Velo City 2013: 1400 podpitych osób na rowerach

Muszę przyznać się do błędu - pomyliłem sale, nie dotarłem na panel dotyczący jazdy rowerem i alkoholu. Nic straconego - temat przetestowałem praktycznie jeszcze tego samego wieczoru.

Dla praworządnego polaka, a zwłaszcza policjanta, wyjazd za granicę może być prawdziwym szokiem . Wcześniej czy później podczas konferencji, spotkań oficjalnych lub kuluarowych z pewnością pojawi się temat alkoholu. A wtedy cały świat bez mrugnięcia okiem robi dokładnie coś odwrotnego niż zdezorientowani Polacy.

Velo City nie różni się pod tym względem od innych konferencji i spotkań na świecie. Witano nas kieliszkiem szampana. Do obiadu każdego dnia można było wybrać jeden z dwóch rodzajów win lub piwo. Ale dopiero bankiet zapoznawczy, który odbywał się drugiego dnia konferencji mentalnie rzucił mną o ziemię.

Wyobraźcie sobie, że tysiąc czterystu uczestnikom konferencji, ludziom z całego świata i różnych kultur (w tym różnych kultur picia), najpierw rozdano rowery i mapy miasta, potem zaproszono na bankiet z alkoholem w oddalonym o spory kawałek drogi miejscu, a na końcu pozwolono samodzielnie wrócić do hoteli. Polscy Policjanci z miejsca dostaliby zawału, gdyby tylko mieli okazję uczestniczyć w takich konferencjach.

Jedziemy pod wpływem

Osobiście nie piłem dużo - dwa niezbyt mocne piwa i lampkę szampana. Pamiętałem, że limit alkoholu we krwi w Austrii wynosi 0,8 promila i nie chciałem go przekroczyć. Potem wyciągnąłem kartę elektroniczną, wypożyczyłem rower publiczny i ruszyłem do hotelu.

Wiedeń to piękne miasto - nocą chyba nawet ładniejsze niż za dnia. Ponieważ było ciepło, a noc była młoda, postanowiłem pojechać naokoło i nieco pozwiedzać. Byłem pod ratuszem miejskim, pod operą, zobaczyłem jakąś katedrę, potoczyłem się bulwarami, pokluczyłem po wąskich jednokierunkowych uliczkach.

I nic. Totalne zero niebezpieczeństwa. Chciałbym móc opowiedzieć Wam, że się wywaliłem na wspólnym kontrapasie rowerowo-tramwajowym, albo że stworzyłem niebezpieczną sytuację na drodze. Chciałbym opowiedzieć o tym jak zauważyłem u siebie opóźniony refleks, albo odwrotnie - jak zauważyłem chęć do szybkiej, agresywnej jazdy i ryzykowania życia. Chciałbym opowiedzieć, że nie pamiętam jak dotarłem tego dnia do łóżka, albo inną dramatyczną historię. Niestety nie mogę tego zrobić. Absolutnie nic się nie stało! Jakby nigdy nic wsiadłem na rower i zwyczajnie dojechałem do celu.

Mało tego - po drodze miałem okazję zatrzymać się i upewnić się u policjanta, że na pewno jestem na właściwej drodze do hotelu. Choć pewnie czuć było ode mnie alkohol, policjantowi nawet nie drgnęła powieka, gdy wskazywał mi jak mam dalej jechać rowerem.

1400 osób pod wpływem

  fot. Rafał Muszczynko

Jak wspominałem, na konferencji jest około 1400 osób z całego świata. Większość z nich była na bankiecie, bowiem była to jedyna okazja by w tygodniu pełnym prelekcji, warsztatów, dyskusji i wydarzeń nieco się zrelaksować, pogadać na spokojnie i nawiązać mniej oficjalne kontakty. Większość z nich (co widać na zdjęciu powyżej przedstawiającym część parkingu dla rowerów przed salą, w której odbywał się bankiet) przyjechała tu na rowerach. Większość (jeżeli nie wszyscy) nie odmówiła sobie kieliszka wina lub kufelka piwa.

Można więc śmiało założyć, że tego wieczora po Wiedniu na rowerach poruszało się ponad 1400 osób pod wpływem alkoholu. Samodzielnie i w grupach. Osób nie znających miasta, nie przyzwyczajonych do specyfiki poruszania się po nim, do tutejszej infrastruktury i kierowców. I wiecie co? Kolejnego ranka wszyscy nie tylko byli żywi, cali i zdrowi, ale też pojawili się na prelekcjach, wykładach i warsztatach. Tutejsze media nie podawały dramatycznych statystyk, ani nie ogłosiły armagedonu. Nikogo też nie zatrzymano, ani nie aresztowano . Zatem chyba nie było to aż tak niebezpieczne jak się w Polsce uważa.

p.s. Powyższy tekst nie ma na celu zachęcać do jazdy rowerem pod wpływem w Polsce - kary są za duże, a policyjne łapanki zbyt częste. Powyższy tekst ma na celu pokazać, że polskie podejście do bezpieczeństwa ruchu rowerzystów skupia się nie na tym co potrzeba. Co polecam przetestować, gdy kiedyś pojedziecie za granicę. Bo tylko to może sprawić, że nastąpi zmiana mentalna i kierowanie rowerem nie będzie podciągane pod ten sam paragraf co kierowanie 40-tonowym TIRem, autem zdolnym pojechać 250km/h czy autobusem pełnym ludzi.

p.p.s. Nie zapomnijcie o blogu Agaty Kowalskiej , która też napisała o polskim podejściu do bezpieczeństwa - tylko, że nieco w innym temacie.

Rafał Muszczynko

Więcej o: