samochodem, skoro mieszkam w mieście, gdzie funkcjonuje publiczna komunikacja. Zwłaszcza ta w Warszawie jest naprawdę dobra. Po drugie, nie lubię podróży samochodowych, wiążą się one dla mnie z większym niebezpieczeństwem i są po prostu nieprzyjemne. Po trzecie, jest to kwestia polityczna. W Polsce wymusza się używanie samochodu, likwidując połączenia kolejowe. W ich miejsce pojawiają się busy, tak jest na przykład na trasie Warszawa - Lublin czy Wrocław - Wałbrzych. Tam od razu jest więcej wypadków. A w samym mieście mniej samochodów oznacza czystsze powietrze, większy komfort życia, szybsze przemieszczanie się komunikacją miejską nie blokowaną przez korki.

Wiele osób broniących samochodów mówi, że uwielbia ten stan niezależności, to, że auto jest ich osobistą przestrzenią, oddzieloną od wszystkich innych, i to niezależnie dokąd w tym momencie jadą. Jak to możliwe, że Ty nie lubiąc przynależności jednocześnie tak bardzo cenisz komunikację miejską? Przecież w tym tramwaju musisz dzielić się miejscem z tłumem pasażerów?

Istnieje różnica pomiędzy indywidualizmem a egoizmem. Dla mnie taki pogląd o "własnej przestrzeni" w samochodzie to przejaw egoizmu. Przecież ten pojazd zajmuje 1/3 miejsca wymaganego do przewiezienia 60 pasażerów w autobusie. Mogę spokojnie złożyć swój indywidualizm na ołtarzu zbiorowego komunikacyjnego dobra.

Poza tym nie lubię nadmiernego wydawania pieniędzy. Zamiast wydawać kilkaset złotych na benzynę i drugie kilkaset na ubezpieczenie (plus koszt samochodu), wolę wydawać 78 złotych miesięcznie na bilet.

Rozumiem natomiast ludzi z podmiejskich dzielnic, do których póki co nie dociera publiczna komunikacja, którzy muszą na przykład zawieźć dzieci do przedszkola. Rozumiem, że w takiej sytuacji korzystają z samochodu. Rzecz w tym, żeby to tacy ludzie jeździli samochodem, a nie ci mieszkający w centrum miasta.

Mieszkałeś w wielu różnych miastach, również poza Polską. Miałeś tam jakieś rowerowe doświadczenia?

- Tak, pracowałem na rowerze mieszkając w Amsterdamie. Na studiach zrobiłem sobie tak zwany "gap year", tylko że wtedy to się tak nie nazywało. Wtedy to było zawalenie z premedytacją egzaminów poprawkowych. (śmiech) Pojechałem na dwa tygodnie do znajomej do Amsterdamu, a że z 2 tygodni zrobiły się 2 miesiące, musiałem w tym czasie trochę popracować. Jedyna praca, jaką mogłem dostać bez znajomości holenderskiego, to było rozwożenie pizzy - oczywiście na rowerze. Tam ścieżek rowerowych jest od cholery, a na dodatek ludzie zamawiają zwykle jedzenie w swojej lokalnej pizzerii, więc to nie były długie trasy. I tak sobie jeździłem rowerem przez cały dzień. To było strasznie przyjemne.

I z tego Amsterdamu wróciłeś do...

- Londynu. Tam mieszkałem przez 10 miesięcy i w ogóle nie miałem do czynienia z rowerem. Jeździłem metrem, miałem dość daleko do pracy. Zresztą Londyn to nie jest miasto przyjazne rowerzystom.

Czy wyobrażasz sobie, że mógłbyś robić to, co robisz, czyli pisać, redagować, czytać i nie uprawiać żadnego sportu?

- To by było trudne. Na pewno przybywałyby mi kolejne fałdki tłuszczu. Poza tym to byłaby fatalna sprawa dla mojej higieny psychicznej. Pracuję jako free lancer, a to stresujący sposób zarabiania; te przesuwające się terminy płatności, niepewność zarobku. Ja naprawdę muszę mieć gdzie odreagować. Stąd to bieganie i rower. Na dodatek niedawno rzuciłem palenie. Skoro zlikwidowałem swój system nagród związany z papierosami, to tym bardziej muszę dostarczać sobie endorfin poprzez wysiłek fizyczny. Alternatywą byłoby żarcie ptasiego mleczka. To już lepiej pobiegać.

Na rowerze wolisz jeździć sam czy w grupie?

- Zdecydowanie sam. Jest jeden sport zespołowy, który lubię i to jest piłka nożna. Ale rower i bieganie to dla mnie okazja, by pobyć z samym sobą. Jestem skupiony na tym ruchu, mogę wyciszyć resztę myśli. Druga osoba oznaczałaby to wrażenie przymusu rozmowy, musiałbym dostosować się do jej tempa. A to jest czas dla mnie. Układam wtedy plany, wymyślam tematy, podziwiam widoczki...

A miałem straszny problem, żeby się nauczyć jeździć na rowerze. Jako dziecko bardzo długo jeździłem z doczepionymi kółeczkami. Nie pamiętam, do którego roku życia to trwało, ale strasznie długo w porównaniu z kolegami z bramy. To był obciach nie umieć jeździć bez dodatkowych kółek.

Aż w końcu mój ojciec się wkurzył, odczepił te kółka, wsadził drąg i zaczął za mną biegać. Nawet nie wiedziałem, kiedy ten kij puścił. I już umiałem jeździć na rowerze. Zaraz potem dostałem nowy rower. To były zielone Wigry 3.

A co się tym zielonym rowerem stało?

- Jest. Stoi nadal w domu moich rodziców.

To może to byłby Twój nowy rower?

- Wiesz co, to jest pomysł. Tylko czy ja nie będę głupio wyglądał? Kiedyś ten rower wydawał mi się ogromny. A przecież on jest taki mały.

Rozmawiała Agata Kowalska , wywiad przeprowadzany był w siedzibie Krytyki Politycznej w Warszawie

Michał Zygmunt - jako dziennikarz telewizyjny pracował dla wrocławskiego TVP i Polsatu. Publikował m. in. w magazynie "Laif", "DIK Fagazine", "Wprost", "Krytyce Politycznej", oraz w literackiej prasie norweskiej i amerykańskiej . W roku 2002 z ramienia happeningowego komitetu "Gwiazdy we Włosach" kandydował na urząd Prezydenta Wrocławia. Autor powieści "New Romantic" (2007) i "Lata walk ulicznych" (2011), współautor antologii prozatorskiej "Wolałbym nie" (2009), zbioru esejów "Kino polskie 1989-2009. Historia Krytyczna" (2010) i przewodnika "Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej" (2011)

POKAŻ JAK JEŹDZISZ - W ALBUMIE POLSKA NA ROWERY ( więcej informacji tutaj ) :

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.