Wywiad z Cezarym Zamaną - ikoną polskiego kolarstwa [Cz. 3] Doping w kolarstwie

Frustracja nadludzkimi wynikami średnich zawodników, epizod z kolarstwem górskim przypłacony zdrowiem, meandry dopingowych skandali w kolarstwie szosowym - o tym i o innych rzeczach w trzeciej części wywiadu opowiada Cezary Zamana

Zobacz też: Wywiad [Cz. 1] Początek kariery , [Cz. 2] Ucieczka i powrót do kraju

Michał Brzozowski: Niesamowite wyniki całych drużyn, nadludzie czy...?

Cezary Zamana: Jeszcze za czasów Kelme w czasie wyścigu Tour de France byłem w szoku, gdy zobaczyłem, że sprinterzy zaczęli lepiej ode mnie jeździć po górach. Zastanawiałem się, co się ze mną dzieje. Przecież ci sprinterzy powinni za mną z tyłu jechać, a przychodził podjazd i nawet sprinterzy mnie wyprzedzali pod górę. Wtedy cały czas wydawało mi się, że coś ze mną jest nie tak.

Doping. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale jak teraz na to patrzę, to jest to oczywiste. Niemożliwe było to, żeby sprinter Ludwig, z którym nie raz startowałem jeszcze w amatorach i wiem gdzie jego miejsce było, z tą masą jaką miał, wjeżdżał pod górę przede mną. Był świetny na czas, ale w dużych górach nie miał prawa wjeżdżać przede mną. My byliśmy wszyscy zdezorientowani. Ja miałem z tym problem. Mój największy problem to było to, że co roku zmieniałem drużynę. My, polscy kolarze, byliśmy takimi rodzynkami. Zenek Jaskóła, Spruch, ja, Marek Kulas - każdy z nas jeździł gdzie indziej. Można powiedzieć, że się nigdzie nie zadomowiłem. Dostawałem dobre kontrakty, jak dla mnie, jak na tamte czasy, w porównaniu do innych chłopaków, ale nie wgryzłem się przez to w kulisy kolarstwa szosowego.

I wtedy pojawił się krótki epizod z kolarstwem górskim?

Byłem załamany i po Motoroli wpadłem na pomysł wzięcia się za kolarstwo górskie. Powstała pierwsza w Polsce grupa zawodowa Mróz (pomagałem ją założyć), która oprócz szosy miała też jeździć w MTB. Miałem podpisany kontrakt, żeby jeździć i na szosie i na MTB, ale wiedziałem, że na szosie nie mam czego szukać. Stwierdziłem, że poszukam swojego miejsca na MTB, to była wtedy taka nowa, rodząca się dyscyplina, nowa gałąź kolarstwa. Wszyscy w tej dyscyplinie występowali tak na luzie, nie było takiego ciśnienia jak na szosie. Ale cóż, wziąłem się za coś, do czego w ogóle nie byłem przygotowany, a tylko mi się wydawało, że tak jest. Szybko się to okazało. Pierwszy poważny wyścig, puchar świata i wylądowałem w szpitalu. Złamałem łopatkę.

Czy wprowadzenie paszportu biologicznego oczyściło kolarstwo?

To widać po wynikach badań. Absolutna czystka poszła. Czystka zawodników, którzy pozwalali sobie na rzeczy, które mogli swoimi sposobami ukryć. W tym momencie, dzięki paszportowi, jest to nie do ukrycia. Osoby, które wspomagają się środkami niedozwolonymi nie są w stanie tego ukryć. Zawodników można było kiedyś podzielić na trzy grupy. Tych co w ogóle nie biorą, co było rzadkością - mało ich było. Którzy biorą i są niewykrywalni, oraz tych którzy biorą i wpadają.

A ty do której grupy się zaliczałeś?

