Miejską siecią jednośladów chwaliliśmy się od 2008 roku (wtedy zaczęły się jej testy). Miała się rozwijać i każdy kolejny sezon miał być lepszy - więcej stacji, więcej rowerów. Czegoś takiego nikt w Polsce jeszcze nie wymyślił ani nie zrobił.
Wypożyczalnia zaczęła oficjalnie działać 1 kwietnia 2009 roku. W kwietniu, bo ten miesiąc uznawany jest za początek sezonu rowerowego. W tym roku rowery nie wyjechały - stojaki na ulicach są puste. I nie chodzi wcale o przedłużającą się zimę. - Wypożyczalnia będzie nadal istniała, ale obsługą całego systemu zajmą się nasi pracownicy. Uruchomimy wypożyczalnię, kiedy tylko kupimy oprogramowanie konieczne do jej funkcjonowania - tłumaczy Michał Pyclik z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
Miejskie rowery nie mają szczęścia. Na początku wypożyczalnię prowadziła firma BikeOne, obie strony były zadowolone, ale miasto chciało postępów - więcej rowerów, więcej stacji. Pod koniec 2011 roku miasto wybrało nowego operatora, firmę RoweRes, która miała już doświadczenie w prowadzeniu wypożyczalni w Rzeszowie.
- Umowa była taka, że RoweRes rozbudowuje system, a więc stawia kolejnych 50 stacji (do 100 już istniejących) i nowe rowery - opowiada Pyclik. - Firma miała zarabiać na wypożyczaniu sprzętu i na reklamach. Nie udało się. A skoro poległa i nawet nie uruchomiła wypożyczalni, to chcemy rozwiązania umowy. RoweRes ma nam przekazać sprzęt, który przecież od nas dostała.
Jak twierdzą urzędnicy ZIKiT, w ubiegłym roku potraktowali RoweRes ulgowo. Firma miała opiekować się tym, co jest. Zresztą umowę podpisano dopiero w maju 2012 roku, kiedy było już za późno na jakiekolwiek nowe inwestycje. ZIKiT czekał. Tymczasem krakowianie zaczęli się skarżyć - za mało sprzętu, a ten, który jest, bywa zepsuty (podobnie jak panele do wypożyczania rowerów); do tego system wciąż jest skomplikowany i żeby przejechać się na miejskim jednośladzie, trzeba zalogować się w internecie, wpłacić kaucję...
- Naprawdę mieliśmy dużo cierpliwości - przekonuje Pyclik. - Prowadzenie wypożyczalni to nie jest bułka z masłem, na rozruszanie systemu i rozwój potrzeba czasu. Ale ileż można stosować taryfę ulgową?
Czy RoweRes próbował coś rozruszać (do 2015 roku w mieście miało być już 1500 jednośladów)? - Mieliśmy wielkie plany, podeszliśmy do krakowskiego projektu z optymizmem i energią - przekonuje Małgorzata Mac z RoweRes. - Zrobiliśmy biznesplan, za 5 mln zł chcieliśmy uruchomić 50 nowych stacji. Szukaliśmy firmy, która będzie się chciała reklamować na tak atrakcyjnym nośniku jak krakowski rower miejski. Znaleźliśmy dwa koncerny, które były zainteresowane współpracą i chciały dać naprawdę duże pieniądze. Ale te plany pokrzyżował kryzys ekonomiczny, poza tym potencjalni reklamodawcy mieli warunek: dadzą pieniądze, jeżeli stacje będą połączone ścieżkami rowerowymi.
W Krakowie taki warunek jest właściwie nie do spełnienia. W mieście powstaje rocznie kilka, kilkanaście kilometrów ścieżek (i to nie w centrum, bo tu stosuje się inne rozwiązanie - kontrapasy). Jeżeli drogi dla rowerów powstają (DDR), to raczej poza centrum - przy okazji większych inwestycji komunikacyjnych. Poza tym polityka rowerowa miasta tak naprawdę nie istnieje. Jest doraźność: uzupełnienie tras rowerowych, dokładanie stojaków. Wystarczy prześledzić budżety z ostatnich lat - z rowerów zawsze się zabiera.
