Po pierwsze, to z lenistwa. Nigdy nie miałem dobrej pamięci do tych skomplikowanych sposobów na dobrnięcie do ustawień i zmianę godziny. Szukać instrukcji obsługi też mi się nie chce. W dodatku żeby tą robotę wykonywać dwa razy w roku? Brrrr...
Po drugie, to z przekory. Dla mnie na rowerze zawsze trwa lato. Zawsze jedzie się miło, przyjemnie i pozytywnie. Zawsze jest ciepło, zielono i wesoło. I o tym też przypomina zimą mój licznik.
Po trzecie, śpieszący się o godzinę zegarek w liczniku to niezły motywator do żwawszej jazdy. O, już tak późno? Rany Boskie! A później dojeżdżam znacznie przed czasem. Dzięki temu mam czas na spokojne wypicie herbaty, czy inne rytualne czynności przed pracą.
Wy natomiast nie zapomnijcie zmienić godziny w liczniku na letnią - to już dzisiaj w nocy! Jazdy "na czasie zimowym" nie polecam. Nie dość, że można się spóźnić o godzinę do pracy (tego nie wytłumaczy się zwykłym złapaniem gumy), to jeszcze w dodatku ten czas jest szary i mało pozytywny.
Rafał Muszczynko