Wielu zawodników w ogóle wycofało się z kolarstwa bo wiedzieli co się dzieje. Ja po połamaniu się w 1996 roku na MTB już wiedziałem, że to nie jest moja dziedzina. Wróciłem zatem na szosę i stanąłem przed dylematem - co robić? W kolarstwie panowała taka swego rodzaju atmosfera rozmawiania "o tym". Bardzo szybko człowiek zaczął poszukiwać, pytać się jeden drugiego - gdzie jest ten sekret?? Każdy z zawodników miał swego rodzaju wiedzę na ten temat. Ona była różna, w zależności od tego, od kogo ją dostawał. To była suma informacji, która dochodziła do niego i to były informacje na różnym poziomie. Polskie drużyny stały na przegranej pozycji, bo tak naprawdę wszystkim zaczęli rządzić lekarze. Lekarze, którzy doskonale orientowali się na czym ci kolarze powinni jeździć, aby nie być złapani, a żeby sobie radzili. To byli lekarze, którzy zarabiali bardzo duże pieniądze, a było ich tak naprawdę tylko kilku. Włosi, Hiszpanie, Belgowie. Wcześniej byli to tylko lekarze, którzy pracowali indywidualnie z zawodnikami, natomiast lata 1996-97 - słynna grupa Festina, grupa Gewiss - i od połowy lat 90. ci lekarze byli wynajmowani przez duże grupy kolarskie. Wcześniej kolarze sobie sami organizowali pomoc tego typu - myślę, że to było już w latach 80. Grupa kolarska Once - od początku lat 90. miała swojego lekarza i nie był to lekarz, który im rano mierzył ciśnienie. Był to po prostu proceder.

A jak to było u Ciebie?

Były drużyny, polskie i nie tylko, gdzie tych lekarzy nie było. Zawodnicy zatem opierali się na własnej wiedzy. Mój przypadek był bardzo głupi. Był to preparat na odchudzanie, na spalanie tłuszczu, dostępny na siłowniach. Powodował podniesienie temperatury ciała, łatwiej wchodziło się "na obroty", nie było łaknienia no i oczywiście bardzo łatwo wypalało się tłuszcz. Nie pomagało mi to w osiągnięciu wyników sportowych, ale za to zostawiło ślad w organizmie. Jedna z substancji w tym specyfiku była na liście substancji zabronionych. Dyskwalifikacja była najpierw półroczna, a potem trzymiesięczna, więc to nie był jakiś ciężki środek. Był to po prostu przykład niezorganizowania. Co innego gdybym miał EPO, czy jakieś inne porządne wspomaganie. Moja sytuacja, to był przykład tego jak my wtedy byliśmy nieprzygotowani. Nie chodzi tutaj wcale, żeby mieć lekarza, który przepisywałby nam doping, ale żeby ktoś nas pilnował, żebyśmy przez głupoty nie wpadali. Głupoty, które tak naprawdę za wiele nam nie dają, a krzywdzą - bo są na liście. To były czasy gdzie Włosi, Francuzi, Hiszpanie - absolutnie zdominowali kolarstwo. Armstrong potwierdził, że nie dane mu było wygrywać, bo nie miał tego, co mieli jego koledzy.

Dopingu już nie ma, ale nadal nie jest łatwo...

W tej chwili sport ten jest absolutnie czystszy, ale obciążenia jakim poddawani są kolarze nadal są bardzo wysokie. Bardzo ważna jest odnowa biologiczna - zabiegi którym poddawani są kolarze, po to, by po takim potężnym wysiłku kolarz mógł być gotowy już następnego dnia do kolejnej ciężkiej rywalizacji. W tej chwili po prostu szanse zostały wyrównane, a kolarstwo zostało oczyszczone z najgorszych rzeczy, które w tamtych czasach były. W ciągu 30 lat, w których znam kolarstwo zawodowe - w tej chwili właśnie są najlepsze czasy tego sportu. Wyścig Tour de France miał tę skazę, że ktoś musi wygrać, ktoś musi pokazać jaki jest wspaniały - to Tour de France było tym wyścigiem, który wypromował doping, ale oczywiście był też jednym z pierwszych, który zaczął z tym dopingiem walczyć. c.d.n...

Cezary ZamanaCezary Zamana fot. zbiór prywatny Cezary Zamana - jeden z najbardziej utytułowanych polskich kolarzy, Mistrz Polski, zwycięzca Tour de Pologne.

W ciągu 17 lat zawodowej kariery wielokrotnie startował w najważniejszych światowych wyścigach, takich jak Tour de France czy Wyścig Pokoju. Z dużymi sukcesami ścigał się w amerykańskich grupach zawodowych Motorola i Subaru - Montgomery. W barwach biało-czerwonych jeździł z grupą Mróz, Intel-Action i CCC-Polsat. Wystartował w ponad 2000 wyścigach, w zawodowym peletonie odniósł 47 zwycięstw w tym 4 zwycięstwa w challenge'u na najlepszego kolarza zawodowego.

Po zakończeniu zawodowej kariery w 2005, stworzył największy cykl maratonów rowerowych w Polsce Merida Mazovia MTB Marathon, w którym co roku bierze udział ponad 13 tysięcy uczestników! Ojciec trójki dzieci oraz nauczyciel kolarstwa. Z wielką radością promuje kolarstwo i zdrowy tryb życia.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.