Michał Brzozowski: Jak ważny jest dla Pana sport?
Krzysztof Ibisz: Sport jest moją pasją, odkąd pamiętam. To pomysł na życie, na relaks . Pracuję w zawodzie, który jest stresujący, więc każda forma ruchu wpływa na mnie pozytywnie, a staram się ruszać praktycznie codziennie. W czasie wysiłku fizycznego takiego jak jazda na rowerze, czy bieganie - wpadam na najlepsze pomysły, na to kogo zaprosić do moich programów, jak rozwiązać problemy z którymi borykam się na co dzień. Uprawiałem mnóstwo rodzajów różnych sportów, jak na przykład skok wzwyż - byłem zawodnikiem Legii w tej dyscyplinie w liceum. Przeszedłem przez różne sztuki walki takie jak karate, aikido, ju-jitsu, czy boks tajski, gdzie ten ostatni trenowałem jeszcze kilka lat temu. Obecnie staram się godzinę dziennie poświęcić na jakiś rodzaj ruchu.
Uprawia Pan sport dla przyjemności czy dla wyników?
Sport uprawiam amatorsko i tylko dla przyjemności. Nie bardzo interesuje mnie rywalizacja, np. bicie życiówek w maratonach. Uwielbiam bieganie, albo jeżdżenie na rowerze po górach. Biegając, czy jeżdżąc na rowerze można zwiedzać miasto, na warszawskiej Pradze są fantastyczne szlaki, miejsca historyczne, lubię biegać po warszawskich Łazienkach lub w lesie kabackim. Można powiedzieć , że swój sport podpinam pod jakiś cel i to jest to dla mnie jeszcze większą frajdą. Ptaki śpiewają, obserwuję przyrodę , biegnąc podziwiam domy na starym Mokotowie, mijam ludzi, widzę piękny krajobraz, wtedy sport ma dla mnie większy sens. Wiążę to wszystko z naturą a nie z czystą rywalizacją, czyli jest to taki rodzaj sportowej rekreacji. Nie przygotowuję się teraz do żadnych startów w zawodach, więc uprawiam sport tylko dla przyjemności. Chcę wyjść na rower - wychodzę na rower, chcę pobiegać - biegam (jak na przykład dzisiaj). Ostatnio "wkręciłem" się w jazdę na rolkach, które dostałem od rodziny na moje 50te urodziny, mam je w samochodzie i jak mam ochotę to jeżdżę.
Czy można powiedzieć, że sport i zdrowy tryb życia pomógł Panu w karierze?
Tak, zdecydowanie. Realizowanie programów, czy ich prowadzenie to - mimo, że się może i tego nie czuje - ciężka fizyczna praca. To są godziny prób. Podam przykład "Sylwestra". Próby trwają od godziny 10 rano, o 20 próba przeradza się w transmisję, właściwie bez odpoczynku, i trwa to wszystko do drugiej w nocy. Jeżeli jestem w studiu "Tańca z Gwiazdami" to zaczynamy o 8 rano, a wychodzę z nagrania o 23. Poza tym jeszcze rozliczne wyjazdy, wychowanie dwóch synów, inna praca zawodowa (np. gram w spektaklu teatralnym "Randka w ciemno na dwie pary"), to wszystko to spory wysiłek dla organizmu, któremu nie mógłbym sprostać pracując efektywnie i na wysokim poziomie energetycznym - jak to jest w rozrywce, gdybym nie uprawiał sportu i nie prowadził zdrowego stylu życia. Ze spektaklem jeździmy po całym kraju, i wtedy gdy koledzy relaksują się odpoczywając w hotelu, ja zakładam sportowe buty i biegam. Po treningu jestem nakręcony do działania - każdy kto trenuje, wie jak to działa. Nie potrafiłbym żyć bez sportu.
Powiedział Pan, że prowadzi zdrowy styl życia. Co oprócz sportu jeszcze wchodzi w jego skład?
Nie jestem jakoś bardzo sfiksowany na temat diety, ale na pewno uważam na to co jem. W moim domu nie ma soli, masła, a w zamrażarce zawsze są ryby, kupione w małym sklepiku prowadzonym przez dwóch braci pasjonatów ryb. Nie jestem też osobą, która liczy kalorie, ale też staram się nad tym trochę panować. Nie jem produktów przetworzonych, staram się jeść proste rzeczy, czyli generalnie: kasze różnego rodzaju, chude ryby, chude mięso, warzywa, owoce i staram się, żeby posiłki nie były zbyt rzadko. Muszę się też przyznać, że ciągnie mnie w stronę wegetarianizmu, kto wie co będzie za kilka lat.
Jak znajduje Pan czas na trening?
