W Wiedniu trwa właśnie VeloCity 2013 - największa konferencja poświęcona polityce rowerowej i rowerzystom. Pojechali tam też redaktorzy serwisu Polska na Rowery.
Po latach budowania tras rowerowych całkiem wysokiej jakości Holendrzy, Duńczycy zauważyli, że drogami rowerowymi jeździ się wolniej niż jezdnią. Okazało się, że na jezdni średnia prędkość roweru (wliczając postoje) wynosi około 20km/h, a na drodze rowerowej aż o 5 km/h wolniej.
To problem, gdyż od szybkości jazdy bardzo często zależy atrakcyjność roweru. Nikt nie będzie dojeżdżał rowerem do pracy z sąsiedniej miejscowości lub miasta (w Holandii nie ma tak wielkich przedmieść jak u nas), gdy czas przejazdu będzie nieatrakcyjny. A ponieważ w tym kraju dość sporo osób mieszka w jednej miejscowości, a pracuje w innej - problem nieatrakcyjności roweru na dłuższych trasach wpływa na zwiększenie zapotrzebowania na samochód, miejsca parkingowe, liczbę i szerokość jezdni w mieście itp. Krótko mówiąc - to "zamiejscowi" korkują miasta.
fot. Rafał Muszczynko
fot. Rafał Muszczynko
Czy da się "przyśpieszyć" jazdę rowerem i uczynić ją równie szybką, jak jazda po jezdni (lub nawet szybszą)? W Polsce wielu sceptyków w to wątpi, przyzwyczajono nas bowiem do infrastruktury dość marnej jakości i tego, że jadąc 10km/h rowerzysta "pędzi". W Danii i Holandii postanowiono zmierzyć się z wyzwaniem.
Poprzeczka dla rowerostrady była postawiona wysoko, bo już jakość "normalnych" dróg rowerowych w tych krajach jest bardzo dobra. Ustalono kryteria:
- żadnych kompromisów, proste, jak najbardziej bezpośrednie połączenie między miejscowościami; - wysokiej jakości nawierzchnia (oczywiście żadnej kostki, krawężników i tym podobnych wynalazków); - minimalizacja konieczności zatrzymywania (np na światłach) - maksymalnie 1 zatrzymanie na kilometr; - skrócenie czasów postojów - pierwszeństwo na przejazdach przez jezdnie, priorytet w sygnalizacji; - szerokość 4 metry, by umożliwić łatwe i bezpieczne wyprzedzanie się rowerzystów w każdej sytuacji; - dobra separacja z ruchem pieszym; - projektowane na prędkość średnią 25km/h;
fot. Rafał Muszczynko
fot. Rafał Muszczynko
Oczywiście nie chodzi tylko o umilenie życia rowerzystom. Prawdziwym powodem, dla którego miasta budują rowerostrady są... pieniądze. Wyliczono, że "wartość" nowego cylisty, który zacznie dojeżdżać do pracy to około 900 euro rocznie. Tzn. tyle oszczędzi region, na tym, że dana osoba jedzie rowerem, zamiast innym środkiem transportu. Przy stu cyklistach dziennie daje to roczne oszczędności rzędu 90 tysięcy Euro.
Inne wyliczenia (szwedzkie) pokazują, że poprawa prędkości rowerzysty to także korzyść dla gospodarki. Przyśpieszenie rowerem z 15 do 20 km/h daje oszczędność 1 minuty na każdy przejechany przez rowerzystę kilometr. Przy trasie liczącej 10km będzie to już 10 minut. Szwedzi wyliczyli, że te 10 minut dziennie warte jest 2-3 Euro na osobę. Rocznie (zakładając 200 dni roboczych w roku) i 500 cyklistów jeżdżących rowerostradą, korzyść dla gospodarki wyniesie 200-300 tysięcy Euro.
Budowa wysokiej jakości infrastruktury rowerowej po prostu się opłaca.
fot. Rafał Muszczynko
fot. Rafał Muszczynko
Polskie miasta z racji na brak jakiegokolwiek planowania przestrzennego, mają zwykle wianuszek dzielnic-sypialni dookoła centrum i olbrzymie przedmieścia, na których stłoczone są dziesiątki tysięcy ludzi. Osoby te nie mają zwykle ani dobrej komunikacji zbiorowej, a z racji na nadmiar aut - także szansy na dojechanie do centrum samochodem w akceptowalnym czasie. Rowerostrady łączące te "sypialnie" z centrum miasta miałyby u nas znacznie większy potencjał niż w Holandii czy Danii.
Rafał Muszczynko