- Warunek reklamodawców, że będą pieniądze, jeżeli będą ścieżki, nie był wzięty z kosmosu. Natomiast tłumaczenie miasta, że nie jest możliwe połączenie stacji, jest kosmiczne. Przykład: kiedy uruchamialiśmy wypożyczalnię w Rzeszowie, było tam 50 km ścieżek. W ciągu trzech lat liczba ta podwoiła się - mówi Małgorzata Mac. - Porównywać Kraków z Rzeszowem chociażby pod względem wielkości czy budżetu?!
ZIKiT już przymierza się do zakupu oprogramowania obsługującego sieć, co potrwa. Tegoroczny sezon może się rozpocząć w maju, czerwcu, lipcu. Albo w ogóle.
Będzie przetarg na kolejnego operatora? ZIKiT ma inny pomysł, rewolucyjny i drogi: z rowerów mogliby korzystać za darmo krakowianie, którzy posiadają już Krakowską Kartę Miejską (na wszystkie linie). Drogi pomysł, ponieważ cały ciężar utrzymywania sieci miasto wzięłoby na siebie. Prezydentowi, który nie ma serca do rowerów (o czym mówi wielu radnych i urzędników), ten pomysł z pewnością się nie spodoba.
Warszawa uruchomiła swoją wypożyczalnię 1 sierpnia 2012 roku - 55 stacji, 1 tys. rowerów; w ciągu kilkunastu dni do systemu zalogowało się 15 tys. użytkowników (projekt Veturilo - Warszawski Rower Publiczny). Od sierpnia do listopada 2012 roku stołeczne rowery wypożyczano 280 tys. razy, użytkowników było 47 tys. Wrocław też ma się czym pochwalić - sezon 2012 to 160 tys. wypożyczeń, w systemie zalogowało się 30 tys. osób. Operator prowadzący miejską wypożyczalnię w Poznaniu zaproponuje firmom i korporacjom darmowe abonamenty dla pracowników, którzy chcieliby się przesiąść na rowery. Jak było w Krakowie? W 2009 roku średnia miesięczna liczba wypożyczeń to 4560, rok później - 5500. W ubiegłym roku, gdy stacjami rządził RoweRes, 1673 użytkowników wypożyczyło miejskie jednoślady 25,2 tys. razy.
Będzie jak w Amsterdamie, gdzie na ścieżkach rowerowych tworzą się korki. Kraków wyprzedzi na rowerze wszystkie inne miasta, zakasuje je - kilka lat temu, gdy startowała miejska wypożyczalnia, słyszeliśmy takie zapowiedzi od krakowskich urzędników.
No i proszę: na rowerze ścignęła nas Warszawa, śmignął Wrocław, przejechał Rzeszów. Daliśmy wszystkim przykład, po czym zsiedliśmy z roweru.
RoweRes tłumaczy się kryzysem, pewnie ma rację. W kryzysie tnie się wydatki na promocję, i reklamę. Która firma wyłoży pieniądze na reklamę na miejskich rowerach, które jeżdżą, jak jeżdżą, i na które się narzeka? Argument o ścieżkach rowerowych mógł być z ich strony tylko wytrychem.
Operator miejskiej wypożyczalni nieśmiało mówi o nieudanej współpracy z miastem (czyli z ZIKiT-em) i tu może mieć rację: jeżeli co chwilę zmienia się podejście do rowerów, jeżeli co miesiąc jednego urzędnika, odpowiedzialnego za rowery w mieście, zmienia drugi urzędnik (który ma inne pomysły), to właściwie z kim współpracować, jakich ustaleń się trzymać?
Bałagan? Owszem. Przypomnę, że kiedy RoweRes zastępował poprzedniego operatora, firmę BikeOne, przez jakiś czas rowery stały uziemione. Dlaczego? Ano dlatego, że BikeOne wciąż miał licencję na program do obsługi wypożyczalni. A miastu wydawało się, że to ono go ma. Z takich drobiazgów robi się katastrofa.
Miejskie rowery nie jeżdżą. A krakowianie tracą do nich serce.
Artykuł pochodzi z krakowskiego wydania lokalnego Gazety.