Od kilku dni mieszkańcy okolic osiedla nad Jeziorem Długim korzystają z nowego chodnika między ul. Jeziorną a rondem Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. I dziwią się. Projektanci wciskając nową, szeroką ulicę między istniejące zabudowania i resztki zieleni, które udało się tu ocalić, zostawili chodnik szeroki najwyżej na dwa metry, a miejscami zwężający się do zaledwie 115 centymetrów.
Jak tu się więc poruszać? To pytanie zadają sobie mieszkańcy. Na szerszym odcinku piesi będą się musieli dzielić wąskim chodnikiem z rowerzystami, na ten węższy rowerzyści już wstępu mieć nie będą mieli. Żeby dojechać do ul. Jeziornej, muszą skręcić w uliczkę osiedlową i przez osiedle dotrzeć w okolice sklepu Społem.
Niepokój mieszkańców, którzy nas systematycznie informują o postępach prac przy ul. Bałtyckiej, do końca mieszał się jednak z nadzieją. Liczyli, że po drugiej stronie ulic - tej, która teraz ma być przebudowywana - chodnik będzie szerszy i wystarczy na nim miejsca zarówno dla pieszych, jak i dla rowerzystów. Gdy jednak zapytaliśmy o to urzędników, te nadzieje prysły.
Choć stary chodnik po stronie jeziora był szeroki, na nowym, który dopiero powstanie, miejsca dla rowerzystów nie będzie. Jadący rowerem od ronda w kierunku Likus będą musieli skręcić nad Jezioro Długie i skorzystać z tamtejszej promenady. Kilkaset metrów dalej, na skarpie, powstanie stromy podjazd, którym dojadą do ul. Jeziornej. Tam trzeba będzie przejechać ul. Bałtycką na drugą stronę i dalej pojechać do Likus.
Trudno przypuszczać, że wszyscy rowerzyści będą wybierać trasę wymyśloną przez projektantów. Można nawet mieć pewność, że większość będzie korzystać z wąskiego chodnika i przeciskać się między pieszymi. Skąd w takim razie wziął się ten pomysł i dlaczego nie udało się zrobić prawdziwej trasy rowerowej chociaż po jednej stronie nowej ulicy? - Powstanie dróg rowerowych z obu stron ulicy było niemożliwe ze względu na brak miejsca. Musielibyśmy wywłaszczyć część terenów należących do prywatnych właścicieli. To podniosłoby koszt inwestycji, a też mogłoby się spotkać z negatywną oceną mieszkańców, którzy utraciliby część swoich działek - odpowiada jedynie Paweł Pliszka, rzecznik prasowy Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu w Olsztynie.
Mirosław Arczak, oficer rowerowy w olsztyńskim ratuszu przypomina, że od samego początku inwestycji przeciwny był temu rozwiązaniu. - Mówiłem wprost, że zaprojektowanie trasy rowerowej z tak stromym zjazdem nad jeziorem może być bardzo niebezpieczne. Na dodatek słabsi ludzie będą mieli poważny kłopot ze sforsowaniem tego podjazdu, jadąc w drugą stronę, więc będą zsiadać z rowerów. A nie po to buduje się trasy rowerowe, by rowery prowadzić - tłumaczy. - Dlatego proponowałem, żeby dopuścić ruch rowerowy na chodniku [dla pieszych] wzdłuż ulicy po stronie jeziora.
Drogowcy pamiętają o propozycji Arczaka. - Takie rozwiązanie na tym etapie przebudowy ulicy nie jest brane pod uwagę - odpowiada jednak Paweł Pliszka. - Ale sprawa ostatecznej organizacji ruchu nie jest rzeczą przesądzoną, dlatego jesteśmy gotowi rozmawiać na temat alternatywnych rozwiązań.
- To idealnie pokazuje, jakimi przywilejami w Olsztynie cieszą się kierowcy, a jakimi piesi i rowerzyści - komentuje pan Przemysław, który mieszka w okolicy. - Jakim cudem ktoś dopuścił do tego, żeby zbudować w tym miejscu tak wąski chodnik dla pieszych, podczas gdy samochody będą tu miały cztery pasy?
To kolejny przykład na liście projektów realizowanych w mieście, które pomagają kierowcom, ale utrudniają życie innym mieszkańcom. Wystarczy przypomnieć, że przy okazji budowy buspasów część tras rowerowych została zlikwidowana, a rowerzyści muszą dzielić chodnik z pieszymi. Na przebudowywanym odcinku al. Wojska Polskiego rowerzyści muszą dwa razy przejeżdżać ulicę, by ominąć zbyt wąski na krótkim odcinku chodnik. Pisaliśmy też o nowym chodniku przy ul. Bałtyckiej, niedaleko szkoły elektronicznej i "ekonomika". Schody, które tam powstały, na dobre uprzykrzą spacery pieszym.
Artykuł pochodzi z olsztyńskiego wydania lokalnego Gazety.