Z dziennika rowerzysty miejskiego: Aria na strunie G

Każdy ma swoje ulubione utwory, których słucha jeżdżąc na rowerze. Czasem jednak rowerzystę dopada melodia, która kompletnie zmienia sytuację na drodze.

Środa, ranek, jazda do pracy. Aria na strunie G (w wykonaniu Nigella Kennedy'ego z English Chamber Orchestra) włączyła mi się w momencie, w którym uciekałem na równorzędnym skrzyżowaniu, jadąc zgodnie z przepisami, przed trzema potencjalnymi mordercami w samochodach. Posłuchajcie (wykonanie nieco inne):

August Wilhelmj, przerabiając arię z Uwertury D-dur Bacha, tak by można było ją zagrać na jednej strunie, nie przypuszczał, że być może uratuje mi życie. Zamiast bowiem jechać dalej nabuzowany agresją wobec samochodów i kierowców, dosłownie w jednej chwili się uspokoiłem i dojechałem do celu elegancko i spokojnie. A co najważniejsze - bezpiecznie.

Być może należałoby rozważyć obowiązkowe wspólne seanse muzyki klasycznej dla kierowców i rowerzystów (muzyki starannie selekcjonowanej, nie chcielibyśmy kogokolwiek wypuścić na miasto uwerturze do "Wilhelma Tella" , bo przestanie się liczyć z czymkolwiek). To działa!

Bohdan Pękacki

PS. Faktem jest, że Arię na strunie G gra się na pogrzebach, co w kontekście niebezpieczeństw czyhających na miejskiego rowerzystę nie jest dobrym znakiem, ale należy pamiętać że w żaden sposób nie jest to utwór żałobny, a wiele par życzy go sobie także na ślubach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.