Jeżeli ktoś mówi, że nie ma czasu na trening - na rower, czy codzienne bieganie - wiem że jest to tylko rodzaj wymówki. Na trening zawsze czas się znajdzie, nawet rano, jeżeli odbędzie się on kosztem godziny snu, to i tak warto. Troszkę tak jak napisał profesor Tadeusz Kotarbiński - w traktacie O dobrej robocie : "Jeżeli masz za mało wolnego czasu, weź sobie dodatkowe zajęcia". - i ja trochę tak funkcjonuję. Dorzucam sobie ten sport, mimo że wydaje się, że już nie ma wolnego miejsca w kalendarzu.
Ile ma Pan rowerów?
Mam trzy rowery. Jeden to stary rower górski, który kupiłem 25 lat temu. To był mój pierwszy dobry rower, nie licząc tego, który dostałem na komunię, oraz kolarki którą wygrałem w liceum w konkursie fotograficznym. Tego starego górala trzymam na balkonie i chociaż mu zimą parcieją opony to je zmieniam na wiosnę i nim jeżdżę. Najczęściej po zakupy, bo nie obawiam się go zostawić - wart jest może ze 100 zł. Jeżeli by się z nim coś stało, to trudno - ale oczywiście przypinam go pod sklepem. Drugi rower to jest sprzęt, który właściwie sam złożyłem jakieś 8 lat temu. Rower jest na ramie karbonowej, na dobrym osprzęcie, z pełną amortyzacją. Przyznam się, że popełniłem pewien podstawowy błąd i wykorzystałem do jego budowy za małą ramę, ale cóż, lubię go. Serwisuję go głównie we własnym zakresie . Trzy lata temu spełniłem swoje marzenie i kupiłem rower szosowy. Na aluminiowej ramie, niedrogi - właściwie najtańsza opcja jaka mogła być. Pamiętałem jak mi się świetnie jeździło na tej mojej czerwonej kolarce w liceum. Do mojego nowego roweru kupiłem szosowy system zatrzaskowy SPD. Buty wpięte w rower, szybkość, lekkość jazdy na rowerze szosowym - to jest coś fantastycznego. Jak gdzieś wyjeżdżam na wakacje np., to biorę ze sobą często dwa rowery, wrzucam je na dach i jazda. Czasem jadąc na jakiś występ biorę jeden, który mieści mi się w bagażniku, po to, żeby będąc na miejscu zrobić trening dla przyjemności.
Jeździ Pan komunikacyjnie rowerem?
Generalnie kiedy tylko mogę z samochodu przesiadam się na rower. Jeżeli nie mam wielkiego bagażu, mam dzień uporządkowany i wiem, że wszystko danego dnia będzie się działo w promieniu powiedzmy 15 km, to zamiast samochodu wybieram rower. Gdzie tylko mogę, jeżeli sytuacja pozwala - jeżdżę rowerem, albo korzystam z kombinacji transportu miejskiego i roweru. Dzięki temu jestem w stanie szybko przemieszczać się po mieście. Pod względem jazdy rowerem po mieście w Warszawie jest co raz przyjemniej. Są nowe drogi dla rowerów, parkingi rowerowe z porządnymi stojakami, czy np. w centrach handlowych specjalne boksy, w których można pod okiem ochrony zostawić rower i się o niego nie martwić.
fot. materiały prywatneNa rower w kasku, spodniach z pampersem, ubraniu rowerowym, czy raczej w "cywilnych" ciuchach?
Przyznam, że najwygodniej jednak mi się jeździ w sportowym ubraniu, wiem że dla niektórych to źle wygląda. Ludzie czasem patrzą dziwnie na osoby ubrane w kolarskie ubranie, ale ja się tym w ogóle nie przejmuję. Natomiast jeśli chodzi o kask, to opowiem wczorajsze zdarzenie, w którym można powiedzieć, że uczestniczyłem. Rowerzysta jechał w dół ulicą Świętokrzyską w stronę Tamki, przepięknym, świetnie oznaczonym, pasem rowerowym. Natomiast w stronę Marszałkowskiej jechał kierowca samochodem i chciał skręcić w lewo w ulicę Kubusia Puchatka - wymusił pierwszeństwo na rowerzyście i uderzył go. Wezwałem policję i pogotowie. Na szczęście poza strachem nic wielkiego rowerzyście się nie stało - oprócz do krwi odrapanych rąk. Rowerzysta wpadł na maskę i uderzył w samochód głową - uratował go kask. Poszkodowany rowerzysta stwierdził, że dziwi się, że ludzie jeżdżą bez kasków. A sytuacja wydawała się przecież niemożliwa: piękna pogoda, samochody jadą wolno, oznaczony pas rowerowy - a tu nagle kolizja. Kaski nie są obowiązkowe i bardzo dobrze, bo już wyobrażam sobie nadgorliwych funkcjonariuszy wlepiających mandaty na osiedlowej uliczce za jazdę bez kasku, ale pamiętać należy, że coś złego może stać się w każdej chwili. Trzeba być na to przygotowanym.
