Dzieci na rowery (i wy też)

Próbowałem dowiedzieć się od swojej niemal sześcioletniej córki, co lubi w jeździe rowerem. Początkowo w ogóle nie rozumiała, o co pytam. Dla niej rower jest oczywistym środkiem transportu. W mroźną, śnieżną zimę sam musiałem ją zniechęcać od wybierania tego środka transportu (ale tylko wówczas, gdy naszą drogę do przedszkola naprawdę pokrywał kopny śnieg). Dlatego pytanie o to, co lubi w rowerze to niemal jak pytanie, czemu lubi oddychać.

O tym, dlaczego dzieci od małego powinny jeździć rowerem (również do szkoły i przedszkola) mogę pisać bardzo długo (i pewnie jeszcze nie raz będę pisał). W wielkim skrócie najważniejsze są trzy rzeczy:

1) Rower uczy samodzielności

Dzieci, jeżdżąc rowerem, uczą się odpowiedzialności i samodzielności. To one same prowadzą swój pojazd, muszą uważać na innych, ale również dostają od nas sygnał, że są duże, że im ufamy, że cieszymy się ich wolnością. Rower wzmacnia pozytywnie.

2) Rower chroni przed otyłością

Dzieci, jeżdżąc codziennie rowerem (w tym w sytuacjach komunikacyjnych, a nie tylko dla przyjemności), przyzwyczajają się do aktywności fizycznej, co zmniejsza późniejsze ryzyko otyłości i różnych innych schorzeń. To fakt. Rower to sposób na to, żeby aktywność fizyczna nie była traktowana jak święto celebrowane w świątyniach siłowni i fitnessclubów, ale (przyjemna) codzienność.

3) Rower uczy i bawi

Dzieci, jeżdżąc rowerem - również w miejscach, gdzie mogą spotkać innych uczestników ruchu, wcześnie i praktycznie uczą się zasad ruchu drogowego, czym zwiększają wydatnie swoje bezpieczeństwo.

Do tego jeszcze należy dodać, że osoby jeżdżące do szkoły na rowerze osiągają lepsze wyniki w nauce od tych, które są dowożone autami. Przynajmniej w Hiszpanii i przynajmniej dziewczyny . Ale to nie jest chyba aż tak istotne.

Bo tak naprawdę najbardziej istotne jest to, że jeżdżenie rowerem sprawia dzieciom frajdę. I chyba - patrząc na dzieci - należy uznać, że jest to frajda jeszcze większa od tej, jaką odczuwamy my, dorośli, czując wolność i wiatr we włosach. A o frajdzie trudno się opowiada, lepiej ją praktykować - rozumiem tu moją córkę.

A kiedy już wsadzimy dziecko na rower, sami również na niego wsiądźmy, by trochę tej frajdy uszczknąć. I by czerpać szczęście z jeszcze jednego źródła - wizji miasta, w którym będziemy żyć, gdy nasze dzieci będą już dorosłe, a my - starzy. Miasta, po którym rowerami i na piechotę będą poruszać się ci wszyscy mali rowerzyści i małe rowerzystki, które widzę dzisiaj jadąc z córką do przedszkola lub na basen. Lub lody. Lub plac zabaw. Lub gdziekolwiek.

Konrad Olgierd Muter

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.