Konserwatyści przesadzają Brytyjczyków na rowery. A Polska... "20 lat za peletonem"

- Ten rząd chce uczynić jazdę rowerem łatwiejszą i bezpieczniejszą oraz zachęcić do jeżdżenia wiele kolejnych osób - ogłosił w poniedziałek premier David Cameron. Rządzący w Wielkiej Brytanii konserwatyści kontynuują rowerową rewolucję, którą rozpoczęli w Londynie. Teraz rząd centralny chce wydać w ciągu najbliższych dwóch lat 94 mln funtów na poprawę infrastruktury rowerowej w miastach i parkach narodowych.

Uruchomiony w poniedziałek program to największy rowerowy projekt rządu w historii Wielkiej Brytanii. 77 mln funtów w latach 2013-15 trafi do Manchesteru, Leeds, Birmingham, Newcastle, Bristolu, Cambridge, Oksfordu i Norwich, a kolejnych 17 mln do parków narodowych New Forest, Peak District, South Downs i Dartmoor. Pieniądze mają być przeznaczone na budowę nowych przyjaznych i bezpiecznych dróg dla rowerzystów oraz wprowadzanie ułatwień na już istniejących drogach.

Chcemy rozwijać ruch rowerowy w całej Anglii

- Po naszych sukcesach na olimpiadzie, paraolimpiadzie i w Tour de France oczekujemy dalszego rowerowego wzrostu. Nasi sportowcy pokazali, że są wśród najlepszych kolarzy na świecie. Chcemy budować na tej bazie. Przenieść kolarskie sukcesy z aren na drogi, rozpocząć rowerową rewolucję, która usunie bariery dla nowej generacji rowerzystów - mówił premier David Cameron podczas prezentacji programu. - Ten rząd chce uczynić jazdę rowerem łatwiejszą i bezpieczniejszą oraz zachęcić do jeżdżenia wiele kolejnych osób - zaznaczył.

Rządzący Wielką Brytanią chcą, by w ciągu najbliższych kilku lat kraj stał się równie przyjazny rowerzystom jak Niemcy, Dania czy Holandia. Tam doskonała infrastruktura rowerowa istnieje nie tylko w miastach. Gęsta sieć dróg pozwala bezpiecznie jeździć rowerami pomiędzy nimi na terenie całego kraju. Minister transportu Patrick McLoughlin przekonywał: - W ostatnich latach notujemy wzrost liczby rowerzystów w Londynie. Ale ruch rowerowy nie może być ograniczony tylko do stolicy. Dziś pokazujemy, że chcemy go rozwijać też w innych miastach i na terenie całej Anglii.

W ramach wsparcia dla lokalnych władz rząd ograniczy biurokratyczne utrudnienia we wprowadzaniu bezpiecznych dla rowerzystów stref ograniczenia prędkości do 20 mil na godzinę - brytyjskiego odpowiednika znanych w Europie stref Tempo 30.

Zaczęło się w Londynie

 

Rowerową rewolucję w Wielkiej Brytanii rozpoczął władający Londynem od 2008 r. konserwatywny burmistrz Boris Johnson. Sam jest zapalonym rowerzystą - dojeżdża do pracy w garniturze, ale na dwóch kółkach. Z prorowerowych rozwiązań uczynił jeden z głównych punktów swojej politycznej agendy. Po dwóch latach w fotelu burmistrza otworzył publiczną wypożyczalnię rowerów z 570 stacjami i 8 tys. pojazdów, którą londyńczycy nazywają "Boris Bikes", czyli "rowery Borysa". Po kilku wypadkach z udziałem rowerzystów Johnson zapowiedział niedawno przeznaczenie w najbliższych latach aż 913 mln funtów na infrastrukturę rowerową!

To standard, że rządy stawiają na rowery

- To, że rządy centralne chcą rozwijać ruch rowerowy, jest raczej regułą niż wyjątkiem w Unii Europejskiej. Na przykład Czesi politykę rowerową na szczeblu centralnym mają od prawie dziesięciu lat - mówi Marcin Hyła, prezes ogólnopolskiego porozumienia Miasta dla Rowerów. - W Wielkiej Brytanii panuje w tej sprawie ponadpartyjne porozumienie. O inwestycjach w ruch rowerowy w boju o fotel burmistrza Londynu mówił i Boris Johnson z Partii Konserwatywnej i Ken Livingstone z Partii Pracy. W tym roku na największej konferencji o ruchu rowerowym VeloCity było ponad 1400 osób z całego świata, w tym unijny komisarz ds. transportu Siim Kallas. Z Polski przyjechali tylko wiceprezydent Gdańska, tamtejsi urzędnicy i radni, delegacja z Gdyni, dziennikarze Agory i ja. To pokazuje różnice. Świat odjechał nam na rowerze, choć się rozpędzamy w pogodni, to jesteśmy wciąż jakieś 20 lat za peletonem - uważa Marcin Hyła.

Jak gonimy rowerową Europę

Jednym z ostatnich symptomów pogodni za europejską czołówką jest inicjatywa prezydenta Bronisława Komorowskiego. Kilka dni temu skierował on do Sejmu projekt ustawy ułatwiającej budowę ścieżek rowerowych na wałach przeciwpowodziowych. Ma to umożliwić powstanie dróg wzdłuż Wisły, które połączyłyby dla rowerzystów góry z Bałtykiem. Jak mówił prezydent, Wiślana Trasa Rowerowa byłaby "ukoronowaniem tego, co się dzieje w polskim społeczeństwie". - Kiedyś rowerem jechał głównie chłoporobotnik do zakładów imienia Róży Luksemburg w Warszawie. Dziś ogromna większość Polaków traktuje rower głównie jako sposób na aktywny wypoczynek. Do nich adresowana jest ta ustawa - mówił dziennikarzom prezydent Komorowski. Przyznał, że pod względem długości tras rowerowych Polska jest państwem zapóźnionym nie tylko w porównaniu z zachodnią Europą, ale też krajami sąsiednimi, jak Czechy.

- Doceniam inicjatywę prezydenta, ale w Polsce potrzeba budowy centralnych instytucji i strategii promowania i rozwijania ruchu rowerowego. Nie ma np. rządowej instytucji odpowiedzialnej za tę problematykę. To wynika z tego, że rząd od 20 lat nie zajmuje się źle kojarzącą się "inżynierią społeczną", jaką niewątpliwie jest promowanie przesiadki na rowery. Tymczasem w Wielkiej Brytanii tę rowerową rewolucję wspomaga to, że rządzący wiedzą, że gwałtownie przybywa osób z nadwagą i pierwszy raz w historii oczekiwana długość życia najnowszych pokoleń będzie krótsza niż ich rodziców. Dlatego nikt tam nie mówi o kaskach, kamizelkach czy pijanych rowerzystach. Robi się wszystko, by ludność zaczęła się ruszać - opowiada Marcin Hyła.

Artykuł pochodzi z serwisu Wyborcza.pl . Czytaj także tekst na temat trwającego właśnie rowerowego przełomu w Polsce .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.