Pasy rowerowe na chodnikach? "Miejsce cyklistów jest na jezdni"

- Pasy dla rowerzystów na jezdni to nie złośliwość wobec kierowców, tylko realny wybór dla mieszkańców miast co do tego, czy chcą poruszać się rowerem czy samochodem. Pasy na chodniku to żadne rozwiązanie - przekonuje Olivier Schneider, wiceprezes Francuskiej Federacji Użytkowników Rowerów.

Zamiast obiecywanych pasów rowerowych opolski ratusz chce, by cykliści jeździli chodnikami, tuż obok pieszych. - Malowanie pasów w centrum to rewolucja. Nikt nie będzie z nich korzystał - przekonuje oficer rowerowy.

Po tym, gdy "Wyborcza" opisała sprawę, w internecie zawrzało.

Rozmowa z aktywistą rowerowym

Piotr Zapotoczny: Opolski ratusz planuje wyznaczyć pasy dla rowerzystów -tyle że nie na jezdni, ale na chodnikach. Łączenie ruchu rowerowego i pieszego to dobre rozwiązanie?

Olivier Schneider*: Dla mnie to ostateczność. Miejsce rowerzysty jest na jezdni. Wyjątkami są strefy piesze w centrum miast, na przykład rynki, i ewentualnie wydzielone pozamiejskie szlaki turystyczne, o ile są odpowiednio szerokie i nie ma wysokiego natężenia ruchu pieszego. Jeśli będziemy łączyć ruch rowerowy z pieszym, to będzie to oznaczało, że nie traktujemy roweru jako poważnego środka transportu. Wbrew intuicji osób, które nigdy nie miały okazji jeździć rowerem w miastach, gdzie większość ruchu rowerowego odbywa się w jezdni (co ma miejsce w większości miast Europy Zachodniej), jazda ulicą jest nie tylko szybsza, ale i bezpieczniejsza. To, że jest szybsza, łatwo zrozumieć. Bez konieczności nieustannego mijania pieszych jedzie się po prostu szybciej. To, że jazda rowerem po jezdni jest bezpieczniejsza niż po chodniku, wynika z wzajemnego obserwowania się przez kierowców i rowerzystów.

Najgroźniejsze dla rowerzystów są skrzyżowania i przejazdy rowerowe, ale jadąc bliżej siebie, jezdnią, kierowcy i cykliści nawzajem siebie widzą, co zmniejsza ryzyko wypadków. Oczywiście, przy arteriach z wysokim natężeniem ruchu, gdy jest na to miejsce, powinna powstać wydzielona droga dla rowerów, ale niezależna od chodnika.

Oficer rowerowy przekonuje, że środowisko opolskich cyklistów jest zbyt małe, by miasto mogło wprowadzać odważne rozwiązania drogowe, ograniczające przestrzeń samochodów na ulicy.

- Ta argumentacja jest rodem z pytań typu: "co było pierwsze: jajko czy kura?". Przecież nie można czekać z wprowadzeniem nowości w nieskończoność. Poza tym jakość infrastruktury ma bezpośredni związek z liczbą rowerzystów. Naiwnością jest więc czekanie, aż cyklistów przybędzie, bo bez odpowiednich warunków, czyli właśnie infrastruktury, ich liczba nie wzrośnie. To chyba oczywiste, że pasy rowerowe nigdy się nie przyjmą, jeżeli nie zaczniemy ich stosować. Nie wierzę w powolne przyzwyczajanie do nowości cyklistów i kierowców. Skuteczniejsza jest moim zdaniem swego rodzaju "terapia szokowa". Tak zrobiono pięć lat temu we Francji, gdzie z dnia na dzień wprowadzono powszechny, dwukierunkowy ruch dla rowerzystów na ulicach jednokierunkowych dla samochodów. Wszyscy w pierwszej chwili łapali się za głowy, także niektórzy zwolennicy jazdy rowerem po mieście. Ostatecznie okazało się, że wbrew powszechnym obawom nie doszło do wypadków. Przeciwnie, sytuacja na drogach poprawiła się, bo nowa sytuacja wymusiła na kierowcach większą ostrożność.

W Opolu pomysł utworzenia pasów dla rowerzystów na chodnikach jest właśnie konsekwencją obawy reakcji kierowców na infrastrukturę dla rowerzystów?

- Stworzenie pasów rowerowych dla rowerzystów na jezdni nie jest działaniem przeciwko kierowcom. Wręcz przeciwnie! Takie rozwiązanie jest korzystne dla wszystkich opolan. Nie chodzi o to bowiem, by dogodzić mniejszości mieszkańców, którzy już poruszają się na rowerach, tylko o to, by wszystkim mieszkańcom Opola dać wybór, stworzyć dostęp do taniej i zdrowej alternatywy do poruszania się na krótkich i średnich dystansach.

Licząc od drzwi do drzwi, rower jest szybszy od samochodu na dystansach dochodzących nawet do pięciu kilometrów. Rozumiem obawy co do tego, że jazda na rowerze w mieście jest niebezpieczna, choć badania tych obaw nie potwierdzają. Co więcej, to brak ruchu jest dla nas niebezpieczny. Brak aktywności fizycznej powoduje nie tylko otyłość i choroby serca, ale również zwiększa ryzyko zachorowania na szereg chorób. Biorąc pod uwagę wszystkie te kwestie, paryscy naukowcy wyliczyli, że ryzyko wypadku jest dwudziestokrotnie niższe niż korzyści zdrowotne z jazdy na rowerze.

Na koniec: o tym, że jazda na rowerze jest tańsza i że nie zanieczyszcza powietrza, nie trzeba już chyba nikogo przekonywać. Dodam, że również dla miasta tańsza do utrzymania jest infrastruktura rowerowa niż drogowa, a i komunikacja zbiorowa nie przynosi raczej zysków. Z tych wszystkich powodów zarówno mieszkańcy, jak i władze Opola mają po prostu interes w tym, by nikogo nie zmuszając do jazdy na rowerze, istniała wiarygodna alternatywa dla indywidualnego transportu samochodowego.

Nie ma się więc czego bać?

- Francuskie powiedzenie mówi: "Nie można zrobić jajecznicy, nie rozbijając jajek". Rozumiem obawy władz i oficera co do pierwszych reakcji kierowców, ale ich nie podzielam. Moim zdaniem powinni uwierzyć, że mieszkańcy bardzo szybko przyswoją nową infrastrukturę, o ile będzie ona tworzyła spójną, funkcjonalną sieć. To znaczy, że nie trzeba eksperymentować z jednym pasem czy jedną śluzą, ale od razu wprowadzić coś większego, funkcjonalnego. Inne francuskie porzekadło mówi: "Niczego nie rób połowicznie, jak już robisz, rób do końca".

* Olivier Schneider jest wiceprezesem Francuskiej Federacji Użytkowników Rowerów (FUB). W Polsce w kilkunastu miastach przeprowadził cykl konferencji pod tytułem "Vélorution" (zbitka francuskich słów oznaczająca rewolucję rowerową) o francuskich przemianach prorowerowych ostatnich lat.

Artykuł pochodzi z opolskiego wydania lokalnego Gazety.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.