A jeszcze a propos tej wczorajszej sytuacji. Kierowca auta zachował się tak jak powinien. Został na miejscu zdarzenia, udzielił pomocy, pomagał rowerzyście we wszystkim, wiedział że jego wina jest ewidentna. Natomiast policjant po przyjeździe na miejsce od razu tak ocenił sytuację: "To wina rowerzysty, bo oni wymuszają pierwszeństwo." Niestety nie wiem jak się skończyła to całe zajście, bo spieszyłem się na spotkanie, ale byłem zdziwiony komentarzem policjanta. Powiedziałem jak było, zostawiłem do siebie numer w razie potrzeby.
Czy mimo wszystko czuje się Pan bezpiecznie na rowerze w mieście?
Podam inny przykład, z kolei z przedwczoraj. Jadę taksówką, jesteśmy na rondzie Jazdy Polskiej. Skręcamy w prawo w stronę ulicy Puławskiej i czekamy aż rowerzyści przejadą po przejeździe dla rowerów. "Pan zobaczy jak oni jeżą - wymuszają pierwszeństwo!" - ze złością wykrzyczał taksówkarz. Był tak agresywny, że aż mnie to zastanowiło... Czemu tak się dzieje, że jest takie złe nastawienie różnych użytkowników drogi? Ostatnio byłem w Berlinie. Tam rowerów jest całe mnóstwo i przyznam się, że po Berlinie nie bałbym się jeździć rowerem. Samochody wolno suną, kierowcy są uważni i czujni, z przyjemnością bym po Berlinie poruszał się rowerem. Po Warszawie natomiast - przyznam, że obawiam się jeździć. Jeżdżę, ale się boję. Mam oczy dookoła głowy, bo styl jazdy kierowców jest bardziej agresywny. Wybieram też uliczki o małym natężeniu ruchu. Na przykład jadąc na zajęcia z angielskiego mam tak opracowaną trasę, że do drogi dla rowerów dojeżdżam samymi małymi uliczkami nadrabiając znacznie dystans. Potem trzymam się już trasy rowerowej. Wolę przejechać bezpieczniej więcej kilometrów niż jechać najkrótszą trasą.
A jak z tematem turystyki rowerowej?
Ten temat jest jeszcze przede mną. Myślę o tym. Marzy mi się wyjazd zagraniczny z moimi synami na rowerach właśnie. Znam ludzi, którzy taką turystykę uprawiają i uważam, że jest to super spawa. Tak jak powiedziałem, cały czas jest to przede mną.
Panie Krzysztofie, jak dobrze wyglądać po czterdziestce?
Hahahaha, chyba po pięćdziesiątce! To się trochę za mną ciągnie. Chciałem napisać książkę pod tytułem - "Jak dobrze się czuć, jak dbać o formę". Tutaj wydawca jednak uparł się, że tytuł powinien brzmieć: "Jak dobrze wyglądać po czterdziestce". Generalnie wyglądem nie jestem zainteresowany, ale dobrym samopoczuciem, dobrą formą i takim fajnym apetytem na życie - to jestem. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby jak najdłużej być użytecznym - dla rodziny, w pracy, dla siebie, żeby po prostu być sprawnym. Utrzymanie sprawności to dla mnie najważniejsza rzecz. Granica wieku bardzo się przesuwa. Jak , będąc chłopakiem , ogladałem pierwszą serię serialu "Czterdziestolatek", to główny bohater był dla mnie starszym panem. Teraz mam 50 lat - czyli 10 więcej i czuję się w bardzo dobrej formie, nie czuję żadnego spadku mocy, czy wyników sportowych. Czuję się jakbym miał lat 25 czy 30. Ta granica wieku się przesuwa i mam wrażenie, że moje pokolenie uzyskało te 10 lat do przodu, a może i więcej dzięki pewnej świadomości - diety, sportu. Kiedy pisałem książkę, to naprawdę, mało kto się ruszał. Kiedyś słyszałem komentarze: "Aaaaaa jak dobrze wyglądać po czterdziestce, nie potrafi się godnie starzeć" itd., ale teraz po tych 7 latach od jej napisania siłownie są pełne i dla każdego ruch, siłownia, rolki, rower czy bieganie jest rzeczą oczywistą. Dzięki modzie na sport myślę, że uratowaliśmy kilka lat naszego życia. I mam też nadzieję, że być może kiedyś mężczyźni będą na tyle dbać o siebie, w znaczeniu sportowym, że być może dojedziemy do tej średniej życia kobiet, która jest o 8 lat wyższa od średniej życia mężczyzn. Także mam nadzieje, że panowie wezmą się do roboty, bo większość chorób wnika z nieuprawiania sportu, złego odżywiania, otyłości, palenia papierosów i złego stylu życia. Więc wszystko w naszych rękach - a przynajmniej te 70%, warto zawalczyć.
Dziękuję bardzo z rozmowę.